Afera związana z nielegalnym szkoleniem libijskich agentów przez niemieckich komandosów zatacza coraz szersze kręgi.
W niemieckich mediach aż huczy. Po bliższym zbadaniu sprawy szkolenia libijskich agentów okazuje się, że już nie 30, a około 40 policjantów i żołnierzy znalazło się w kręgu podejrzeń. Obok znanych już kilku przypadków służby dla BDB Protection GmbH, prywatnej firmy ochroniarskiej, która zorganizowała szkolenia i otrzymała za to- według „Der Spiegel”- około 1,6 mln euro od libijskiego rządu, tylko z samej Westfalii w szkoleniu libijskich agentów brało udział trzech policjantów pozostających w stanie czynnym oraz trzech byłych funkcjonariuszy policji. Tak bynajmniej w czwartek 10 kwietnia br. informowało prasę ministerstwo spraw wewnętrznych Westfalii.
– Nie ma wskazówek, aby policjanci prowadzili szkolenia również w innych krajach – powiedział wyższy rangą oficer policji, urzędnik ministerstwa spraw wewnętrznych Westfalii piątkowemu dziennikowi „Sueddeutsche Zeitung”.
Wypowiedź przedstawiciela rządu krajowego miału na celu przecięcie spekulacji mediów, jakoby niemieccy komandosi, tak policjanci jak i żołnierze Bundeswehry, mieli prowadzić podobne szkolenia w innych krajach.
Z powodu afery libijskiej przeciwko siedmiu policjantom z Kolonii, Essen i Bielefeld wszczęto już postępowanie dyscyplinarne; tak samo przeciwko jednemu policjantowi z centrali służby policyjnej urzędu krajowego Westfalii. Równolegle prokuratura z Duesseldorfu prowadzi dochodzenie na okoliczność ujawnienia tajemnicy służbowej przez tych funkcjonariuszy. Miałoby to polegać na ujawnianiu agentom innych państw technik policyjno-wojskowych aktualnie stosowanych np. przy szkoleniach agentów w niemieckich centrach szkoleń antyterrorystycznych i innych. Kilku z podejrzanych przełożeni zarzucają, że w czasie szkoleń w Libii przebywali na urlopach specjalnych albo na zwolnieniach lekarskich.
Załamuje się mit, jakoby ambasada w Trypolisie nic nie wiedziała o szkoleniach libijskich agentów przez niemieckich czynnych policjantów. O szkoleniu wiedziała również BND, niemiecki wywiad. Rezydent BDB o prowadzeniu szkoleń i o tym kto je prowadził wiedział już w grudniu 2005 roku. Informacje pozyskał od pracowników szkolącej firmy ochroniarskiej i zwrócił się z pytaniem w tej sprawie do centrali BND mieszczącej się w Pullach. Centrala BND zaprzecza.
Zatem trudno dać wiarę byłemu kanclerzowi Niemiec Gerhardowi Schroederowi, że ten nic nie wiedział o szkoleniach w Libii. Musiała także wiedzieć obecna kanclerz Angela Merkel.
Schroeder idzie w zaparte, dementuje jakoby sprawę szkoleń miał ustalić z Kadafim podczas tajnego spotkania w 2003 roku. Nadto utrzymuje, że nie mogło do tego dojść także rok później już podczas oficjalnego spotkania w Libii w 2004 roku. Szkolenia miały być swoistym rodzajem podziękowania za libijskie wsparcie przy uwalnianiu niemieckiej rodziny Wallert z rąk filipińskich rebeliantów w 2000 roku. Gerhard Schroeder twierdzi jednak, że jest to kłamliwa historia, która trafiła do mediów.
Na ślad aktywności funkcjonariuszy policji i wojska po otrzymaniu „pewnych wskazówek” natrafił Federalny Urząd Kryminalny (BKA) w czerwcu 2007 roku. – Nie jest jeszcze wiadomo, jakie to libijskie służby specjalne były szkolone –przytacza „Die Welt” słowa rzecznika prasowego ministerstwa spraw wewnętrznych w Duesseldorfie.
Funkcjonariusze mieli za szkolenia pobierać po 15 tysięcy euro. Według "Der Spiegel" prokuratura sprawdza sytuację finansową kilku z nich. Jeden z policjantów, który w czasie kilkumiesięcznego urlopu przebywał w Libii, zainkasował- jak podaje „Der Spiegel”- honorarium w wysokości prawie 50 tys. euro, większość w gotówce.
Sprawa nielegalnych szkoleń trafiła do mediów dopiero w pierwszych dniach kwietnia.
Marek Garbacz