Podczas gdy niemiecka prasa będąca na usługach nowej unijnej klasy zwanej „europeistami” przez kilka kolejnych dni zapluwała się atakami na decyzję polskiego prezydenta, przeciętni obywatele naszego zachodniego sąsiada mają zupełnie inne zmartwienia niż Traktat z Lizbony, który w referendum odrzucili Irlandczycy.
Jak donosi „Die Welt” ceny żywności, benzyny, energii rosną i rosną. A jak poinformowała „ARD- Deutschlandtrend” konsumpcja obywateli stale spada. Rezygnują z urlopów, ubrania noszą dłużej i większość Niemców boi się dalszego wzrostu cen.
„Czy to przy dystrybutorze stacji paliw czy w ladzie chłodzącej supermarketu: wszystko jest drogie. Niektórzy Niemcy muszą z powodu rosnących cen żywności i paliw drastycznie się ograniczać. Znaczna część Niemców oszczędza na jeździe samochodem, co drugi na żywności. Także aż trzecia część społeczeństwa wciągnęła żywność i urlopy na listę oszczędności. Trzy czwarte pytanych przewiduje, że następne 10 lat będzie jeszcze gorsze niż jest to dzisiaj. 85 procent Niemców na wzrost cen reaguje strachem. Jeszcze bardziej są o tym przekonani, gdy w telewizji słyszą o eksplodujących cenach ropy naftowej i spadkach na światowych giełdach. Dwie trzecie z nich wcale nie ma pewności, że zdoła zapłacić za swoje utrzymanie. Przede wszystkim mało i średniozarabiający martwią się ekspodującymi kosztami. Już pierwsze firmy z racji rosnących cen benzyny i oleju napędowego musiały zbankrutować. W ubiegłym tygodniu więcej niż dwie trzecie Niemców z powodu trwającej inflacji chciało chętniej swoje pieniądze oszczędzać niż wydawać.
Rosnące ceny energii kształtują także polityczne wybory. 61 procent chciałoby korzystać z energii atomowej, aby tylko ceny tejże energii spadły. Faktem jest, że w 2007 roku 57 procent było przeciwnych energii atomowej: to pokazuje jak dramatyczne zmiany następują poprzez obecną inflację” – pisze „Die Welt”.
{sidebar id=4}
Skoro bogaci Niemcy zaczynają się trząść o swoja przyszłość, to jak mają zachować się biedniejsze narody. A tymczasem „europeiści” ani nawet myślą o sposobach ulżenia doli rządzonych coraz mniej demokratyczną ręką. Bo kogo to obchodzi, że bankrutują już pierwsze firmy, że ciułacze potracili swoje oszczędności na giełdach i funduszach oszczędnościowych. Kogo to obchodzi, że bieda zagląda w oczy. Jeszcze jest kolorowo, jeszcze palą się neony jeszcze eleganckie panie i panowie gaworzą w Brukseli. Dopóki głód i bieda nie wypędzi ludzi na ulicę.
Marek Garbacz