Jak ustaliła ?Rzeczpospolita?, od tamtej pory sytuacja wcale się nie wyjaśniła. W żadnej ze spraw do sądu nie trafił akt oskarżenia.
? We wniosku aresztowym prokuratorzy pisali, że trzymiesięczny areszt pozwoli ustalić okoliczności. Minął rok, a aktu oskarżenia nie widać ? zauważa obrońca Sumlińskiego Roman Giertych.
? Ani mnie, ani Piotrowi Bączkowi nie zostały przedstawione żadne zarzuty w tej sprawie. Mam wrażenie, że śledztwo się wlecze ? mówi ?Rzeczpospolitej? Pietrzak.
Prokuratorzy powiązani ze sprawami tłumaczą swoją opieszałość złożonością śledztwa i koniecznością gruntownego sprawdzenia wszystkich wątków.
Dziennikarze ?Rzeczpospolitej? ustalili, że nagonka na Wojciecha Sumlińskiego najprawdopodobniej była ?pokazówką?.
? Moim zdaniem była to prowokacja skierowana głównie przeciw komisji weryfikacyjnej. Celem ubocznym było zaś wystraszenie niepokornych dziennikarzy. Jeden z wysokich oficerów agencji miał powiedzieć do agentów jadących na akcję do Sumlińskiego: ?Od tej chwili dziennikarze mają się bać? ? tłumaczy ?Rzeczpospolitej? osoba związana dawniej z komisją weryfikacyjną.
Od tamtej pory, Wojciech Sumliński stracił źródło utrzymania (jego program w Telewizji Lublin spadł z anteny), a fakt zarekwirowania dokumentów z domu dziennikarza uniemożliwia mu pisanie książek. Próba zastraszenia dziennikarza najwyraźniej się powiodła, ponieważ Wojciech Sumliński zapowiada, że do pracy w zawodzie raczej już nie wróci.
? Do dziennikarstwa śledczego chyba już nie wrócę. To wszystko zbyt wiele kosztowało mnie i moją rodzinę Myślę o tym, by zająć się pracą zgodną z moim wykształceniem. Jestem psychologiem dziecięcym ? wyjaśnia.