Kolejne wydarzenia z cyklu - że tak sparafrazuję klasyka - „Z dziejów obłudy w Polsce”. Stefan Niesiołowski, skamlący, że jeśli przegra proces z prezesem NBP (a „pisowskiego funkcjonariusza” trudno obronić nawet przed najżyczliwszym sędzią), będzie musiał sprzedać mieszkanie, jest mało przekonujący, gdy przypomnieć sobie, jak przyjął wyrok skazujący na horrendalnie drogie przeprosiny Zbigniewa Ziobry. Dopiero gdy przychodzi ponieść konsekwencję własnego żałosnego nieumiarkowania w miotaniu obelg, zauważa pan Niesiołowski niewspółmierność tego rodzaju kar!
Jeszcze bardziej wymowne są pretensje, że to nie obywatel Skrzypek, ale instytucja państwowa wytacza proces. Nie słyszałem, by panowie Stefan Niesiołowski czy Andrzej Halicki zauważyli coś dziwnego w fakcie, że to właśnie ich rząd włączył, rzecz bez precedensu, samego prokuratora generalnego w prywatny proces płk. Ryszarda Bieszyńskiego przeciwko dziennikarzom badającym jego udział w wypuszczeniu z Polski bez przesłuchania Edwarda Mazura.
Co jest tym ciekawsze, że pod wnioskiem o kasację niekorzystnego dla Bieszyńskiego wyroku podpisał się były członek prokuratorskiego gremium podejrzanego o podjęcie tej do dziś zdumiewającej decyzji, a sam Bieszyński swymi zeznaniami przed amerykańskim sądem walnie przyczynił się do odmowy ekstradycji do Polski człowieka, którego obecnie prokuratura uważa za zleceniodawcę zabójstwa generała Marka Papały.
Odnotujmy też, że propagandowa „wrzutka” premiera o zmianie konstytucji odniosła ciekawy skutek ? wierni mu propagandyści nagle zauważyli zgodnie, że „oczywiście” konstytucja jest zła. Jeszcze wczoraj była pomnikiem i ikoną III RP, z której winniśmy być dumni nie mniej niż z „historycznego kompromisu”. Wystarczyło, że jej wady zauważył premier, a stały się oczywiste. I kto tu „musi”?
Rafał A. Ziemkiewicz
Skomentuj na blog.rp.pl/ziemkiewicz