W zamian za uratowanie niemieckich fabryk Opla Rosjanie zapewniają sobie pomoc w uzależnianiu Europy od swojego gazu
Czy opel będzie rosyjskim samochodem? Takie pytanie zadają dziś sobie miłośnicy motoryzacji na całym świecie, zaskoczeni informacją ogłoszoną w ostatnich dniach maja przez rząd niemiecki. Chodzi o zapowiedź zakupu od amerykańskiego General Motors upadającego niemieckiego koncernu samochodowego Opel. Nabywcą ma być konsorcjum austriacko-kanadyjskiego koncernu Magna i rosyjskiego Sbierbanku. Według umowy, która zostanie sformalizowana w ciągu kilku tygodni, Sbierbank będzie miał w Oplu 35 proc. udziałów, Magna ? 20 proc., 35 proc. zachowa GM, a 10 proc. ? pracownicy koncernu. Według zapowiedzi, strategię Opla ma określać Magna, ale to bez wątpienia Rosjanie będą o wszystkim decydować. Partnerem przemysłowym konsorcjum ma bowiem zostać rosyjska fabryka samochodów GAZ z Niżnego Nowogrodu, produkująca dotąd wołgi.
Konsorcjum przejmie kontrolę nad 8 fabrykami, z których 4 znajdują się w Niemczech, a pozostałe w Belgii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Polsce. Nowi udziałowcy od razu zapowiedzieli, że żadna z niemieckich fabryk nie zostanie zamknięta. Los innych, zwłaszcza tej w Gliwicach, na razie nie jest znany. Nie miejmy jednak złudzeń: umowa o przejęciu Opla to interes niemiecko-rosyjski (a przy okazji także amerykański ? w obliczu bankructwa GM) i o miejsca pracy w Polsce nikt się nie będzie troszczył.
Polityka ponad biznesem
Trafną ocenę tej transakcji przedstawił moskiewski dziennik ?Wiedomosti?, stwierdzając, że trudno znaleźć jej biznesowe wytłumaczenie. Zainwestowano bowiem w produkcję zagranicznych samochodów, wobec których w Rosji obowiązują cła zaporowe. Wprawdzie nie jest wykluczone zawarcie porozumienia o uruchomieniu montażu aut Opla w Niżnim Nowogrodzie, ale to kwestia dalszej przyszłości, zwłaszcza że branża motoryzacyjna należy do najbardziej poszkodowanych w wyniku obecnego kryzysu i produkcję raczej się tu ogranicza niż rozwija. Rosyjska gazeta nie ma zatem wątpliwości, iż przejęcie niemieckiego koncernu to projekt polityczny, a skoro tak, to liczenie jego opłacalności nie ma większego sensu.
Wystarczy zresztą przyjrzeć się głównym aktorom tego przedsięwzięcia. Sbierbank to największy bank w Rosji, należący do państwa i od dwóch lat kierowany przez Germana Grefa, który wcześniej był ministrem rozwoju gospodarczego i handlu w ekipie Putina. Warto dodać, że od jesieni 2008 r. Sbierbank otrzymał z kasy państwa dokapitalizowanie w wysokości co najmniej 40 mld dol. Z kolei właścicielem fabryki GAZ i zarazem udziałowcem koncernu Magna jest Oleg Deripaska, prawdopodobnie najbogatszy dziś rosyjski oligarcha, a przy tym przyjaciel Putina.
Nic dziwnego, że negocjacje w sprawie Opla toczyły się na najwyższym szczeblu: jeszcze w przeddzień zawarcia porozumienia kanclerz Angela Merkel odbyła telefoniczną rozmowę z premierem Putinem. Szefowej niemieckiego rządu musiało szczególnie zależeć na pozytywnym załatwieniu sprawy ? czyli uratowaniu fabryk w jej kraju ? bowiem jesienią odbędą się w Niemczech wybory parlamentarne, które rozstrzygną o politycznej przyszłości pani Merkel i jej partii. Jednak nie wszystkim chadekom spodobał się pomysł umowy z Rosjanami, np. jej przeciwnikiem jest minister gospodarki Karl-Theodor zu Guttenberg. Jest to bowiem koncepcja konkurującej z chadecją socjaldemokracji ? partii tradycyjnie prorosyjskiej, niegdyś prosowieckiej ? a zwłaszcza wicekanclerza i szefa MSZ Franka-Waltera Steinmeiera oraz ministra finansów Peera Steinbrücka. Szczególną zaś rolę odegrał były kanclerz Gerhard Schröder, znany z bliskich relacji z Putinem, dzięki czemu z nominacji Gazpromu kieruje radą nadzorczą spółki powołanej do budowy Gazociągu Północnego na dnie Bałtyku.
Pomoc rosyjskim energetykom
Nie przypadkiem w komentarzu ?Wiedomosti? znalazła się wymowna konkluzja dotycząca relacji niemiecko-rosyjskich: ?W takich dwustronnych stosunkach możliwe są różne wymiany. Dzisiaj my pomożemy niemieckim robotnikom, a jutro Niemcy pomogą rosyjskim energetykom?. Warto pójść tym tropem i zastanowić się, dlaczego Rosjanie tak chętnie pomagają ?niemieckim robotnikom? (a tak naprawdę politykom z Berlina). Wydaje się, że przyczyny mogą być co najmniej trzy, wszystkie jednak mają wspólny mianownik: rosyjski gaz.
Pierwsza przyczyna to oczywiście wspomniany Gazociąg Północny. Jego budowa nie może ruszyć z dwóch powodów: ekologicznego i finansowego. W obecnej sytuacji ważniejszy wydaje się ten drugi. Podczas spotkania premierów Putina i Berlusconiego w połowie maja nie doszło do spodziewanego porozumienia w sprawie podwyższenia włoskich gwarancji kredytowych na realizację tej inwestycji, gdyż Włosi domagali się dodatkowych zabezpieczeń w postaci wpływów eksportowych Gazpromu, na co Rosjanie się nie zgodzili. Tymczasem kredyty gwarantowane przez rząd włoski miały stanowić ok. 1/3 całości środków na budowę gazociągu. W tej sytuacji można się spodziewać, że Gazprom będzie szukał wsparcia u rządu niemieckiego, który także miał być gwarantem części kredytów, lecz dwa lata temu Moskwa zrezygnowała z tej formy pomocy Berlina.
Koniec marzeń o gazie z Norwegii
Druga przyczyna ma ścisły związek z pierwszą. Oto pod koniec kwietnia konsorcjum firm, które do 2013 r. miały wybudować gazociąg Skanled z Norwegii do Polski, podjęło decyzję o bezterminowym zawieszeniu tej inwestycji. W ten sposób po raz drugi straciliśmy szansę na częściowe uniezależnienie się od rosyjskiego gazu: pierwszy raz, gdy rząd Millera wycofał się z kontraktu zawartego z Norwegami przez gabinet Buzka. Tym razem jednak decyzja zapadła poza Polską, gdyż pierwszym udziałowcem, który zrezygnował z projektu Skanled, był niemiecki koncern E.ON. To w jego ślady poszli Norwegowie, zaś polskie PGNiG posiadało jedynie 15 proc. udziałów, a więc za mało, by o czymkolwiek decydować.
Warto zauważyć, iż ten sam E.ON jest głównym partnerem Gazpromu w budowie Gazociągu Północnego. A gdyby projekt norwesko-polski został zrealizowany, zablokowałby inwestycję niemiecko-rosyjską, ponieważ rurociągi podmorskie nie mogą się krzyżować. Decyzja koncernu E.ON świadczy więc o tym, iż Niemcy wybrali współpracę z Rosjanami kosztem Polaków. Trudno zatem dziwić się, że Moskwa odwdzięcza się swym przyjaciołom, wspierając niemiecki przemysł motoryzacyjny.
Walka o Kijów
Jest wreszcie trzeci powód, dla którego Rosjanie inwestują w Opla: Ukraina. Nieprzypadkowo Gerhard Schröder podczas niedawnej wizyty w Kaliningradzie przekonywał, iż w kwestii dostaw rosyjskiego gazu problem, z jakim mają do czynienia zachodnioeuropejscy odbiorcy, polega nie na dostawcy, lecz na tym, że prawie 80 proc. rurociągów przebiega przez terytorium Ukrainy. Zdaniem byłego kanclerza, ?trzeba szukać niezależności nie od Rosji, lecz od takich schematów tranzytowych?. I właśnie temu
mają służyć dwa wielkie gazociągi budowane przez Gazprom: bałtycki i czarnomorski.
mają służyć dwa wielkie gazociągi budowane przez Gazprom: bałtycki i czarnomorski.
Zanim jednak tymi gazociągami popłynie surowiec, głównym celem Rosjan pozostanie uzależnienie energetyczne Ukrainy. Wszelkie próby zmiany tego stanu rzeczy były, są i będą przez Moskwę torpedowane. Tak jak ma to miejsce od 23 marca, gdy władze ukraińskie i przedstawiciele UE podpisali w Brukseli deklarację w sprawie przyznania Ukrainie funduszy na modernizację sieci przesyłu gazu. W deklaracji Kijów zobowiązał się zreformować system tranzytu gazu zgodnie z zasadami unijnymi, zagwarantować niezależność ukraińskiego operatora przesyłu gazu, równy dostęp podmiotów do sieci przesyłowej i do podziemnych magazynów gazu.
Dokument, który w ogóle nie wspomina o udziale Rosji, wywołał oburzenie Moskwy. Ale jednocześnie skłonił ją do podjęcia ofensywy dyplomatycznej w krajach UE. Nie trudno zgadnąć, iż największe zrozumienie dla rosyjskich argumentów pojawiło się w Berlinie. Goszczący tam pod koniec marca prezydent Dmitrij Miedwiediew usłyszał od Angeli Merkel, że wprawdzie Ukraina jest suwerenna w swoich negocjacjach z Komisją Europejską, ale jednocześnie konieczne są unijne konsultacje z Rosją dotyczące modernizacji ukraińskich gazociągów.
Sprzedawanie Ukrainy
Takie stanowisko największego z krajów zachodniej Europy sprawia, że brukselska deklaracja najpewniej pozostanie tylko świstkiem papieru. Doskonale wiedzą o tym Rosjanie, którzy od kilku tygodni prowadzą z Kijowem rozmowy na temat zapłaty za dostawy gazu, także te niezbędne do zapełnienia podziemnych magazynów, co jest konieczne do tranzytu na zachód. Zdając sobie sprawę z fatalnej sytuacji finansowej Ukrainy, przedstawiciele władz rosyjskich coraz natarczywiej apelują do krajów UE, by podjęły się współfinansowania zakupów gazu przez ten kraj, grożąc powtórką kryzysu gazowego ze stycznia br. Pogrążająca się w kryzysie gospodarczym Unia oczywiście nie ma ochoty wydawać pieniędzy na wspieranie Kijowa i o to właśnie Rosjanom chodzi: by zachodnia Europa ostatecznie uznała, że Ukraina jest państwem niestabilnym, a zatem nie warto go bronić i najlepiej oddać pod kontrolę Moskwy.
Wszystkie trzy powody, dla których władze Rosji zdecydowały się przejąć Opla, układają się w jeden spójny plan: uzależnienia Europy od surowca z Gazpromu. To zaś będzie stanowić punkt wyjścia do odzyskania przez Moskwę kluczowej pozycji politycznej w świecie. Jeżeli sojusznikiem Rosjan w tym dziele będą Niemcy, dla nas, Polaków, nie wróży to niczego dobrego.
Paweł Siergiejczyk
artykuł został opublikowany w tygodniku „Nasza Polska” (9.06.2009)
artykuł został opublikowany w tygodniku „Nasza Polska” (9.06.2009)