Całą noc musieli czekać rodzice, by zapisać swoje dziecko do żłobka na ul. Skarżyńskiego na Ochocie. Jaki jest powód kolejek rodem z komuny? Miejsc w żłobkach jest tak mało, że rodzice musieli przypomnieć sobie „patent” sprzed 30 lat – komitety kolejkowe. Na zapisanie dziecka do żłobka czeka w Warszawie aż 3 tys. rodziców.
Zapisy do żłobka na Skarżyńskiego zaczęły się w środę o godz. 9. Pierwsi rodzice ustawili się jednak pod drzwiami już we wtorek o godz. 15. W sumie na 60 wolnych miejsc chętnych było ponad dwukrotnie więcej.
Może zdarzy się cud – mówiła z gorzkim śmiechem jedna z matek, która na liście miała dopiero numer 144. W środowy poranek przyjęto dzieci najbardziej cierpliwych rodziców.
– Jestem szczęśliwy. Po całej nieprzespanej nocy córka dostała się do żłobka – cieszył się jeden z nielicznych szczęśliwych ojców, którym udało się zapisać dziecko.
Podobna sytuacja jest w innych żłobkach w stolicy. Katarzyna Łykowska od kilku miesięcy szuka miejsca dla swojego dziecka. Nie może rzucić pracy, dlatego pomaga jej rodzina. Ale to tymczasowe wyjście z sytuacji.
– Ja pracuję, więc staram się to pogodzić jakoś. Ktokolwiek w rodzinie może to się zajmuje – opowiada. Ciężką sytuację w żłobkach potwierdzają zresztą ich dyrektorzy. – Nie mamy miejsc. Jest ponad 100 osób oczekujących na liście rezerwowej – przyznaje Katarzyna Radziszewska, dyrektorka żłobka nr. 22 na ul. Koszykowej. Wyjściem jest zapisanie dziecka do prywatnego żłobka. Tu znalezienie miejsca dla swojej pociechy to też problem, ale dużo mniejszy. Tyle, że taki luksus kosztuje nawet 1200 zł miesięcznie.
Tragicznie mała liczba miejsc w żłobkach to problem, z którym rodzice będą musieli się mierzyć jeszcze wiele lat. 10 lat temu do dyspozycji rodziców było ponad 100 takich placówek, ale przyszedł niż demograficzny i wiele zlikwidowano. Tego, że nadejdzie baby-boom nikt nie przewidział. Dziś żłobków jest ponad dwa razy mniej, a maluchów – coraz więcej.
Nowe nie powstają, a jeśli niszę chce wypełnić prywatna firma, napotyka na trudności. Joanna Andrzejewska od kilku miesięcy walczy o otwarcie żłobka na Ursynowie. Choć wszystko jest już gotowe, właścicielka ciągle zmaga się z kolejnymi problemami.
Czy miasto powinno dopłacać rodzicom do żłobków prywatnych jeżeli nie dostali miejsca w żłobku publicznym?
– Sanepid, straż pożarna, inspektor budownictwa. Dostosowanie kuchni, dostosowanie techniczne budynku i zorganizowanie dwóch łazienek – wymienia kolejne formalności, które musi spełnić, by otworzyć swój żłobek.
Urzędnicy znaleźli sposób na zwiększenie liczby miejsc. Rozpoczęli program otwierania mini żłobków czyli filii żłobków-matek. Dzięki temu co roku przybywa prawie 200 miejsc dla maluchów. To jednak wciąż kropla w morzu potrzeb.
– Tak, jest za mało, ale to jest droga, która co roku przysparza nam konkretnej ilości miejsc – chwali się Bogdan Jaskołd, dyrektor miejskiego Biura Polityki Społecznej.
W ciągu ostatnich 4 lat liczba miejsc w żłobkach zwiększyła się z 2,5 tys. do ponad 3 tysięcy. Ale na listach rezerwowych cały czas czeka przynajmniej 3 tysiące rodziców. Żeby problem rozwiązać trzeba by natychmiast otworzyć 20 nowych żłobków.
Tvnwarszawa.pl/PK
***
Kolejny „cud” Tuska. Powrót do PRL. Na razie … w żłobkach?
PK