Działania Pełnomocnik Rządu do Spraw Opracowania Programu Zapobiegania Nieprawidłowościom w Instytucjach Publicznych, Julii Pitery często robią wrażenie irracjonalnych. Bywa jednak, że kuriozalne zachowania i wypowiedzi pani minister mają jakieś logiczne wytłumaczenie.
Wszyscy członkowie rządu Donalda Tuska mogą mieć np. uraz do tematów poruszanych przez premiera w trakcie kampanii wyborczej, czy w słynnym kilkugodzinnym expose. Irytację u naszych ministrów może wywoływać już samo przypominanie o tanich ziemniakach, jabłkach, czy dorszach… W przypadku dorszy jest to tym bardziej uzasadnione, że po pół roku rządów, zamiast obiecywanej zgody na zwiększenie połowów, ministerstwo rolnictwa ogłosiło (od 22 maja br.) wprowadzenie… zakazu połowu dorsza. Pamięć o tego typu uprzedzeniach panujących wśród ministrów polskiego rządu okazuje się pomocna np. przy próbie wyjaśnienia zachowania Julii Pitery w sprawie tzw. "afery karcianej".
Dlaczego pani pełnomocnik w pewnym momencie chciała nawet zrezygnować z upublicznienia miażdżącego dla poprzedniego rządu raportu na temat użytkowania służbowych kart kredytowych?
– Nie będziemy tego publikować. Odechciało mi się. Po analizie rządowych kart kredytowych obraz jest tak żałosny i straszny, że nie chcę nim straszyć – mówiła przestraszona.
{sidebar id=4}
Co tak bardzo wystraszyło panią minister? Sprawa wyjaśniła się dopiero po upublicznieniu raportu. Jego wnikliwi czytelnicy nie mogli mieć żadnych wątpliwości…
W raporcie był dorsz! Może ten, znany już Polakom, z expose Premiera i późniejszego zarządzenia ministerstwa rolnictwa? Kosztował 8 złotych i 19 groszy. O mało nie spowodował utajnienia raportu!
Ziemniaki, ani jabłka nie pojawiły się w meldunkach pani minister. Wtedy dokument na pewno miałby ciągle klauzulę tajności…
Piotr Tomczyk