Firma współpracująca z byłymi esbekami pomaga agentom oskarżonym o współpracę z SB. Udziela im pomocy prawnej, analizuje dokumenty zgromadzone w IPN. Wstępna ocena teczek, to koszt 300 złotych, pomoc w ich zakwestionowaniu - kilka tysięcy. Firmę doradczą „Wersja” znaleźliśmy w internecie.
- To pierwsza firma oficjalnie świadcząca takie usługi, chociaż sama instytucja rozmaitych „spółdzielni pomocy lustrowanym” składających się z prawników, dziennikarzy, a także „spółdzielni ubeków” prawdopodobnie działa od lat - twierdzi Piotr Gontarczyk (na zdj.), historyk z IPN, który lustracją zajmuje się od 10 lat, kiedy powstało Biuro Rzecznika Interesu Publicznego. - Widać, ci ludzie wykazują się już dzisiaj taką bezczelnością, że nie boją się wyjść z cienia. I uczą za pieniądze, jak przed sądem „dostosować swoje zeznania” do treści zachowanych dokumentów, aby nie zostać uznanym za kłamcę lustracyjnego.
Rozmawialiśmy z właścicielem firmy, podając się za ewentualnych klientów. Przedstawił się jako Sławomir Kuśmirek. Oferował pomoc zarówno w analizie materiałów zgromadzonych na nasz temat w IPN, jak i w dotarciu do odpowiednich ludzi w miejscu naszego zamieszkania. Samo spotkanie i wstępna analiza dokumentów, to kwestia 300 złotych, dogłębna - ze wskazaniem, które elementy zebranych na nas papierów można podważyć - kilka tysięcy.
Postanowiliśmy osobiście spotkać się z Kuśmirkiem. Pojechaliśmy pod adres wskazany w internecie. Kiedy zadzwoniliśmy, przez domofon odezwała się młoda kobieta. - To jakaś pomyłka - oznajmiła. Ale w Urzędzie Miasta Warszawa Sławomir Kuśmirek zarejestrował firmę właśnie pod tym adresem. Tyle że oficjalnie w Wersji zajmują się wykonywaniem fotokopii, przygotowywaniem dokumentów i „działalnością wspomagającą edukację”. Bo w swojej ofercie, obok działu „Rzeczywistość a materiały IPN”, firma ma także „Bezpieczeństwo wewnętrzne”, w którym chwali się wiedzą m.in. z zakresu szkolenia ochrony, tworzenia kancelarii tajnych czy obiegu dokumentów niejawnych. Już jako dziennikarze „Polski”, zadzwoniliśmy do właściciela Wersji. Znalazł dla nas czas dopiero w lutym.
Jak wynika z oferty firmy, jej usługi skierowane są przede wszystkim do osób publicznych objętych lustracją, ale tak naprawdę mogą z niej korzystać wszyscy, którzy mają jakieś kłopoty lustracyjne, bo zostali na przykład ujawnieni jako agenci w publikacjach naukowych. -Jeżeli ta firma skupia się na uczciwej obronie tych ludzi, to nie widzę w tym nic złego, bo każdy ma prawo do obrony. Jeżeli zaś wpływa na świadków albo skłania ich do krzywoprzysięstwa - to właściciele Wersji powinni być natychmiast zdemaskowani i pociągnięci do odpowiedzialności karnej - mówi Andrzej Czuma, polityk PO. Tak samo uważa jego partyjny kolega Stefan Niesiołowski. - Tylko Joanna d’ Arc nie potrzebowała obrońców. Ale jeśli ci ludzie namawiają do składania fałszywych zeznań, to firmą powinien zająć się prokurator - dorzuca.
Jerzy Wenderlich, poseł SLD, mówi, że taka firma jest na rynku potrzebna. - Jeśli ktoś mi mówi, że poprzez lustrację spełnia się idea sprawiedliwości, to ja mu nie wierzę. Przy tak przetrzebionych dokumentach to po prostu niemożliwe - ocenia poseł. - A ta firma odpowiada na bezradność i zaszczucie, czasami zupełnie niewinnych ludzi .
Mecenas Roman Nowosielski podkreśla, że zapotrzebowanie na rynku na tego typu usługi jest ogromne. I jeśli działalność firmy skupia się wyłącznie na tłumaczeniu klientom, jakimi mechanizmami rządziło się tworzenie dokumentów, na ustalaniu danych świadków, to w porządku. Jeśli jednak pracownicy Wersji docierają do nich, to łamią prawo, gdyż istnieje potencjalne niebezpieczeństwo, że mogą wpływać na treść ich zeznań.
Historycy z IPN nie mają wątpliwości, że niektóre procesy lustracyjne wyglądają jak świetnie wyreżyserowane spektakle, w których świadkowie (byli esbecy) odgrywają przygotowane dla siebie role.
-Zdarzało się już, że podczas procesów świadkowie, czyli byli esbecy, mieli przygotowane zeznania pokrywające się dokładnie z linią obrony. Opowiadali nie o tym, co pamiętają sprzed 20 czy 25 lat, a o tym, co zachowało się w dokumentach IPN - mówi Piotr Gontarczyk. - Nie mam wątpliwości, że byli przez kogoś instruowani, co i jak mają mówić - dodaje Gontarczyk. Antoni Dudek z IPN wspomina jeden z procesów, kiedy przed sądem oficer Służby Bezpieczeństwa przepraszał oskarżoną za to, że dla kariery bez jej wiedzy i zgody wpisał ją na listę.
-Ustawa lustracyjna skonstruowana jest w taki sposób, że przed sądem ważniejsze od dokumentów zgromadzonych w IPN są zeznania świadków, którzy po prostu kłamią, podważając treść i wartość zupełnie oczywistych dokumentów. Mogą to robić zupełnie bezkarnie i skutecznie, zwłaszcza odpowiednio poinstruowani - mówi Gontarczyk. - Wielokrotnie już sądy oczywiste nonsensy brały w wyrokach lustracyjnych za dobrą monetę.
Firma zapewnia na swojej stronie, że gwarantuje profesjonalizm ” wymagany w tego rodzaju działalności” łączący doświadczenie, skuteczność i realizm; a także dyskrecję i pełną ochronę danych.
Źródło: „Polska Times”, „Kurier Lubelski”
Za: InfoPatria, www.bibula.com