Od 23 czerwca, gdy tylko książka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” trafiła do księgarń, w debacie nad przeszłością „legendy Solidarności” przemawiają już fakty. Kończy się też monopol na wiedzę o przeszłości Wałęsy – zarezerwowanej dotąd dla wybranych. Praca Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka to w końcu nie pierwsze podejście do zmierzenia się z mitem Lecha Wałęsy, który rzekomo „obalił komunizm”. I nie pierwsza próba przebicia się do opinii publicznej z prawdą na temat działającego na Wybrzeżu w latach 70. agenta „Bolka”.
Elity III RP i realizujące ich polityczne zamówienia „niezależne” media zrobiły przez lata wiele, by zakrzyczeć prawdę o Wałęsie. A należy nam się przecież rzetelna, udokumentowana wiedza na temat „wizytówki Polski”, „ikony wolności”, „symbolu” etc. Czy Wałęsa odbierający doktoraty honoris causa, jeżdżący po świecie z odczytami, za które inkasuje honoraria, nie odcina do dziś kuponów od zafałszowanego mitu „bezkompromisowego pogromcy komunizmu”?
Opinia publiczna ma prawo wreszcie wiedzieć, dlaczego Lech Wałęsa pamiętnej nocy z 4 na 5 czerwca 1992r dopuścił się zamachu stanu. Doprowadził do obalenia pierwszego niekomunistycznego rządu premiera Jana Olszewskiego głównie dlatego, że ten realizował politykę niepodległościową poprzez działania na rzecz uniezależnienia nas od Moskwy i oczyszczenia życia publicznego z podatnych na szantaż agentów.
Z dzisiejszej perspektywy widać jak kluczowe znaczenie miał fakt, że na tzw. liście Macierewicza figurował TW „Bolek”. Książka Cenckiewicza i Gontarczyka podaje, że wykonując uchwałę lustracyjną Sejmu, szef MSW Antoni Macierewicz zebrał w UOP "kilkadziesiąt istotnych dokumentów" "Bolka", w tym ok. 20 jego donosów z lat 1971-1974, znalezionych w aktach innych spraw operacyjnych SB. Według autorów, autentyczność dokumentów, które zebrał Macierewicz, "nie budziła wątpliwości" i wykluczone jest "by dołożono je później".
Czy Lech Wałęsa odwołując rząd Olszewskiego i torpedując lustrację nie był zatem adwokatem we własnej sprawie?
Zapis na „Bolka”
Książka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" nie pozostawia wątpliwości. Autorzy stawiają śmiałą tezę, że odwołanie w 1992 r. rządu Jana Olszewskiego na wniosek Wałęsy oraz jego sprzeciw wobec lustracji miało "motywy, niestety, jak najbardziej osobiste". Media nabierały przez 16 lat w tej kwestii wody w usta; „koalicja strachu” czuwała, by przypadkiem nie odbrązowić „autorytetu” wspierającego „lewą nogę” Wałęsy.
Jako jedyne sprawy nie tuszowało Radio Maryja. Na antenie rozgłośni i w telewizji Trwam w lutym 2005 r. w „Rozmowach niedokończonych” poświęconych tematyce lustracji Krzysztof Wyszkowski, założyciel WZZ Wybrzeża i b. sekretarz „Tygodnika Solidarność”, mówił o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy.
W tym samym czasie, na początku 2005 r., ocenzurowano już jednak krakowskie "Arcana" i nie ukazały się w nich raporty TW "Bolka" z Gdańska z lat 1971-1972, których naukowe opracowanie przygotował historyk gdańskiego IPN dr Sławomir Cenckiewicz, jeden z autorów książki „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” „Dokumenty te – jak podkreślił prof. Andrzej Nowak, redaktor naczelny "Arcanów" – nie mogły się ukazać, gdyż "dotyczyły jednej z najważniejszych postaci polskiej historii współczesnej (…). Wymuszony został faktyczny zakaz ogłoszenia historycznego dokumentu w naukowym opracowaniu – w imię racji innych niż merytoryczne". Zakaz ten pochodził od Leona Kieresa, ówczesnego prezesa IPN, który zabronił Cenckiewiczowi opublikowania artykułu.
Rok później, w marcu 2006 roku TVP odmówiła emisji, wyprodukowanego przy swoim współudziale (!), filmu Grzegorza Brauna „Plusy dodatnie, plusy ujemne”. Film analizuje problem tajnego współpracownika Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Bolek”. Na temat TW „Bolka” w filmie Brauna wypowiadają się: Krzysztof Wyszkowski, Henryk Lenarciak, Henryk Jagielski, którego „Bolek” denuncjował SB, Joanna Duda-Gwiazda, Andrzej Gwiazda oraz sam Lech Wałęsa, który w końcowych scenach filmu z furią drze kopie dokumentów IPN.
Cios w establishment
Ta sama TVP pokazała ostatnio (18 czerwca) film Grzegorza Brauna i Roberta Kaczmarka „TW Bolek” przedstawiany jako druga część „Plusów dodatnich, plusów ujemnych”,opowiadający o kulisach powstania książki Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka na temat współpracy Wałęsy z bezpieką.On równieżnie pozostawia złudzeń kim był agent „Bolek”. Obraz nie trafił na półkę, mimo nacisków Wałęsy, który zażądał odwołania emisji, grożąc telewizji procesem sądowym. W odpowiedzi prezes TVP Andrzej Urbański w liście do byłego prezydenta oświadczył, że „obowiązująca w Polsce wolność słowa wyklucza stosowanie cenzury prewencyjnej”. Wałęsa zresztą w groźbach nie ogranicza się tylko do TVP, do sądu zamierza pozwać m.in. autorów książki, prezesa IPN… To pokazuje jedynie jak – wraz z „Układem” dąży do tego, by sprawy dla tego środowiska niewygodne „zamieść pod dywan”. To już nie są jednak lata 90. gdy sterowane politycznie media marginalizowały ludzi dążących do pokazania prawdy. Dziś dziękideterminacji autorów pracy oraz prezesa Instytutu, i nie oglądaniu się przez nich na to co powie „salon” – ten okres się skończył.
Wydawanie książki przebiegało jak w „konspirze” – pracownicy IPN nie wiedzieli, która drukarnia ją drukuje, a dostęp do tekstu miał tyko wąski, kilkuosobowy krąg osób z Instytutu. Przy zachowaniu nawet takich środków ostrożności ujawnianiu prawdy o Wałęsie towarzyszy od miesięcy, a więc na długo przed pojawieniem się książki, potępieńczy klangor „autorytetów”, jak to niszczy się „legendę”, wylewanie kubłów pomyj na autorów publikacji IPN, podważenie ich profesjonalizmu itd. Nie mówiąc o krotochwilnym liście „inte
lektualistów”, który miał książkę zdezawuować, a tymczasem … skompromitował jego sygnatariuszy, którzy skrytykowali coś, czego nie widzieli.
Skąd to całe poruszenie w sprawie, o której „mówi się” od kilkunastu lat, tj. od pojawienia się tzw. listy Macierewicza? I o której pisał już Sławomir Cenckiewicz w „Oczami bezpieki”, książce wydanej w 2004r., odpowiadającej mniej obszernie, ale zawsze, na pytanie kim był TW „Bolek”.
Celną diagnozę postawił Jarosław Kaczyński mówiąc w Sygnałach dnia, że "Wściekła obrona przed książką IPN na temat Lecha Wałęsy świadczy o tym, że jest ona ciosem w establishment, od kilkunastu lat oparty na radykalnym kłamstwie. (…). Chodzi o sytuację ukształtowaną w ciągu ostatnich kilkunastu lat, sytuację, której jedną z podstaw jest kłamstwo, można powiedzieć kłamstwo radykalne. (…) Kłamstwo, które zupełnie odrzuca rzeczywistość – i tę sprzed 1989 roku w jej prawdziwym kształcie, i tę rzeczywistość po roku 1989.”
Kim był agent „Bolek”
Sławomir Cenckiewicz już w wydanej cztery lata temu pracy „Oczami bezpieki” na dwóchstronach omówił odnalezione w gdańskim IPN dokumenty dotyczące agenta „Bolka”,pracownika wydziału W-4 Stoczni Gdańskiej im. Lenina, aktywnego uczestnika rewolty grudniowej 1970 r. i członka rady zakładowej. Są to zarówno notatki funkcjonariuszy SB, jak i dwa donosy agenturalne TW „Bolka” (przepisane na maszynie).
{sidebar id=4}
Z dokumentów bezpieki wynika, że TW „Bolek” był wykorzystywany w rozpracowaniu Józefa Szylera – pochodzącego ze Śląska elektryka z wydziału W-4 Stoczni Gdańskiej, którego SB zakwalifikowała do „najaktywniejszych z inspiratorów do inicjowania przerw w pracy i wystąpień”. Pierwszy z donosów Bolka (z 17 kwietnia 1971 r.) dotyczy próby ponownego podpalenia gmachu KW PZPR w Gdańsku w styczniu 1971 r. oraz nastrojów wśród załogi stoczni po wystąpieniu Edwarda Gierka na plenum KC PZPR. Drugi donos (z 27 kwietnia 1971 r.) traktuje o nastrojach wśród stoczniowców po masakrze grudniowej i dyskusjach na temat sposobów uczczenia pamięci poległych kolegów.
W obu donosach TW Bolek dość dokładnie opisuje sytuację w stoczni, a do najbardziej nieprzejednanych („agresywnych”) zalicza Jana Jasińskiego i Henryka Jagielskiego, którego denuncjuje SB, informując, iż 1 maja 1971 r. zamierza on rzucić pod trybunę honorową czerwoną flagę. Donosy TW „Bolka” są szczegółowe i robią wrażenie szczerej współpracy z oficerem prowadzącym. Świadczą też o sumiennym wypełnianiu przez agenta zleconych mu zadań.
"Podpisałem 3 albo 4 dokumenty"
Czy na pewno nikt spośród tych, którzy mówią dziś o „patriotycznym harakiri” w związku z odbrązowieniem „legendy „Solidarności”” przez IPN nie pamięta, że ten sam Wałęsa, który zarzeka się, że nigdy nie był agentem i grozi wniesieniem pozwów przeciwko tym, którzy ten „paszkwil” powtarzają, sam się do flirtu z bezpieką przyznał już w czerwcu 1992 roku: "Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 roku, podpisałem 3 albo 4 dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i Ojczyzny, by wyjść i móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem ideałów ani kolegów".
Takiej treści komunikat poszedł do PAP 4 czerwca 1992 roku, tuż po ogłoszeniu tzw. listy Macierewicza, ale też bardzo szybko wiadomość została przez Kancelarię Prezydenta wycofana i tej samej nocy "koalicji strachu" przed teczkami udało się obalić rząd Olszewskiego. Po czym wszystko wróciło do "normy", a następcą Antoniego Macierewicza w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych został zaufany człowiek Wałęsy, Andrzej Milczanowski.
Kwity jak kamfora
Wtedy też zaczęło się czyszczenie, na szczęście nieudolne tzn. z pozostawieniem śladów pozwalających zrekonstruować to i owo – jak podkreślają dziś Cenckiewicz i Gontarczyk- teczki Wałęsy.
Historycy ustalili, że część kompromitujących ówczesnego prezydenta dokumentów zniknęła z archiwów zaraz po obaleniu rządu Jana Olszewskiego 4 czerwca 1992 r. Wałęsa po raz pierwszy zażądał dostępu do zgromadzonych przez SB dokumentów na swój temat już parę dni po odwołaniu gabinetu Olszewskiego, 6 lub 7 czerwca. Oglądał je wtedy w siedzibie
kontrwywiadu UOP za
zgodą ówczesnych szefów UOP Jerzego Koniecznego i Gromosława Czempińskiego oraz ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego. Następnie w lipcu lub sierpniu tego samego roku teczkę dostarczono mu do Belwederu. Zwrócił ją we wrześniu, ale już „odchudzoną”. Brakowało m.in. oryginału karty ewidencyjnej i licznych doniesień TW „Bolka”, które już się nie odnalazły. Wałęsa kłamie do dziś, że zaginione dokumenty wróciły do UOP w oddzielnej kopercie.
Po raz kolejny Lech Wałęsa wypożyczył dotyczące go papiery SB we wrześniu 1993 r., parę dni po zwycięstwie SLD w wyborach. Poświadcza to notatka służbowa Andrzeja Milczanowskiego. Badający tę sprawę trzy lata później – za zgodą następnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego – eseldowski szef MSW Zbigniew Siemiątkowski stwierdził, że do UOP nie wróciły m.in. „notatki i doniesienia agenturalne L. Wałęsy” i „pokwitowania L. Wałęsy na odbiór wynagrodzenia za działalność agenturalną”.
Front obrony agentów
W grudniu 1996 r. UOP złożył do prokuratury doniesienie "o domniemanym przetrzymywaniu dokumentów przez Lecha Wałęsę"; nie wiadomo jednak, dlaczego przygotowywanie tego doniesienia trwało aż rok. Śledztwo zostało wszczęte ostatecznie tylko w sprawie "przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych przez funkcjonariuszy MSW i UOP przy przekazywaniu tajnych dokumentów do Urzędu Prezydenta RP, w następstwie czego doszło do utraty części tych dokumentów". Zarzuty postawiono dwóm kolejnym szefom UOP (którzy przekazali dokumenty Wałęsie) oraz szefowi MSW, który wyraził na to zgodę, ale była to już musztarda po obiedzie, skoro zniknęła część zawartości teczki, w tym m.in. zobowiązania do zachowania tajemnicy z rozmów z oficerami prowadzącymi "Bolka" i pokwitowania odbioru pieniędzy za donoszenie bezpiece.
<
span style="color: black">{sidebar id=4}
Według autorów książki , przekazanie przez Milczanowskiego Wałęsie oryginałów akt, bez pośrednictwa tajnych kancelarii, naruszało prawo. Prokuratura, która początkowo postawiła Milczanowskiemu oraz szefom UOP Jerzemu Koniecznemu i Gromosławowi Czempińskiemu zarzut utraty tajnych akt, w 1999 r. jednak umorzyła śledztwo, uznając iż nie doszło do przestępstwa (w książce zamieszczono pełen tekst tego umorzenia, który jest oznaczony klauzulą "tajne").
Rok później na sprawę agenturalności Wałęsy przymknął oko Sąd Lustracyjny. Według autorów publikacji IPN, nie wiadomo, na jakiej podstawie sąd wysnuł wnioski, że autentyczna teczka "Bolka" nigdy nie istniała, a Macierewicz w 1992 r. dysponował aktami sfałszowanymi przez SB.
Zdaniem autorów, sąd pominął ustalenia śledztwa co do zaginionych dokumentów "Bolka", nie wziął pod uwagę dokumentów, które świadczyły o współpracy Wałęsy z SB, w tym m.in. raportu funkcjonariusza gdańskiej SB Marka Aftyki z 1978 roku, w którym przedstawił zawartość teczki Lecha Wałęsy. Wynika z niej, że Wałęsa został pozyskany 29 grudnia 1970 roku i zaresjestrowany jako TW "Bolek". Autor notatki opisuje go jako osobę chętnie współpracującą z bezpieką i pobierającą za to wynagrodzenie.
Ostatecznie w sierpniu 2000 r. Sąd Lustracyjny orzekł, że Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb specjalnych PRL, oraz że SB fałszowała akta na temat Wałęsy. Następnie, w 2005r. , Wałęsa otrzymał od ówczesnego szefa IPN status pokrzywdzonego. „Trudno zrozumieć, na jakiej podstawie prawnej Leon Kieres dał Wałęsie status pokrzywdzonego. W IPN znajdują się wiarygodne dokumenty wskazujące na współpracę Wałęsy z SB, on sam w różnych gremiach wielokrotnie o tym mówił, żyją świadkowie, a <
>, niepodważalna jak dotąd dokumentacja rosyjskich służb potwierdza, że taka współpraca miała miejsce i była narzędziem presji wobec Wałęsy. Można oczywiście zrozumieć osobiste i polityczne motywy decyzji Kieresa”- komentował wtedy sprawę tygodnik „Głos”.
Papiery w Moskwie
W archiwum Wasilija Mitrochina, który był przez ponad 30 lat pracownikiem archiwum wywiadu sowieckiego, odpowiedzialnym od 1972 roku za przenoszenie tajnych materiałów z osławionej Łubianki do nowej siedziby KGB w Jaseniewie na obrzeżach Moskwy, dokumentującym działania KGB na Zachodzie od lat 30. do 80., znajdują się materiały, z których wynika, że SB próbowała zastraszyć Wałęsę po internowaniu przez "przypominanie mu, iż płacili mu oni pieniądze i otrzymywali od niego informacje". Jak wynika z wydanej w Polsce w 2001 r. książki "Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie", gen. Czesław Kiszczak powiedział KGB, że Lech Wałęsa był skonfrontowany z jednym z jego oficerów prowadzących z SB, a rozmowę pomiędzy nimi nagrano na taśmie magnetofonowej. Po zwolnieniu Wałęsy z internowania, w dzień po śmierci Breżniewa, Kiszczak zapewniał gen. Pawłowa, rezydenta KGB w Polsce, że ciągle dysponuje materiałami mogącymi skompromitować Wałęsę.
Kiedy „Archiwum Mitrochina” ukazało się w naszym kraju z informacjami dotyczącymi agenturalnej przeszłości byłego prezydenta, Wałęsa nie protestował. Dzisiajwszystkie dokumenty , w tym te na których oparli swoje ustalenia historycy IPN , które wskazują na jego uwikłanie w donosicielską działalność dla SB w latach 70. – określa z miejsca jako fałszywki, kopię z kopii itd. Jeśli tak jest w rzeczywistości – to dlaczego nie pozwał w 2001 r. wydawcy książki do sądu za zniesławienie?
"Komplet informacji na temat agenturalnej przeszłości osób publicznych w Polsce dziś znajduje się zapewne tylko w jednym miejscu. Nie w Warszawie, bo tu znaczną część zniszczono, a w Moskwie. Najprawdopodobniej tam właśnie znajduje się oryginalna teczka "Bolka"" – piszą we wnioskach Cenckiewicz i Gontarczyk, co by składało się w jedną całość z ustaleniami Wasilija Mitrochina, który jak twierdzą specjaliści z FBI, zebrał najpełniejszy materiał, jaki kiedykolwiek udało się uzyskać.
{sidebar id=4}
Julia M. Jaskólska