No i mamy precedens. Polskie sądy będą od dziś w czasie trwania kampanii wyborczych współdecydować o propagandzie partyjnej. Nie rozstrzygając prawdziwości prezentowanych treści sądy będą zajmowały się szlifowaniem strony formalnej spotów. Po dość kuriozalnym wyroku pięknej pani sędziny z warszawskiej okręgówki (która zakazała emisji całego spotu i nakazała przeproszenie za wszystkie treści w nim zawarte) doczekaliśmy się iście salomonowego rozstrzygnięcia w Sądzie Apelacyjnym. Za spot trzeba będzie przeprosić, ale można go nadal emitować, choć nie cały - no bo jakby to było przepraszać i dalej robić dokładnie to samo!
Zgodnie z sentencją Sądu Apelacyjnego PiS musiał przeprosić PO za część mówiącą, że rząd załatwił kontrakt firmie senatora Misiaka i żonie ministra Aleksandra Grada. W rzeczy samej niezręczność, bo to nie rząd na swoim posiedzeniu takie sprawy załatwia - tam zapewne mówi się przeważnie o wrażeniach z kolejnej wyprawy życia premiera lub jego zmęczeniu jakąś wyczerpującą podróżą - tylko zaprzyjaźnieni urzędnicy doskonale rozumiejący, że jeśli to jest Gradowa od tego - ho, ho.. Aleksandra, no to wiadomo, że kontrakt w ramach partnerstwa publiczno prywatnego musi być na medal.
Z drugiej strony, tam gdzie nie ma styku biznesu z administracją, Sąd Apelacyjny uznał że informacje zawarte w spocie PiS można uznać za prawdziwe. Prawo i Sprawiedliwości może więc emitować spot w części mówiącej o nagrodach przyznanych przez prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz swoim ludziom w czasie, gdy zwalniani są przez rząd stoczniowcy.
To ważny sygnał, dla wszystkich autorów propagandy partyjnej. Przekręty stricte urzędnicze - to już w III RP-bis krytykować można. Ale już karmiące lokalne i państwowe sitwy spoloty interesów na styku nomenklatura - państwo. Tego już nie.
W jakimś sensie to zrozumiałe. W Polsce kapitalizm jest albo pochodzenia obcego albo nomenklaturowego. Uderzanie w ten drugi, żyjący tylko dzięki majątkowi narodowemu, to podkopywanie filarów polskiej gospodarki i to w chwili globalnego załamania. Należy zatem z podziwem pochylić się nad przenikliwością tego rozstrzygnięcia.
A zatem powtórzmy. To nie rząd załatwiał firmie senatora Tomasza Misiaka zlecenie na 48 milionów złotych, a żonie ministra Aleksandra Grada zlecenie na 50 milionów złotych. Ekonomiczne sukcesy platformerskiej nomenklatury to wynik sprawnie działającego mechanizmu przepompowywania publicznego majątku w prywatne ręce według reguł rządzących polską demokracją od ponad 20 lat. Obwinianie za to Platformy i obecnego premiera jest w rzeczy samej straszliwą niegodziwością.
Sławomir Zalewski