Popierający ustępującego prezydenta Jaira Bolsonaro wdarli się do budynków parlamentu, Sądu Najwyższego i Pałacu Prezydenckiego. Szturmujący dokonali stosunkowo niedużych zniszczeń, po czym rozpierzchli się po ulicach Brasilii.
Jak podała policja, w niedzielę zatrzymano 170 osób spośród ok. 8 tys., które dokonały szturmu. W poniedziałek liczba zatrzymanych wzrosła do 1200 osób.
Tło protestów
1 stycznia Luiz Luiz Inácio da Silva (znany w Brazylii jako Lula) został zaprzysiężony na prezydenta Brazylii. Da miesiące wcześniej niewielką różnicą głosów pokonał urzędującego prezydenta Jaira Bolsonaro, którego zwolennicy w niedzielę wyszli na ulice Brasili. Stało się to pomimo, że Bolsonaro uznał swoją porażkę i wezwał do poszanowania wyboru większości.
Były prezydent przypomniał, że analogiczne protesty zostały przeprowadzone przez zwolenników lewicy w 2013 i 2017 roku. Latynoamerykańska scena polityczną od dekad zdominowana jest przez radykałów. Podczas zimnej wojny władza przechodziła z rąk komunistów do prawicowych junt wojskowych. Dziś analogiczne procesy odbywają się w demokratycznych realiach. Zarówno Lula jak i Bolsonaro uchodzą za polityków radykalnych – stąd wynika ich duże poparcie w brazylijskim społeczeństwie.
Reakcje Luli i Bolsonaro
Jair Bolsonaro potępił ataki na obiekty państwowe:
Pokojowe demonstracje, w formie ustawy, są częścią demokracji. Jednak grabieże i wtargnięcia na budynki publiczne, jakie miały miejsce dzisiaj, a także te, które praktykowała lewica w 2013 i 2017 r., wymykają się tej regule – napisał na twitterze.
Prezydent Lula wprowadził dekret, na mocy którego włada federalna przejmie władzę w dystrykcie, w którym leży Brasilia. Według głowy państwa władze dystryktu nie sprostały zadaniu utrzymania porządku.
Waszyngton, Brasilia, Warszawa…
Niektórzy komentatorzy porównują sytuację w Brazylii do szturmu na Kapitol w Stanach Zjednoczonych niemal równo dwa lata temu. Wówczas – podobnie jak dziś – przeciwnicy lewicowego prezydenta wtargnęli do budynków władz federalnych.
W Polsce podobną próbę puczu próbowała przeprowadzić totalna opozycja na przełomie 2016 i 2017 roku. Wyborcy Platformy Obywatelskiej zrzeszeni w organizacji KOD otoczyli wówczas budynek sejmu uniemożliwiając wydostanie się posłom. W wielu miastach w Polsce, ludzie wyszli na ulice zachęcani do tego przez polityków opozycji.
To właśnie odróżnia protesty w Brazylii i USA od tych w Polsce. O ile ustępujący Bolsonaro i Trump wezwali swoich wyborców do zaniechania protestów, tak liderzy PO zachęcali swoich zwolenników do szturmu na budynek sejmu. Były prezydent Bronisław Komorowski mówił wówczas, że z zadowoleniem oglądał nagrania, jak politycy PiS musieli być eskortowani przez policję i dodawał, że wkrótce będą „wyskakiwać z okien”.
Obala to mit, jakoby to liberalne środowiska polityczne były tymi, które wykazują się większym poszanowaniem dla demokracji i jej instytucji. W chwilach kryzysu to „radykalna” prawica uznaje demokratyczne wartości i wyniki wolnych wyborów, nawet gdy są one dla nich niekorzystne.
Czytaj też:
Niemcy i USA przekażą broń Ukrainie – „Trzeba było słuchać Polski”
Źródło: PAP