Generał Gromosław Czempiński ujawnił, że jak dogorywała stojąca na straży układu UW, to on wymyślił operację o nazwie Platforma Obywatelska. Unia Wolności z przewodniczącym Bronisławem Geremkiem dołowała w sondażach i ponieważ trupa politycznego nie dało się już reanimować, to pojawili się na scenie trzej tenorzy: Andrzej Olechowski, Maciej Płażyński i Donald Tusk, i w styczniu 2001 powstała obecna „siła przewodnia”.
Okazuje się jednak, tak przynajmniej wynika z rewelacji ujawnionych w ubiegły piątek przez Gromosława Czempińskiego w Polsat News, że Tusk w nowej formacji miał znaczenie powiedzmy dosyć poślednie. Reżyserem tamtej ucieczki do przodu był on sam generał Gromosław Czempiński, który mówi dziś otwartym tekstem „dość duży miałem w tym udział, w tym że powstała Platforma… Mogę powiedzieć, że odbyłem wtedy olbrzymią liczbę rozmów a przede wszystkim musiałem przekonać Olechowskiego i Piskorskiego do pewnej koncepcji, którą później oni świetnie realizowali.”
Jeśli miałaby to być prawda, to zważywszy przeszłość Czempińskiego jesteśmy „w domu” - PO była projektem wymyślonym i realizowanym przez ludzi byłych peerelowskich służb. Dla ocalenia status quo PRL-bis, to jest całej sieci powiązań na styku służb i „biznesu”. Jarosław Kaczyński mówił swego czasu o brydżowym stoliku, przy którym siedzi towarzystwo polityki, biznesu, służb specjalnych i mediów, i zapowiadał że to towarzystwo rozgoni. Tworzenie formacji na gruzach UW zgodnie z nową świecką tradycją III RP miało temu właśnie towarzystwu zapewnić miękkie lądowanie.
Wbrew temu jednak, że Tusk wielkim opozycjonistą był, któremu deptała po piętach STASI, o czym pisze ostatni „Newsweek”, to z nim właśnie rozmawiał Czempiński o utworzeniu nowej partii. Ciekawe w odróżnieniu od faktu, że Czempiński rozmawiał o PO z Olechowskim (TW „Must” na tzw. liście Macierewicza), którego był oficerem prowadzącym. Co zresztą nie było jedynym „sukcesem” Czempińskiego, absolwenta pierwszego rocznika Ośrodka Kształcenia Kadr Wywiadowczych w 1972 roku, który zaraz po szkoleniu zaczął pracę w wywiadzie i działał jako agent w Szwajcarii i w USA . A następnie w tzw. wolnej Polsce od sierpnia do grudnia 1992 r. był zastępcą dyrektora Zarządu Wywiadu UOP i od 1993 do 1996 – szefem UOP.
Rola Gromosława Czempińskiego jako „ojca założyciela” PO rzuca nowe światło na partię Tuska jako na formację młodych, wykształconych i z wielkich miast, że nie jest to jakiś tam niewinny obiekt westchnień, w którego piękne słówka uwierzyła młódź z Londynu, ale właśnie projekt, który miał konserwować skutecznie ów wspomniany wcześniej „stolik brydżowy”. „Przy budowie agentury wybiera się na początku ugrupowanie, reprezentujące określoną opcję polityczną, które może być nośnikiem wspólnego programu, a w dłuższej perspektywie zabezpieczyć własne interesy polityczne. Przez polityczne i materialne wsparcie doprowadza się następnie do rozbudowy obserwowanego ugrupowania i jego bazy, osłabiając jednocześnie konkurencyjne grupy polityczne i wprowadza się „swoich” ludzi w elity rządzące”- zauważył Ryszard Świętek w opracowaniu „Agentura wpływu. Najniebezpieczniejsza broń mocarstw”.
Ponieważ jednak łaska wyborców na pstrym koniu jeździ i dziś Tusk, gdy już pod względem dajmy na to budowy autostrad nie jesteśmy nawet drugą Albanią, nie mówiąc o Irlandii, to karta powoli się odwraca. Toteż z rozbrajającą szczerością Gromosław Czempiński mówi o powrocie do gry Andrzeja Olechowskiego, kandydowaniu przez niego na prezydenta i budowaniu nowej formacji. Aleksander Kwaśniewski popiera kandydaturę TW „Musta”, a chwilę wcześniej Olechowski rzuca legitymacją PO i pisze pełen krytycznych uwag list do Tuska o tym, że „nie wystarczy Polską administrować, trzeba nią kierować”. Całość wypada trzeba przyznać efektownie, ale czego się nie robi, by utrzymać stan posiadania. „Wszystko się jednak dobrze kończy, chociaż się w oku kręci łza! Z ufnością patrzmy w mętną przyszłość, bo przecież wszystko nadal trwa!” - pisał przed laty Szpot i tak to widać jest, że odtwarzanie stanu, w którym wraca stare można opanować do perfekcji.
Tusk się kończy, jeszcze w sondażach nie leci PO na łeb na szyję, ale to już chyba kwestia krótkiego czasu, skoro „reżimowe” jakby się zdawało media nie zostawiają na rządzie słońca Peru suchej nitki, jak choćby ostatnio wyśmiewając biednego Grasia, który na jednym etacie jest rzecznikiem rządu, a na drugim… dozorcą u Niemca.
W 2000 roku udział Andrzeja Olechowskiego w wyborach prezydenckich miał na celu wykreowanie go na „męża stanu”. Wynik na poziomie 17 proc. nie był rewelacyjny, nie mniej był to udany zabieg socjotechniczny, który utwierdził wielu wyborców w błędnym przekonaniu, że mają do czynienia z niezależnym politykiem. Czas pokaże po co konkretnie teraz na scenę polityczną wraca Olechowski. Poza tym - rzecz jasna- żeby pilnować interesów „partii interesu” pod jakimkolwiek by ona szyldem występowała.
Julia M. Jaskólska
zobacz także: http://www.glos.com.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1421&Itemid=103