Po zamachu z 11 września 2001 roku władze Niemiec postawione były w stan pogotowia. Okazało się, że wiele śladów tego ponurego wydarzenia prowadziło m.in. do Niemiec.
Historia Niemiec, nawet ta stosunkowo niedawna, pełna jest wydarzeń społecznych z terrorystami w tle. Warto choćby przypomnieć działalność grupy terrorystycznej Baader-Meinhoff. Przywódcą tej grupy terrorystycznej był Andreas Baader ( 1943-1977 ), jeden z przywódców skrajnie lewicowej organizacji terrorystycznej Frakcji Czerwonej Armii ( Rote Armee Fraktion – RAF) . RAF powstała na gruncie lewackiej rewolty studenckiej z 1968 roku i tzw. „nowej lewicy”. Grupa wspierana była w istotny sposób przez sowiecką służbę specjalną GRU, enerdowską STASI oraz służby innych państw bloku wschodniego.
Baader- Meinhoff – tak jak zresztą wiele innych ugrupowań terrorystycznych – działała na szkodę „zachodnich imperialistów”, walczyła z symbolami kapitalizmu, mordując ludzi polityki i biznesu, napadając na banki, podpalając domy towarowe itp. Otrzymywała wsparcie od takich organizacji jak: francuska Akcja Bezpośrednia czy Ludowy Front Wyzwolenia Palestyny. Ten ostatni był szczególnie hołubiony przez władców Kremla. Palestyńczycy z tego ugrupowania mogli liczyć na przychylność także władz PRL, które wspomagały je na różne sposoby. To przede wszystkim w Polsce bojownicy LFWP odpoczywali przed kolejnymi akcjami przeprowadzanymi na Zachodzie Europy.
Tamten niejako jednak umarł śmiercią naturalną. Wraz ze schyłkiem ZSRR wysychało źródło pieniędzy, dostępu do broni, materiałów wybuchowych, środków łączności, samochodów, fałszywych dokumentów, melin itp.
Dzisiaj sytuacja jest zgoła odmienna. Jeśli grupa Baader-Meinhoff składała się z rodowitych Niemców i w jakiś sposób była przewidywalna w swoich działaniach, to komórki siatki terrorystycznej np. Al-Kaidy już nie. To nie są zmanierowani, często rozpici (jak sam Andreas Baader ) wyznawcy Lenina czy Ernesto Che Guevary. Przeciwnie. Są doskonale zorganizowani, zasobni finansowo, świadomi swej roli w świętej wojnie, prowadzonej w imię Allaha.
Władze niemieckie ( ale też np. z sąsiedniej Danii ) uważają, że siatki terrorystyczne islamistów istniejące między Odrą a Renem znajdują się w uśpieniu. Gdy zajdzie potrzeba będą realizować powierzoną im misję. I niekoniecznie będzie to samobójczy atak na wojskowe czy cywilne cele.
Każdy tego typu incydent, jak np. ten z karykaturą Mahometa (duński dziennik "Jyllands-Posten" we wrześniu 2005 opublikował 12 karykatur Proroka, traktując to jako test na tolerancję, a parę miesięcy później karykatury twórcy islamu znalazły się na pierwszych stronach m.in.: "Corriere della Serra", "Die Welt", "France-Soir"), który zdarza się w Europie stawia władze poszczególnych islamskich państw na równe nogi.
Tak też było w ostatnich dniach. Jak informuje m.in. niemiecki dziennik „Die Welt” z 28 marca według BKA ( Federalny Urząd Kryminalny ) zaistniało duże ryzyko ataku terrorystycznego nie tylko w Holandii, ale również w Niemczech. Zdaniem szefa BKA Joerga Ziercke stało się tak po opublikowaniu przez holenderskiego polityka Geerta Wildersa antyislamskiego filmu. Zdaniem szefa BKA sytuacja trudna – komórki Al -Kaidy istniejące na terenie Niemiec pozostają wprawdzie w stanie uśpienia, ale na odpowiedni sygnał mogą się uaktywnić.
– Najnowsze opublikowane nagrania Osamy Bin Ladena i Ajmana al-Zawahiriego mówią o tym, że Al-Kaida czuje się bezpiecznie, a Niemcy w coraz większym stopniu znajdują się na jej celowniku – poinformował Joerg Ziercke na piątkowej konferencji prasowej w Wiesbaden. Mówił, że w Niemczech istnieje wiele nierozpoznanych sieci terrorystów. Ostatnie aresztowania „bombiarza walizkowego” w 2006 roku, czy rozbicie grup z Sauerlandu w 2007 roku jest zaledwie wierzchołkiem góry lodowej.
– Al Kaida chętnie werbuje Niemców, którzy przeszli na islam i ze względu na europejski wygląd, przynależność państwową mogą bez podejrzeń przemieszczać się. Potencjalni zamachowcy, aby ćwiczyć konstruowanie bomb i ładunków wybuchowych nie muszą odwiedzać obozów ćwiczeniowych, mogą tego uczyć się przez internet – przytacza słowa szefa BKA piątkowa „Die Welt”.
Film holenderskiego Geerta Wildersa znajdował się na jednym z portali brytyjskich. Gdy wokół tego 15 minutowego filmu tylko zrobiło się głośno, został zdjęty przez administratora portalu. Autor filmu nazywa Koran księgą faszystowską, porównuje ją do „Main Kampf” Adolfa Hitlera. Obraz kończą wezwania: „stop islamizacji”, „walczcie o wolność”. Autor informuje, że jest to ostatnie ostrzeżenie przed islamem. Wilders znajduje się pod ochroną holenderskiej policji. W Holandii mieszka obecnie około 900 tys. wyznawców islamu pochodzących najczęściej z Turcji i Maroka.
Emisja tego filmu wywołała ogromne poruszenie wśród diaspory islamskiej w Europie. Doszło do protestów niektórych miast afgańskich, gdzie palono holenderskie flagi i wzywano „niewiernych” do opuszczenia kraju. Dlatego dowództwo NATO apelowało, by media nie emitowały filmu Holendra, gdyż taka emisja szkodzi misji NATO w Afganistanie i innych krajach.
Jak informuje prasa niemiecka – takie kraje jak Egipt, Indonezja, Pakistan czy Afganistan już zapowiedziały bojkot towarów holenderskich. Irański minister spraw zagranicznych nazwał ten film „kolejną wyprawą krzyżową na islam”. Wysokiej rangi przedstawiciel mediów jordańskich zapowiedział pociągnięcie autora filmu do odpowiedzialności przed jordańskim sądem.
Holenderscy wyznawcy islamu chcąc załagodzić sytuację zaapelowali do ludności krajów islamskich o zachowanie spokoju i nie atakowanie firm czy instytucji holenderskich znajdujących się w ich krajach. Jednak, jak donosi austriacki „Der Kurier”, w nocy z czwartek na piątek w pobliżu miejsca zamieszkania Wildera pojawiły się graffiti nawołujące do zamordowania autora filmu, który wstrząsnął światem islamskim.
W związku z bezpośrednim sąsiedztwem z Holandią władze Niemiec postawiły w stan gotowości wszystkie podległe służby, które mogą być pomocne na wypadek zamachu terrorystycznego w tym kraju.
Marek Garbacz