Popieram decyzję prezydenta Lecha Kaczyńskiego, żeby zabrać gen. Wojciecha Jaruzelskiego do Moskwy. Nie upierałbym się natomiast przy powrocie generała do Polski.
Co prawda, to prawda. W walizce, a jeszcze częściej w plecaku, można znaleźć buławę marszałka, a na to w przypadku Jaruzela się raczej nie zanosi.
Pozostaje jednak problem, gdzie należałoby umieścić generała, gdyby nie życzył sobie bezpośredniego kontaktu z panem prezydentem podczas lotu. Na kabinę pilotów nie zezwalają przepisy, luk bagażowy, po ustaleniu, że nie jest walizką, też odpada. Chyba że delegacja uda się samolotem wojskowym i dzielny żołnierz II wojny poleci w luku bombowym, aby na spadochronie opaść na plac Czerwony, tuż przy grobie Stalina.
Sama idea zapraszania kombatantów w Dniu Zwycięstwa jest godna pochwały. Obawiam się tylko, że tego roku lista będzie niekompletna. Ze zrozumiałych przyczyn brak będzie tam żołnierzy września, internowanych w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie, pensjonariuszy obozów Kołymy i Workuty, lokatorów więzień na Łubiance i Rakowieckiej. Żołnierzy WiN i NSZ. Powstańców Wilna i Warszawy. Bojowników Łupaszki i Ognia. A co z bohaterami spod Narwiku i Tobruku, Monte Cassino i Ankony, Normandii i Arnhem…?
Ale może generał posiada upoważnienie, żeby ich wszystkich reprezentować?
Marcin Wolski
Gazeta Polska, 07.04.2010
W każdym razie popieram decyzję pana prezydenta, żeby go zabrać do Moskwy. Nie upierałbym się natomiast przy powrocie.
Przy okazji przypomniał mi się pyszny żart z lat stanu wojennego niedawnego jubilata Jana Pietrzaka. Na pytanie: „Dlaczego towarzysz Generał na co dzień paradujący u nas w mundurze w podróż do Moskwy wybiera się po cywilnemu?” Janek odpowiadał: „Bo tu jest na służbie, a tam będzie u siebie”.