Jak opisać w jednym artykule 90 lat życia polskiego społeczeństwa? Społeczeństwa, które wcześniej podzielone na części, nie miało własnego państwa przez ponad sto dwadzieścia lat, które żyło poddane trzem zaborcom, trzem różnym prawom i trzem różnym obyczajom. A jednak to społeczeństwo po latach niewoli wywalczyło niepodległość swojemu państwu – Polsce. Właśnie taki – my Polacy – mamy charakter, taki jest nasz patriotyzm, i z tego możemy być dumni. Ale nie sposób krótko opisać te 90 lat, które potem nastąpiły. Jestem inżynierem więc tylko spróbuję naszkicować jedną, bliską mi nić, z wielkiej liczby wątków tworzących obraz Polski po odzyskaniu niepodległości
Pierwsze 20 lat niepodległości
Trzy różne części Polski, trzy zabory należało scalić w jeden organizm państwowy – wprowadzić jedno prawo, zorganizować jedną administrację, jedno wojsko, jedną policję, jeden układ komunikacji drogowej, kolejowej, telefonicznej itd.. A w dodatku przez dwa pierwsze lata prowadzono i wygrano wojnę ze wschodnim sąsiadem. Polska była zrujnowana wojną. Graniczyło z cudem, że w ciągu dwudziestu lat niepodległości odbudowaliśmy zniszczenia wojenne, zbudowaliśmy Gdynię z portem (na zdj.) skutecznie konkurującym z portem w Gdańsku, powstał Centralny Okręg Przemysłowy z wieloma zakładami przemysłu ciężkiego i maszynowego[1], rozwinięto przemysł chemiczny, górnictwo węgla kamiennego, przemysł tekstylny itd. Nie chce wyliczać, bo i tak nie wyliczę tutaj wszystkiego, dodam tylko, że w wielu dziedzinach przemysłu Polska liczyła się na świecie (np. w produkcji taboru kolejowego). Jak to się stało? Otóż rozwój gospodarki był podporządkowany interesom Polski. Rządzący państwem i gospodarką rozumieli, że o sile i bogactwie kraju decyduje przede wszystkim produkcja, czyli rodzaj, ilość i jakość wyrobów. Przyjęto właściwe proporcje między przemysłem ciężkim i innym jego gałęziami oraz rolnictwem i przetwórstwem produktów rolniczych. Banki i inne instytucje finansowe działały zgodnie z interesom polskiej gospodarki. Nie ulegano fetyszom „nacjonalizacji” i „prywatyzacji”, a przedsiębiorstwa i instytucje państwowe działały wzorowo, np. kolej i poczta.
Po 20 latach od odzyskania niepodległości polska gospodarka, choć ustępowała dużym krajom europejskim, liczyła się w Europie i na świecie, jej wyroby stały na wysokim poziomie a polski złoty był waluta stabilną.
Lata wojny
Wojna zniszczyła Polskę. Zrujnowała nie tylko gospodarkę lecz także, i to przede wszystkim, zniszczyła polskie elity naukowe, gospodarcze – wszystkie. Okupanci niemieccy i sowieccy wymordowali lub wywieźli kilka milionów Polaków. Wielu zginęło w walkach partyzanckich, wielu znalazło się poza granicami kraju uciekając przed obozami i śmiercią.
Lata PRL-u
Polacy stanęli do odbudowy kraju. Okazało się jednak, że nadal prześladowana jest polska inteligencja. Nastąpiła nacjonalizacja zakładów produkcyjnych, których kierowanie powierzano ludziom bez wykształcenia, nie mającym żadnego pojęcia o prowadzeniu przedsiębiorstwa. Kierowanie przemysłem przeszło w ręce ludzi całkowicie podporządkowanych ZSRR, a więc działających zgodnie z jego, nie naszym interesem. Panująca wówczas socjalistyczna doktryna centralnego planowania spowolniła odbudowę a następnie rozwój przemysłu i rolnictwa. Znane jest powiedzenie: „plan pięcioletni wykonamy choćbyśmy mieli go wykonywać dziesięć lat”. Jeżeli za punkt odniesienia przyjąć tzw. kraje demokracji ludowej, to Polska miała dobre, choć nie najlepsze osiągnięcia (oczkiem w głowie ZSRR była NRD). Zbudowano, np. Nową Hutę, rozwinięto produkcję maszyn budowlanych i szeregu innych maszyn, powstało wiele nowych zakładów produkcyjnych. Jeśli jednak odnieść się do krajów zachodniej Europy, które m.in. korzystały z „Planu Marshall’a”, zacofanie polskiej gospodarki dramatycznie się powiększało. Pozytywne było to, że ZSRR zależało na rozwoju produkcji, więc produkcja rosła. Negatywne – w stopniu przeważającym – było to, że rozwój obejmował nie te gałęzie gospodarki, które odpowiadały pozycji i interesowi Polski ale te, których potrzebował nasz wielki sąsiad (wyrazem tego była, np. kolejowa linia szerokotorowa od granicy z ZSRR do zagłębia przemysłowego Polski). Ogromna praca polskiego społeczeństwa była źle wykorzystywana, co prawda przynosiła rezultaty ale niewspółmierne małe.
Ale jest jeszcze jedna, niszcząca cecha okresu 45-ciolecia – systematyczne demoralizowanie dwóch pokoleń Polaków. Codzienne życie w atmosferze kłamstwa – od szkoły przez studia a następnie w pracy – deprawowało Polaków. Uczono ludzi, że nie zdolności, wysokie kwalifikacje i sumienna praca tylko zapisanie się do ZMP (wcześniej ZWM), a potem do PZPR otwiera najpierw drogę na uczelnie, a potem awans w miejscu pracy. W ten sposób gospodarką kierowali kiepscy fachowcy ale za to pozbawieni skrupułów, kombinatorzy podatni na wszelkie malwersacje i w dodatku bezkarni[2]. Były oczywiście wyjątki ale niestety tylko wyjątki.
Ostatnie dwadzieścia lat
Nie przeprowadzono skutecznej dekomunizacji i lustracji. Wskutek tego odzyskanie niepodległości nie stworzyło warunków swobodnego, szybkiego rozwoju. Tak bardzo potrzebny rozwój został zahamowany przez intelektualną niemoc ”fachowców” wychowanych w PRL, którzy nadal kierowali naszą gospodarką, oraz skrępowany przez wszechobecną agenturę i siatkę osób ze służb specjalnych. Nieliczni, prawdziwi specjaliści byli skutecznie eliminowani.
Ale przemysł istniał. Były hale fabryczne, maszyny i inne wyposażenie produkcyjne – zdawało się, że będzie można to mądrze i skutecznie wykorzystać. Ale w nowych warunkach pojawił się nowy mechanizm. Otóż weszliśmy w sferę gospodarki kapitalistycznej, w sferę konkurencji. Potencjał gospodarczy Polski mimo wszystko zagrażał różnym producentom europejskim i światowym. Różni „ekonomiści” zachodni wpajali kierującym naszą gospodarką, że to co mamy jest nic nie warte – nawet złotówki – jak to dobitnie mówił wicepremier Goryszewski. Przyjęto również dwie niszczące doktryny: konieczność prywatyzacji wszystkiego i, co jeszcze gorsze, konieczność likwidacji tego co nie jest w
tej chwili opłacalne. Szczególnie to drugie odbiło się w sposób nieodwracalny na naszej gospodarce. Rdzewiał porzucony park maszynowy, rozsypywały się hale fabryczne, likwidowano biura konstrukcyjne i ośrodki badawcze. Kierujący naszą gospodarką nazwali się „menedżerami” ale nie potrafili zrozumieć prostych prawd: 10 – jeśli krawiec szyje niemodne ubrania, to nie należy mu niszczyć maszyny do szycia, tylko trzeba mu dać modne wykroje oraz 20 – jeśli chcesz sprzedać prosię, to je tucz, a nie przestawaj karmić (prywatyzacja przez upadłość). Polskie cukrownie były deficytowe (koszt produkcji cukru był wyższy niż jego cena na rynku), więc je sprzedano. Ale w obcych rękach zaczęły przynosić zysk. Dlaczego? A to dlatego, że po prywatyzacji ceny cukru prawie natychmiast dwukrotnie wzrosły. Sprzedaliśmy część polskich hut stali, a pozostałe zlikwidowaliśmy zgodnie a poleceniem UE i… otworzyliśmy oczy ze zdumienia, bo zaraz potem światowe zapotrzebowanie i ceny produktów hutniczych mocno wzrosły zapewniając wysoki dochód ale już nie Polsce. Dla naszych „fachowców” była to niespodzianka, kupujący huty to przewidzieli. Dziś to samo dzieje się z przemysłem stoczniowym i tysiącami zakładów kooperujących ze stoczniami. Gorzkim owocem tego dyletanctwa gospodarczego (zapewne także korupcji) naszych „elit” jest coraz bardziej widoczna rzeczywistość utraty własności naszego majątku produkcyjnego. Polakom pozostaje najemna praca jako jedynie dostępne źródło utrzymania.
Gorzka to prawda, wyrażana w przenośni powiedzeniem: wczoraj Moskwa dziś Bruksela. Ale nie chodzi tu o dosłownie o Brukselę. Znowu gubimy gdzieś nasz, polski interes. Stanęliśmy bezradni wobec wilczych praw kapitalizmu, wobec narodowych i międzynarodowych potentatów przemysłowych, dla których liczy się tylko zysk, a solidarność tylko wtedy, kiedy się to opłaci. Bezradni, bo nie umieliśmy się bronić – nie mamy rzeczywistych elit gospodarczych, a nie chcieliśmy korzystać z tych osób, które uniknęły eksterminacji lub nie uległy demoralizacji. Gospodarkę przejęli w ogromnej mierze ludzie „wychowani” w PRL, obciążeni nawykami „realnego socjalizmu”, kierujący się tylko interesem własnym, a nie interesem Polski. Ze względów politycznych odmawialiśmy też, pod różnymi pozorami, przyjęcia pomocy ze strony ośrodków polonijnych. Polityka zwyciężyła gospodarkę.
I co dalej?
Ostatnie dwadzieścia lat naszkicowałem czarną kreską. Może nawet przesadnie czarną, bo Polacy są narodem wyjątkowo zdolnym i uczą się szybko. Dorasta nowe pokolenie znacznie lepiej zorientowane w prawach i zwyczajach obecnej gospodarki światowej. Pokolenie, które zaczyna rozumieć co to jest patriotyzm, szczególnie dzięki obecnemu Prezydentowi RP (m.in. Muzeum Powstania Warszawskiego i uroczyste obchody świąt państwowych), rządom PiS w latach 2005-7, katolickiemu ośrodkowi toruńskiemu, działalności edukacyjnej IPN itd. itd. Spodziewam się, że wkrótce przestaniemy bezwolnie poddawać się doktrynie „prywatyzacji za każdą cenę” i „niewidzialnej ręki rynku”. Mam nadzieje, a nawet jestem pewny, że szybko zrozumiemy zasadę: prywatyzacja tylko za cenę godziwą i w polskie ręce. Mam nadzieję, a nawet jestem pewny, że będziemy szybko rozpoznawali kto kieruje „niewidzialną ręką rynku” i nauczymy się nią kierować w naszym, polskim interesie. Czas teraz biegnie szybciej. Ponad sto dwadzieścia lat trzeba było czekać na niepodległość, następnie wystarczyło już tylko 45 lat i zdjęliśmy z naszych pleców ciężar socjalizmu. Mam nadzieję, że teraz wystarczy już tylko kilka lat ponad te dwadzieścia, co upłynęły.
Maciej K. Sokołowski
[1] Opisał to wspaniale M. Wańkowicz w książce „Sztafeta”
[2] Patrz twórczość Janusza Szpotańskiego – „Towarzysz szmaciak” i in.