Saba, suka Ludwika Dorna, już dawno osiągnęła status zwierzęcego celebryty, popularnością dorównuje jej tylko kot Alik i legendarny pies ratownik „Irasiad”. Na salony trafiła prosto z sejmowych korytarzy i szybko znaleźli się tacy, którzy chcieli, by zawitała i na salę sądową. Sąd odrzucił jednak pozew przeciwko suce, o czym Sabę postanowił powiadomić listownie.
„Wiele osób – od Romana Giertycha do miłośników Szkła Kontaktowego – podniosło krzyk, gdy swego czasu bocznym wejściem wprowadziłem moją chorą psinkę do gmachu Sejmu. Taki sam lament powstał, gdy z powodu rozpowszechniania nieprawdziwych informacji o mojej suce wytoczyłem proces komitetowi wyborczemu LiD. Padały głosy, że traktuję psa jakby był człowiekiem. Człowiekiem Saba nie jest – to fakt. Jest za to podmiotem obrotu prawnego. Poniżej zamieszczam na to dowód” – pisze Ludwik Dorn.
Sabę – jak i kilkadziesiąt innych osób – pozwał Andrzej Grabowski. Dlaczego? To z pisma sądowego nie wynika.
Czarna sznaucerka posła PiS do polskiej polityki wkroczyła w maju 2007 roku. To właśnie wtedy marszałek Ludwik Dorn przyprowadził ją do Sejmu, bo sama nie mogła zostać w domu. Posłowie innych partii byli oburzeni. Kilku z nich w geście protestu, że z parlamentu robi się zwierzyniec, też przyszło na Wiejską ze swoimi czworonogami.
Saba stała się też bohaterką wyborczej reklamówki Lewicy i Demokratów. W spocie pojawiła się informacja, jakoby miała pogryźć meble w MSWiA. Dorn – ripostując, że to kłamstwo – skierował sprawę do sądu. Wygrał. I LiD musiał za spot przeprosić.
TVN24/PK