Podpisanie umowy między Gazpromem i PGNiG na dostawy gazu jest jedną z kluczowych decyzji rządu Donalda Tuska. Strategiczne konsekwencje tego kroku będą wykraczały dalece poza kwestie energetyczne. Na naszych oczach koalicja PO-PSL sprowadza Polskę do roli kolejnego adwokata rosyjskich interesów w UE.
Cele z zakresu bezpieczeństwa energetycznego zakreślone w dokumentach strategicznych rządu Jarosława Kaczyńskiego po podpisaniu tej umowy będą trudne do przeprowadzenia wiele lat po tym, jak dzisiejsza ekipa rządząca straci władzę.
Z komunikatów oficjalnych dowiadujemy się, że uregulowano kwestię długów Gazpromu za tranzyt rosyjskiego gazu przez Polskę. Może to oznaczać umorzenie przez Polskę 180-380 mln dolarów.
Polska nie tylko zdecydowała się przedłużyć trwanie kontraktu aż do 31 grudnia 2037. Oprócz długoterminowości poważnym problemem tego kontraktu jest zakontraktowana ilość gazu. Do tej pory Polska importowała ok. 7 mld m3 gazu z Rosji. Dziś ma to być 10,3 mld m3. 85% zakontraktowanych dostaw jest objęta zasadą ?bierz lub płać?, co oznacza, że nawet przy braku zapotrzebowania po polskiej stronie, trzeba będzie za zapłacić za ok. 9 mld m3 rocznie.
Polska konsumuje dziś stosunkowo mało gazu, na tle innych państw europejskich. Spowolnienie gospodarcze nie wróży radykalnego wzrostu zużycia. Po co nam wzrost importu o prawie 2 mld m3 gazu z Rosji, skoro w zaawansowanych planach mamy realizację gazoportu w Świnoujściu, który jest dziś kluczowym elementem polityki uniezależniania się od Rosji?
Jedną z konsekwencji podpisania kontraktu PGNiG-Gazprom może być podważenie ekonomicznego sensu realizacji tej kluczowej dla naszego bezpieczeństwa energetycznego inwestycji. Bez gazoportu pod jeszcze większym znakiem zapytania staną połączenia gazowe na linii Północ-Południe, które mogłoby nas w jeszcze szerszym stopniu wydobyć spod wpływu Gazpromu, dzięki dotarciu do gazu być może dostarczanego wkrótce przez Nabucco do Austrii. Czy jest to zamierzone działanie rosyjskiego lobby w Polsce?
Jedno jest pewne. Będziemy mieli zakaz odsprzedaży tego gazu na rynku europejskim. Klauzule przeznaczenia, typowe dla kontraktów Gazpromu stoją w oczywistej sprzeczności z zasadami wspólnego rynku. Ale póki co nikogo to w UE na razie nie obchodzi. Polskę też to wkrótce przestanie obchodzić, skoro sama takie kontrakty podpisuje.
Tranzyt rosyjskiego gazu przez Polskę ma się odbywać do 2045 roku. Tu również ważniejsza od daty jest wyłączność Gazpromu na korzystanie z gazociągu jamalskiego.
W ten sposób wysiłki UE, z trudem przepychane przez kraje zagrożone dominacją Gazpromu, mogą okazać się pustym prawem. Cóż z tego, że powstaną połączenia między regionalnymi systemami gazociągów, skoro nie będzie komu w Polsce tego gazu kupować? Cóż z tego, że będziemy mieli mechanizmy zarządzania kryzysowego pozwalające na zasilanie Polski gazem z innych kierunków, jak będzie to zawsze ten sam gaz z Gazpromu?
Jest już widoczny efekt polityczny tej operacji. Polska odbiera sobie prawo do upominania się o solidarną politykę energetyczną w Unii Europejskiej. Już dzisiaj w Brukseli coraz więcej polityków dziwi się dlaczego Polska ? kraj tak głośno zainteresowany unijną polityką energetyczną ? staje się kolejnym koniem trojańskim Gazpromu w UE, uzależniając na własną rękę naszą część Europy od gazu, który tyle razy przez Polaków właśnie był nazywany narzędziem politycznym Kremla.
Być może dlatego nikt w rządzie nie chciał dać swojego nazwiska dla tego wiekopomnego porozumienia. Wniosek o zatwierdzenie umowy został podpisany przez panią wiceminister gospodarki (odpowiedzialną za branżę samochodową!). Czyżby Waldemar Pawlak, odpowiedzialny za negocjacje gazowe z Rosją już wiedział, że kontrakt z Gazpromem pachnie bardzo brzydko, bynajmniej nie metanem?
Konrad Szymański
Wielkopolski Poseł PiS do Parlamentu Europejskiego. Członek Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii PE
niezależna.pl