Ewa Milewicz, jedna z czołowych publicystek „Gazety Wyborczej”, zwróciła order nadany jej przez Lecha Kaczyńskiego. To protest przeciwko odznaczeniu szefa Instytutu Pamięci Narodowej Janusza Kurtyki. Jeśli Kurtyka otrzymuje odznaczenie od Prezydenta Polski, to Ewa Milewicz swoje oddaje.
„Jako osoba wspomagająca strajk 1980 r. dostałam od pana 31 sierpnia 2006 r. przed Stocznią Gdańską Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski. Niestety, skłonił mnie Pan Prezydent do odesłania tego orderu. W strajkach Sierpnia ’80 brały udział, wspomagały je miliony ludzi. Bez Lecha Wałęsy nie zakończyłyby się one tak wspaniale. Bez Lecha Wałęsy, jego odwagi, niekonwencjonalności, bez jego bezkompromisowości, umiejętności postawienia się władzy stanu wojennego nie byłoby III RP. Nie byłoby 1989 r., Pana prezydentury, mojej „Gazety Wyborczej” – pisze Ewa Milewicz w „Gazecie Wyborczej”.
„Dla Pana jednak, jak się okazało wczoraj, Lech Wałęsa to człowiek nikczemny. I odznaczył Pan ludzi z IPN, którzy dostarczają amunicji do strzelania do Lecha Wałęsy. Ale dziwnie nie pamiętają w swoich publikacjach o wieńcach laurowych dla niego” – stwierdza Milewicz. Ewa Milewicz nie rozumie na czym polega odwaga Prezesa IPN. – Skoro Pan nazwał Lecha Wałęsę agentem, to jakiej odwagi wymagało powiedzenie tego przez IPN?” – pisze publicystka „GW”.
„Ostatni czas pokazał, że odznaczył Pan Prezydent ludzi, którzy nie zawahają się użyć teczki do zniszczenia przeciwnika politycznego. I nie użyją teczki w obronie ofiary. Skoro Lech Wałęsa i ci, którzy się z nim solidaryzują, są nikczemni, a IPN odważny, proszę przyjąć moje odznaczenie. Z wyrazami rozczarowania” – kończy Ewa Milewicz.
fronda.pl, RZ