Ostatni szef komunistycznego MSW, który rządził policją polityczną mającą za zadania rozprawić się z „Solidarnością”, przeprasza dziś tych, którym w dokumentacji SB przypisano czyny nigdy niepopełnione. ?Wielu osobom wyrządzono krzywdę przez bezkrytyczne ujawnienie materiałów operacyjnych SB” ? pisze Kiszczak.
Jak instruował Kiszczak?
Generał wyjaśnia, czemu służyła jego decyzja ze stycznia 1982 r. o ochronie techniki operacyjnej oraz idące w ślad za nią zarządzenie 0018/82 z lutego 1982 r. Na tej podstawie ? jak stwierdza – funkcjonariusze SB mieli obowiązek „konspirować” źródła informacji zdobytych z podsłuchów, obserwacji, nielegalnych przeszukań i kontroli korespondencji.
Nazywano to „przesuwaniem źródeł”. Zasada ta miała być bezwzględnie przestrzegana.
Generał: ujawniajcie, jak tworzono akta
W swoim oświadczeniu Kiszczak przeprasza osoby zarejestrowane jako TW, którym w wyniku jego decyzji przypisano informacje pochodzące z ?techniki?, a teraz zarzuca im się współpracę z SB.
Wzywa również byłych funkcjonariuszy SB, którzy ?przesuwali źródła?, by „jeśli zajdzie taka potrzeba” (np. przed sądem), ujawniali, jak tworzono akta niektórych TW. I by nie bali się kary, bo wykonywali polecenia.
Były szef MSW bierze na siebie odpowiedzialność za „przesuwanie źródeł”: „Funkcjonariusze (…) nie dokonywali fałszerstw, tylko na użytek wewnętrzny MSW konspirowali źródła, przenosząc informacje. Działali w ramach pragmatyki służbowej (…) w resorcie, gdzie obowiązywała ścisła podległość i bezwarunkowe wykonywanie instrukcji”.
Przesuwanie źródeł a sprawa Wałęsy
„Gazeta Wyborcza” pisze, że metoda „przesuwania źródeł” wyszła na jaw w 2006 r. podczas autolustracji Małgorzaty Niezabitowskiej, byłej rzeczniczki rządu Tadeusza Mazowickiego. Według akt IPN miała ona być tajnym współpracownikiem o pseudonimie „Nowak”. Ale zeznający przed sądem por. SB Robert Grzelak, oficer rzekomo prowadzący Niezabitowską, przyznał że zarejestrował ją jako agenta bez jej wiedzy i zgody, a relacje ze spotkań preparował na podstawie innych źródeł.
Przykładem na pomieszanie materiałów z podsłuchów i innych form inwigilacji – jak pisze „GW” – jest sprawa Lecha Wałęsy, którego historycy IPN oskarżają, że w latach 70. był agentem o pseudonimie „Bolek”.
„Weryfikacja oświadczenia trudna do przeprowadzenia”
Historyk prof. Andrzej Friszke, choć podkreśla, że dla badacza archiwum oświadczenie Kiszczaka ma znaczenie, to ostrzega, że należy do niego podchodzić z ostrożnością. – Generał nie jest bowiem bezstronnym świadkiem, ale osobą bezpośrednio zainteresowaną w sprawie. Obecna lustracja opiera się głównie na zapisach w ewidencji, co uważam za metodę wadliwą choćby dlatego, że nie pozwala na analizę rzeczywistego przebiegu współpracy. Dla historyków istotne są oczywiście nie zapisy ewidencyjne, ale treść doniesień i weryfikacja ich prawdziwości – podkreśla prof. Friszke.
Jego zdaniem Kiszczak wydał oświadczenie, bo stara się chronić źródła informacji swojego resortu. – Weryfikację tego, co pisze generał można by przeprowadzić na jakiejś grupie przypadków szczegółowych, czyli akt rozpracowań, względnie teczkach pracy TW. Jest to trudne, gdyż taka dokumentacja z lat po 1980 r. została w większości zniszczona w okresie, kiedy gen. Kiszczak był ministrem. Pozostały materiały zwykle już przetworzone w postaci notatek operacyjnych kierowanych do innych komórek SB itp. – mówi historyk.
tvn24.pl/AR