– Trzeba mieć złą wolę, by nie doceniać tego, jak bardzo wzrosła polska pozycja na arenie międzynarodowej – oświadczył w miniony piątek z sejmowej trybuny Donald Tusk.
Opozycja w swoich zredukowanych do paru minut wypowiedziach sprawy nie podjęła. A dziennikarze? Dziennikarze uznali, że skoro mamy przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, to sprawa jest bezsporna.
Jak dotąd okazuje się, że stanowisko to znaczy nie więcej niż prezydencki żyrandol. Można się nim cieszyć. Jerzy Buzek nie powstrzymał projektu gazociągu północnego, który stanowi budujący przykład solidarności rosyjsko-niemieckiej, gdyż ekonomicznych uzasadnień nie ma żadnych.
O ostentacyjnym wręcz lekceważeniu Polski przy mianowaniu przewodniczącego Rady Europejskiej, Wysokiego Reprezentanta czy obecnie ambasadorów UE można sporo pisać. O głębokim zainteresowaniu Polską ze strony administracji prezydenta Obamy może lepiej nie mówić.
A na przechwałki Tuska nikt nie reaguje. Czy tylko z powodu kompetencji dziennikarzy, którzy pozycję Polski są w stanie wnioskować wyłącznie z liczby bruderszaftów, całusów w policzki i czułych poklepywań, którymi darzony jest jej premier? I tak cieszą się „ociepleniem”?
Brakuje nam sporo do czasów, gdy nasze znaczenie mierzone było okresami namiętnych pocałunków z szefami bratniego imperium, ale?
W każdym razie postawy dziennikarzy dziwnie grawitować zaczynają w tamtym kierunku. Również tych najbardziej zasłużonych, telewizyjnych wyg, które pamiętają jeszcze wielkie czasy Radiokomitetu, z nostalgią wspominane ostatnio przez Agnieszkę Holland. Widać, że obecna dominacja PO przywraca im wiarę w dawny ład, gdy wszystko było na swoim miejscu, a partia rządząca to nawet i prawybory mogła sobie zrobić. Przecież i teraz kandydaci na kandydatów stwierdzili, że to dla dobra partii? i Polski, oczywiście. (Bronisław Wildstein)
tuskwatch.pl