- Pan Bondaryk odmawiając nam udostępnienia umowy o zakazie konkurencji, tłumaczył, że jest związany tajemnicą z byłym pracodawcą. Tymczasem mógł ją nam przekazać w trybie niejawnym, z zastrzeżeniem zachowania przez CBA tajemnicy. Nie zrobił tego. Jeśli nie ma nic do ukrycia, dlaczego nie chciał przedstawić umowy? Odmówił nam także operator, twierdząc, że bez zgody Krzysztofa Bondaryka nie może tego zrobić - mówią urzędnicy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. - Urzędnik państwowy, jakim jest szef ABW, nie poddał się kontroli uprawnionego do tego urzędu, jakim jest CBA, i nie poniósł z tego powodu żadnych konsekwencji - dodają.
Gdyby w rządzie PO był koordynator do spraw służb specjalnych, mógłby tę sprawę wyjaśnić. Takiego jednak premier Tusk nie powołał, sam również nie zdyscyplinował szefa ABW.
Mogli wypowiedzieć umowę
Krzysztof Bondaryk miał otrzymać - jak sam twierdzi w piśmie skierowanym do redakcji po naszym artykule o CBA, w którym wspomnieliśmy o tej sprawie -449 537,33 PLN netto z – tytułu zakazu konkurencji, nagrody rocznej oraz ekwiwalentu za urlop. Był zatrudniony u operatora jako pełnomocnik do spraw ochrony informacji niejawnych.
Nie wiadomo więc, co jest zapisane w umowie, kiedy pieniądze od operatora wpłynęły na konto szefa ABW, czy otrzymał już wszystkie raty, czy też operator ma jeszcze jakieś zobowiązania finansowe wobec Krzysztofa Bondaryka.
Operator zdecydował się wypłacić Krzysztofowi Bondarykowi pieniądze wynikające z umowy o zakazie konkurencji, choć wiedział - jak twierdzą urzędnicy CBA - że nie ma on zamiaru podjąć pracy w firmie konkurencyjnej, lecz w ABW.
– Operator mógł po prostu wypowiedzieć umowę i nie ponosić zbytecznych kosztów. Jednak umowy nie wypowiedział, pieniądze wypłacał, stwarzając hipotetycznie formę zobowiązania szefa ABW. Tak przynajmniej można sądzić, dopóki nie poznamy treści umowy - tłumaczą urzędnicy CBA.
Podwójny konflikt interesów
Pytań w tej sprawie jest więcej. Dziś Krzysztof Bondaryk jako szef ABW ma obowiązek kontrolowania operatorów sieci telefonii komórkowej w zakresie określonym przez ustawę o ochronie informacji niejawnych.
– U operatora, gdzie pracował, jest departament bezpieczeństwa, który przetwarza informacje niejawne, na przykład dotyczące podsłuchów. Ta sytuacja stwarza podejrzenie konfliktu interesów - uważa CBA.
Przyjęcie pieniędzy od operatora stawia szefa ABW w sytuacji konfliktu interesów - jak uważa CBA - również z innego powodu. W 2008 r. trwały prace nad ustawą telekomunikacyjną. Wpływ na jej kształt miała ABW, która uczestniczyła w procesie legislacyjnym. A poszczególnym operatorom sieci komórkowych zależało na określonych zapisach ustawy, dogodnych dla nich.
– To nie zarzut wobec szefa ABW, ale znak zapytania pozostaje. Gdyby udostępnił nam umowę, wszystko byłoby jasne - twierdzą urzędnicy CBA. - Pan Bondaryk odpowiadał na wszystkie nasze pisma, ale konsekwentnie nie zgadzał się w nich na udostępnienie umowy. Zawiadomiliśmy o tym prokuraturę, lecz odmówiła wszczęcia śledztwa - dodają.
Utrudniał, ale nie bardzo?
Prokuratura Okręgowa w Warszawie odmówiła wszczęcia śledztwa 6 stycznia 2009 r. w sprawie „podejrzenia popełnienia przestępstwa polegającego na niedopełnieniu obowiązków i działanie na szkodę interesu publicznego poprzez celowe i świadome utrudniania prawidłowo toczącego się postępowania CBA w zakresie prawidłowości i prawdziwości oświadczeń majątkowych składanych przez Krzysztofa Bondaryka w latach 2007-2008”.
Na decyzję prokuratury złożył zażalenie szef CBA. Prokuratura uznała je za niezasadne i skierowała sprawę do Sądu Rejonowego dla Warszawy Mokotowa, który stwierdził, że Krzysztof Bondaryk utrudniał czynności funkcjonariuszom CBA i „torpedował” postępowanie CBA. Sąd stwierdził m.in.: „Kwestionowanie zasadności i zakresu kontroli prowadzonej przez funkcjonariuszy CBA realizujących swe obowiązki ustawowe przez Krzysztofa Bondaryka stanowiło niewątpliwie utrudnienie prowadzonych czynności przez uprawnionych ku temu funkcjonariuszy instytucji państwowych i stanowiło niedopełnienie obowiązków przez w/w”. Mimo tak poważnych stwierdzeń, sąd nie nakazał prokuraturze wszczęcia śledztwa.
Magdalena Nowak
Niezalezna.pl