Ogólny popyt w skali świata jest tak ogromny, że nie ma możliwości, by globalna gospodarka mogła mu sprostać.
W ubiegłym tygodniu odbyła się w Paryżu konferencja szefów instytucji kształtujących politykę pieniężną, zorganizowana przez Bank Francji z udziałem prezesów banków centralnych Argentyny, Meksyku, Indii, Holandii, Nowej Zelandii I Szwajcarii. Prezes Banku Francji reprezentował również Europejski Bank Centralny jako członek jego zarządu. Wnioski z konferencji nie zapowiadają dobrych czasów dla gospodarki na całym świecie.
„Dobre czasy są za nami” – to wniosek podstawowy. Inne wnioski precyzują dlaczego czeka nas niedobra perspektywa. Przede wszystkim ostatni wzrost cen towarów i żywności na całym świecie dowodzi, iż globalizacja, oprócz zalet, obecnie prowadzi do zagrożenia wzrostem światowej inflacji. Ta inflacja, zwłaszcza podwyżka cen towarowych, wynika z tego, że podaż nie jest w stanie zaspokoić popytu w krajach rozwijających się.
Ten wzrost popytu jest w gruncie rzeczy zjawiskiem korzystnym, bo świadczy o podnoszeniu się zamożności i stopy życiowej w krajach dotychczas bardzo biednych. W wielu z nich, szczególnie w Chinach, Indiach, Indonezji, przeciętni ludzie zarabiają nieco więcej, co powoduje zwiększenie zapotrzebowania na podstawowe artykuły spożywcze. Wzrost gospodarczy wymaga jednak zwiększonego zużycia energii i surowców. Ten ogólny popyt w skali świata jest tak ogromny, że nie ma możliwości, aby globalna gospodarka mogła mu sprostać. Stąd wzrosty cen, nazywane przez ekonomistów i bankierów presją inflacyjną.
Jedynym wyjściem byłoby szybsze inwestowanie w branże produkujące towary, na które popyt jest największy. Jednak inwestowanie również stymuluje inflację. Na rynkach pojawiają się dodatkowe pieniądze, ludzie bowiem więcej zarabiają i chcą więcej wydawać.
Dotychczas jedynym sposobem na hamowanie silnej inflacji było podnoszenie stóp procentowych przez banki centralne. Ten sposób ostatnio jest bardzo chętnie stosowany przez Radę Polityki Pieniężnej w Polsce. Ale bankierzy na konferencji w Paryżu zwrócili uwagę, że podnoszenie stóp procentowych (czyli zwiększanie wartości pieniądza) obecnie jest trudniejsze i bardziej ryzykowne. Prowadzi bowiem do spadku wzrostu gospodarczego, co znów spowoduje większą inflację. Tym razem trudniejszą do opanowania, bo wynikającą z podniesienia kosztów gospodarczych.
Goszczący na konferencji znany ekonomista z Harvardu, Kenneth Rogoff stwierdził „Do niedawna każdy bank centralny był dość zadowolony. Ogólnie bowiem uważano, że w polityce pieniężnej i fiskalnej w ostatnim dziesięcioleciu wszystko się poprawiło. Teraz okazuje się, że chyba solidny wzrost w globalnej gospodarce jedynie maskował poważne słabości”. Co gorsza – podkreślali inni ekonomiści – o przyczynach tych słabości niewiele wiadomo.
Teresa Wójcik