Czysta jak łza PO ma jednak rysy – choćby były wiceminister zdrowia Krzysztof Grzegorek, którym interesuje się prokuratura. I to w jakiej sprawie? Korupcji w służbie zdrowia. Tej, z którą partia miała walczyć i według przedwyborczych zapewnień poprzez „cud reformę” systemu wyeliminować.
Wiceminister podał się do dymisji, niesmak pozostał. Czy to pierwsza i ostatnia skorumpowana osoba w tym rządzie, w resorcie zdrowia? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że Grzegorek był zaufanym człowiekiem Ewy Kopacz, którą pamiętamy, jako nieudolnĄ szefową ZOZ w Szydłowcu, która zadłuża placówkę na 3,5 mln zł.
Korupcja w służbie zdrowia to coś z czym trzeba walczyć. Choć to taka walka Don Kichota, bo zarówno przetarg, jak i umowy na realizacje przeróżnych świadczeń, zakup sprzętu, czy leków są jak balansowanie nad przepaścią.
Ostatnie zatrzymania świadczą o rozmiarze łapownictwa w ochronie zdrowia – o tym, jak bardzo przekupni są szefowie klinik, dyrektorzy i jak bardzo wykorzystują to przeróżne firmy, czy to farmaceutyczne, czy medyczne. Jednak, by rozpocząć skuteczne oczyszczanie środowiska i zahamować afery korupcyjne – na stanowiskach ministerialnych oraz w resorcie zdrowia winny pracowac osoby bez skazy. Niezamieszane w żadne układy, takie które nigdy nie skusiły się, by dla pieniędzy wykorzystać swoje stanowiska. Odpowiedź na to, czy faktycznie odpowiedni i odpowiedzialni ludzie chcą reformować ochronę zdrowia przyniosło samo życie poprzez „aferę Grzegorka”. Kilka dni temu podał się do dymisji po tym, jak komercyjna stacja telewizyjna podała informację, że Krzysztof Grzegorek miał przyjąć 20 tys. złotych łapówki od firmy Johnson&Johnson w zamian za ustawienie przetargu w szpitalu w Skarżysku-Kamiennej, gdzie kilka lat temu był ordynatorem jednego z oddziałów.
Kilka miesięcy temu sprawą zajęła się prokuratura. Grzegorek miał wkrótce – według stacji telewizyjnej- usłyszeć w tej sprawie zarzuty. I choć Grzegorek zaprzecza i mówi o pomówieniach, to jednak posłowie PiS przypominają – w ub. roku NIK stwierdziła szereg nieprawidłowości w skarżyskim szpitalu, w którym Grzegorek był ordynatorem oddziału położniczo-ginekologicznego, zastępcą dyrektora, a w latach 2005-2007 dyrektorem. Dotyczą one m.in. przetargów na ogrzewanie, żywienie i spalanie odpadów, jakie wygrywała spółka braci Pawliszaków.
{sidebar id=4}
Grzegorek miał wynajmować u nich bezpłatnie mieszkanie. I choć nie jest to sprzeczne z prawem, to jednak zachodzłi tu konflikt interesów. I chociaż minister zdrowia Ewa Kopacz zarzeka się, ze o sprawie nic nie wiedziała, to jednak trudno w to uwierzyć – sama kierowała oddalonym o 10 km od Skarżyska ZOZ w Szydłowcu. Ale może kontrola NIK i raport pokontrolny to nieistotne sprawy? Bo przecież sama Kopacz, jak ujawniła w ub. roku Gazeta Polska, jako jeszcze przyszła minister zadłużyła gminę oraz kierowany przez siebie ZOZ na ok. 3,5 mln zł.
Czy jeszcze kimś z ministerstwa zdrowia interesuje się prokuratura? Kto będzie nastepny? Trudno wysuwać podejrzenia, pewnie za jakiś czas przekonamy się na kim zaciążą zarzuty. Jednak może, by uniknąć kolejnych afer warto prześwietlić ludzi z którymi się pracuje? Albo dobierać takich, którzy faktycznie nie skalali się łapówkami. I sprawdzić wydelegowanych do pracy w resorcie ludzi współkoalicjanta.
Przy okazji tego zgrzytu można powiedzieć jedno – wszystko czego tknęła się Ewa Kopacz okazuje się knotem – począwszy od listy leków refundowanych, poprzez pomysł prywatyzacji szpitali, po obsadę własnego resortu. Może w takim razie trzeba byłoby podac się do dymisji?
Dorota Tataranowicz