Co zrobił premier w dwa miesiące po uzyskaniu informacji, że jego najbliżsi współpracownicy działają na zlecenie biznesu hazardowego? Zrobił to, co robią nafciarze, gdy szyb ulegnie niespodziewanemu zapłonowi – dokonał kontrolowanego wybuchu, który siłą podmuchu ma skutecznie zdusić ogień.
Ogłosił przed chwilą, że do walki w sejmie o komisję śledczą kieruje „najlepsze siły partii”. O co chodzi?
Celem Tuska jest ograniczenie problemu wyłącznie do sprawy manipulacji przy ustawie hazardowej. PO będzie argumentowało, że albo komisja zajmie się tylko tym, albo ugrzęźnie w niekończących się przesłuchaniach. Jeżeli więc opozycja chce wyjaśnienia sprawy, to musi zgodzić się na jej wąski profil.
Tusk zgadza się zostać przesłuchanym w sprawie przecieku, żeby nie dopuścić do publicznych przesłuchań w sprawie swoich własnych związków z biznesem hazardowym. Nie może dopuścić do ujawnienia faktu, że pieniądze z tego biznesu, przynoszone do kasy liberałów przez agentów WSW/WSI, stały się kapitałem, dzięki któremu zbudował swoją własną pozycję w polskiej polityce.
Ta wiedza była samowiedzą KLD i UW, a teraz jest wiedzą wspólną ludzi PO. To dlatego Tusk nie mógł wyciągnąć wniosków z informacji otrzymanych od CBA i zachował się nie jak premier, a jak członek gangu – ostrzegł kumpli, żeby zacierali ślady.
Walka PO o wąski zakres śledztwa komisji sejmowej jest teraz walką o dalszy polityczny los Tuska. Przegrana oznaczałaby katastrofę nie tylko jego samego, ale całej formacji. Dlatego i PO i współpracujący z nią właściciele mediów rozpoczną teraz kampanię propagandową w celu wykazywania, że kto chce pełnego ujawnienia afery musi popierać jej wąski zakres, a kto chce zbadania w jaki sposób komunistyczne służby specjalne budowały w Polsce biznes hazardowy i finansowały Tuska i KLD, zmierza do „zamiecenia problemu pod dywan”. W tym działaniu może też liczyć na PSL i SLD, które również nie są zainteresowane w ujawnieniu faktu, że związki świata polityki z hazardem wynikają ze związków ludzi polityki z ludźmi z komunistycznych służb specjalnych, a ślady tych związków sięgają daleko na wschód.
Krzysztof Wyszkowski