Sprawa śmierci Grzegorza Przemyka przedawniła się już 1 stycznia 2005 r. – uznał Sąd Apelacyjny w Warszawie, umarzając proces b. zomowca Ireneusza K. skazanego na osiem lat więzienia za udział w tym śmiertelnym pobiciu. Wyrok jest prawomocny, a pełnomocnicy ojca Przemyka zapowiadają kasację do Sądu Najwyższego.
W uzasadnieniu wyroku sędzia Rafał Kaniok wyjaśnił, że czyn zarzucony Ireneuszowi K. – umyślny udział w pobiciu z nieumyślnym skutkiem (w postaci śmierci lub ciężkiego uszkodzenia ciała) – nie jest objęty artykułem Kodeksu karnego, który przewiduje, że nie przedawniają się najcięższe umyślne przestępstwa popełnione przez funkcjonariuszy publicznych. Sąd podkreślił, że K. nie zarzucono umyślnego spowodowania śmierci ani ciężkiego uszkodzenia ciała – gdyby tak było to sprawa, by się nie przedawniła.
Ojciec Przemyka – Leopold nie chciał komentować wyroku. Jego pełnomocnik, mec. Andrzej Zalewski powiedział dziennikarzom, że taki wyrok oznacza, iż umorzyć będzie trzeba wiele innych spraw ofiar stanu wojennego pobitych na komisariatach milicji. „Tam zwykle było tak, że biło wielu milicjantów i nie da się ustalić, kto, czego dokonał, ani tym bardziej – czy przewidywał skutki” – powiedział, zapowiadając kasację do SN. Sprawa trwa już 26 lat. Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpatrywał apelację obrony Ireneusza K., który w maju zeszłego roku został skazany na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. K. był sądzony wtedy piąty raz, po raz pierwszy zapadł wyrok skazujący. Wcześniej sądy uwalniały go od winy w tej jednej z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL. Wyroki uniewinniające uchylały sądy wyższych instancji.
Sąd Okręgowy w Warszawie przed rokiem nie miał wątpliwości, że K. był jednym z trzech milicjantów, którzy w maju 1983 r. bili Przemyka w komisariacie MO na Starym Mieście w Warszawie. W PRL władze usiłowały przerzucić odpowiedzialność na sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. Zarazem sąd I instancji uznał, że czyn K. – jako czyn karalny funkcjonariusza publicznego z PRL – nie przedawnił się.
12 maja 1983 r. 19-letni maturzysta Grzegorz Przemyk z kolegą świętował zdane egzaminy na Pl. Zamkowym w Warszawie. Zatrzymali go milicjanci. Zabrali Przemyka, który nie miał dokumentów, na komisariat, gdzie go skatowali. Dostał ponad 40 ciosów pałkami po barkach i plecach oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach. Pogrzeb Przemyka stał się wielką manifestacją przeciw władzom. Dotychczas sądy cztery razy uniewinniły K., ale wyższe instancje – także Sąd Najwyższy – zwracały sprawę do ponownego osądzenia. Ireneusz K., 20-letni wówczas zomowiec, do niedawna pracował w policji w Biłgoraju. Obecnie jest na mundurowej emeryturze.