Szef rządu oświadczył, że mocą swojego urzędu gwarantuje, iż to, co ma być zapisane w ustawie o współpracy rządu z parlamentem w sprawach członkostwa Polski w UE, będzie dochowane.
Donald Tusk podkreślił także, że dochowanie umów dotyczy nie tylko spraw zawartych w uchwałach, czy w ustawach, ale także tych zawartych w deklaracjach publicznych. Oto pełen tekst wystąpienia premiera:
Panie Prezydencie! Panie Marszałku! Szanowne
Panie i Szanowni Panowie Posłowie! Mamy dzisiaj
ważny dzień. To dzień, na który czekaliśmy długie
tygodnie. Wszyscy na tej sali bez wyjątku z różnych
powodów czekali na rozstrzygnięcie debaty o sposobie
ratyfikacji traktatu lizbońskiego, czekali w dużym
napięciu, jak sądzę – mówię o tym z przekonaniem
– bez wyjątku z dobrą wolą. To normalna zdrowa sytuacja
w demokratycznym państwie, że ludzie aktywnie
uczestniczący w życiu publicznym, cała opinia
publiczna, ale także politycy, parlamentarzyści, najwyższe
organa władzy publicznej dochodzą do porozumienia,
wychodząc czasami z różnych aksjologii, z różnych
punktów widzenia. Nie jest niczym zdrożnym,
nie jest niczym zaskakującym w dojrzałych demokracjach,
że kiedy zabieramy się za trudne dzieła, mamy
różne poglądy. Wielką sprawą świadczącą o dojrzałości
demokracji jest zdolność do osiągnięcia porozumienia.
Rozmawialiśmy o tym, jak być w Europie. Rozmawialiśmy
o tym przez te dni, rzeczywiście pełne emocji,
w jaki sposób być dumnym i skutecznym narodem we
wspólnocie narodów, jaką jest Unia Europejska, i jak
zawsze w chwilach trudnych – mogę mówić przynajmniej
o tym czasie, który jest doświadczeniem naszego
życia, naszego pokolenia, także mojego życia – w końcu
dochodzimy, taką mam nadzieję, do dobrego, mądrego
finału. Od 1980 r. Polacy, czasami wbrew okolicznościom,
a czasami korzystając z dobrych okoliczności,
potrafią się w ostatecznym momencie dobrze
porozumieć.
Dzisiaj chciałbym rozpocząć to wystąpienie od
podziękowania pod adresem prezydenta Rzeczypospolitej
Lecha Kaczyńskiego za to, że doprowadził do
tego porozumienia.
Jest to także dzień, w którym wszyscy Polacy,
niezależnie od tego, czy wierzą w Boga, czy nie, jakiego
są wyznania, jakiej są opcji politycznej, wszyscy
Polacy, bez wyjątku, przygotowują się do jutrzejszej
rocznicy. Nigdy nie nadużywałem i nie chcę nadużywać
odwoływania się do tych wielkich zdarzeń, do tej
wielkiej postaci, która patronowała tej dobrej, polskiej
polskiej
historii, jaka dzieje od ponad ćwierćwiecza, ale
dzisiaj chyba wyjątkowo stosowne są słowa Ojca
Świętego, które chciałbym potraktować jako motto
dla naszego dzisiejszego spotkania. To są proste słowa
i chyba dość oczywiste jako wskazanie dla wszystkich,
niezależnie od tego, jak bardzo różnimy się na
co dzień w poglądach politycznych. One są dobrym
mottem do tego, co dzisiaj powinniśmy w atmosferze
dobrej woli i takiego patriotycznego, etycznego napięcia
rozstrzygnąć. To było prawie 10 lat temu,
w czerwcu, tu, w parlamencie. Jan Paweł II mówił
wtedy: „Przy okazji dzisiejszego spotkania pragnę
raz jeszcze wyrazić moje uznanie dla podejmowanych
konsekwentnie i solidarnie wysiłków, których celem
od chwili odzyskania suwerenności jest poszukiwanie
i utrwalanie należnego i bezpiecznego miejsca
Polski w jednoczącej się Europie i świecie. Polska ma
pełne prawo, aby uczestniczyć w ogólnym procesie
postępu i rozwoju świata, zwłaszcza Europy. Integracja
Polski z Unią Europejską jest od samego początku
wspierana przez Stolicę Apostolską. Doświadczenie
dziejowe, jakie posiada naród polski, jego bogactwo
duchowe i kulturowe mogą skutecznie przyczynić się
do ogólnego dobra całej rodziny ludzkiej, zwłaszcza
do umocnienia pokoju i bezpieczeństwa w Europie”.
Te słowa Jana Pawła II niech będą wskazaniem
dla nas wszystkich, niezależnie od obaw, lęków. A one
są przecież zrozumiałe w narodzie, który przeżył poprzedni
wiek w sposób tak dramatyczny, tak tragiczny.
Niech nikt nie drwi z obaw i lęków narodu, którego
fundamentalnym doświadczeniem jest poczucie
zagrożenia i niesprawiedliwości.
Chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy
z jak najlepszą wolą, różniąc się ze mną, z moją formacją,
z moim rządem poglądami, przystąpili jednak
do pracy nad tym, aby to nasze wspólne, narodowe
dzieło zostało zwieńczone kolejnym dobrym finałem.
Nie ma powodu, w mojej ocenie,
ubolewać nad tym, że partie polityczne, cztery kluby
parlamentarne, które reprezentują przygniatającą
większość Polaków, cztery kluby zasiadające w polskim
parlamencie podjęły dyskusję o tym, w jaki
sposób ratyfikować traktat lizboński, a co za tym
idzie, jak gwarantować bezpieczeństwo i rozwój Polski
wedle własnego najlepszego rozumienia. To jest
nasze prawo i obowiązek wobec Polaków, wobec naszych
wyborców, aby reprezentować czasami odmienne
poglądy, ale naszym świętym obowiązkiem jest
odnajdywanie tego, co wspólne w sytuacji, w chwili,
kiedy czujemy, a przecież wszyscy to czujemy, że Polska
po raz kolejny może zdobyć pozycję, która zagwarantuje
nam realne bezpieczeństwo i szansę rozwoju
tu, na naszym kontynencie
Każdy z nas – tak sądzę – wtedy, kiedy emocje
rozpalają debatę publiczną, odwołuje się także do
własnego, osobistego doświadczenia. Kiedy poprzedni
rząd pod patronatem, a w finale z udziałem pana
prezydenta negocjował ostateczny kształt traktatu
lizbońskiego, wszyscy wracaliśmy pamięcią do lat
dawniejszych, bo zawsze przy takich okazjach wra-
camy pamięcią do lat dawniejszych, chociaż dla mojego
pokolenia to, co było jeszcze 20 lat temu, jest
jakby na wyciągnięcie ręki. Wtedy, kiedy mamy te
chwile wspólnego skupienia, wspólnej refleksji, nikt
nie odważyłby się zaprzeczyć, że te długie lata okazały
się wysiłkiem mądrym, okupionym ofiarami,
okupionym wielkimi staraniami i poświęceniem nie
tylko ludzi obecnych tu na tej sali, ale całego narodu,
kiedy przypominamy sobie, gdzie byliśmy, w jakiej
sytuacji, w jakiej kondycji byliśmy jako Polacy, jako
naród, jako państwo 20 lat temu, a w jakiej sytuacji
jesteśmy dzisiaj, to wszyscy bez wyjątku musimy
przyznać, że ta droga, na której pomagały nam drogowskazy
choćby takie jak słowa Ojca Świętego, miała
głęboki sens, że osiąganie porozumienia na kolejnych
etapach tej drogi ma najgłębszy sens i że tego
oczekują od nas Polacy.
Dlatego z pełnym przekonaniem, niezależnie od
napięć i konkurencji politycznej, jaka towarzyszy każdej
demokracji, chcę przede wszystkim podkreślić
i powtórzyć, że dobre, mądre porozumienie wymaga
gwarantów. Wspólnie z prezydentem Lechem Kaczyńskim
podjęliśmy publiczne zobowiązanie wobec Polaków
i wobec państwa, że będziemy gwarantować dotrzymanie
umowy, umowy politycznej, którą zawarliśmy.
Zgodnie z tą umową, w swojej treści i w swojej
istocie europejską, a służącą Polakom, wszyscy na tej
sali wygrywają. I Polacy wygrywają.
Wspólne zwycięstwo jest możliwe wtedy, kiedy
podejmuje się wysiłek na rzecz innych, nie tylko własnej
racji. W czasie naszej długiej rozmowy obaj mieliśmy
przekonanie, że pora przerwać debatę, w której
ktoś kogoś musi pokonać. W chwilach
szczególnych, a tak się zdarzyło, że u nas debata
i finał debaty nad traktatem lizbońskim to jest chwila
szczególna, trzeba uznać, iż nie ma się monopolu
na rację, i ja uznaję tę prawdę. Fundamentem naszej
cywilizacji jest zdolność do podjęcia wielkiej gry
o publiczny interes ze świadomością, że każdy musi
czuć się zwycięzcą. Zaangażowanie pana
prezydenta umożliwiło ten sukces. W ogóle uważam,
i chyba państwo się ze mną zgodzicie, że najbardziej
pociągające w idei Unii Europejskiej, przy rozmaitych
zastrzeżeniach, jest to, że mimo oczywistej gry sił
– wiadomo, silniejszy ma większe szanse, słabszy
mniejsze – istota Unii Europejskiej polega właśnie na
tym, żeby nikt nie czuł się przegrany. Nowoczesna,
służąca ludziom, polityka powinna polegać właśnie
na tym, że rozmawia się po to, by uwzględnić racje
partnera, oponenta, konkurenta. Chyba jesteśmy na
moment przed osiągnięciem tego.
Szanując różnice zdań i szanując stanowiska, mówimy:
dla Polski najlepszy jest ten finał. Za to należy
się podziękowanie, które w imieniu rządu składam,
jako współautor ustawy, która ma umożliwić panu
prezydentowi ratyfikację traktatu lizbońskiego. Za
to chcę podziękować wszystkim klubom. Spieraliśmy
się, ale doszliśmy, jak sądzę, do porozumienia, także
dzięki waszym wysiłkom i waszym staraniom.
Dziękuję wszystkim, szczególnie klubom opozycji.
One – i mówię to szczerze – były w trudnej sytuacji.
Oba kluby opozycyjne, jak zawsze w takiej sytuacji,
mają trudniej. I dlatego wyrazy uznania składam
zarówno klubowi Prawo i Sprawiedliwość, jak i klubowi
Lewica i Demokraci. Moim zdaniem t
akże opozycja
akże opozycja
wykonała swoje zadanie w tej sprawie bardzo
dobrze. Dziękuję za to.
W tej debacie za mało mówiliśmy – być może zabrakło
trochę czasu, może namiętności nam to utrudniły
– ile Polska korzysta z tego, co wynegocjowali
poprzednicy, jeśli chodzi o rząd, a co podpisali dzisiaj
rządzący. W interesie Polski jest, i uważam, że to
powinno być poza dyskusją, możliwie silna i spójna
Unia Europejska pod warunkiem – a Polska umiała
postawić takie warunki i wygrała te warunki – że ta
spójna polityka skutecznie gwarantuje i chroni nasze
narodowe interesy. Zawsze chciałoby się więcej – pamiętacie
państwo, ta dyskusja, ile można dla Polski
więcej, trwa przecież długie lata – ale tak jak my tu,
na tej sali, szukaliśmy i dzisiaj pokażemy, że na końcu
można znaleźć ten środek, może nie złoty, ale taki,
który umożliwia współpracę, kooperację, tak i Europa
szuka tego typu sposobów. Traktat lizboński, dobrze
o tym wiemy, nikogo nie satysfakcjonuje w 100%.
Dzięki wysiłkom Polaków, klubów parlamentarnych
w tej i w poprzednich kadencjach, prezydentów i rządów
ten kompromis europejski, jakim jest traktat
lizboński, w naszej ocenie dobrze służy Polsce.
Zauważyliście państwo, że w czasie tej debaty
o tym, jak ratyfikować traktat lizboński, żadna istotna
siła polityczna tu, na tej sali, ale wiemy dobrze, że
także poza tą salą, w Polsce, nie kwestionowała sensu
ratyfikacji traktatu. To oznacza, że jako naród,
jako parlament, jako zbiorowe przywództwo polityczne
Polski, chyba dobrze zrozumieliśmy, gdzie najskuteczniej
możemy bronić narodowego interesu Polaków
i w jaki sposób. A po to, aby rozwiązywać czasami
kłopoty –chyba drugorzędne, ważne w polityce,
ale drugorzędne – są właśnie ludzie tacy jak na tej
sali, żeby znaleźć dobry finał.
Chciałbym, żebyśmy dzisiaj, gwarantując sobie
dochowanie umów, i to chciałbym z całą mocą podkreślić,
umów, które są zawarte w uchwałach, w ustawach,
ale także w deklaracjach publicznych, bo wielki
awans cywilizacyjny Polski oznacza także, że
wreszcie my, na tej sali, musimy uwierzyć, że jak ktoś
daje słowo, to dotrzymuje tego słowa ,chciałem
więc podkreślić, że obojętnie, czy to jest uchwała,
czy ustawa, musimy zacząć wierzyć własnym słowom.
Oponentom, partnerom wierzę także na słowo, niezależnie
od tego, co zapisaliśmy. Mocą urzędu, który
reprezentuję, chcę zagwarantować, że to, co ma być
zapisane także w przyszłych ustawach, konkretnie
w ustawie, której zmiana musi być konsekwencją
ewentualnego przyjęcia traktatu lizbońskiego, będzie
ze strony rządu, ze strony partii, którą reprezentuję,
dochowane.
Kiedy pojawił się kryzys w naszych rozmowach,
ktoś dowcipnie zauważył, że przecież alternatywą dla
naszego wspólnego rozwiązania może lub musi być
referendum. Ten ktoś zaczął się zastanawiać, jak
precyzyjnie brzmiałoby zadane Polakom pytanie,
i zaproponował jego formułę. To jest pytanie, które
tak naprawdę stawiamy sobie dzisiaj na tej sali. Mogło
ono być pytaniem referendalnym. Jak mogłoby
brzmieć? Czy jesteś za przyjęciem traktatu lizbońskiego,
wynegocjowanego przez prezydenta Lecha
Kaczyńskiego i rząd Jarosława Kaczyńskiego, podpisanego
przez rząd Donalda Tuska i Waldemara
Pawlaka, popartego całą mocą przez lewicę? Tak
brzmiałoby pytanie. Tak brzmi ono dzisiaj na tej sali.
Chciałbym dzisiaj powiedzieć otwarcie – wiadomo,
że opozycja i rząd bywają w różnych rolach, spierają
się czasami o szczegóły, żeby podkreślić, jak się między
sobą różnią – że to, co wynegocjowali Lech Kaczyński
i rząd Jarosława Kaczyńskiego, może nie jest
idealne, ale jest wystarczająco dobre, żeby to ratyfi-
kować. Zastrzeżenia lewicy rozumiem z punktu widzenia
ideowych podstaw lewicy, ale też wiecie, że
wynik negocjacji jest wystarczająco dobry, żeby dokonać
ratyfikacji. Wszyscy wiemy, że dla Polski osiągnięto
to, co prawdopodobnie było możliwe. Chyba
najwyższym uznaniem dla starań nas wszystkich,
jak tu siedzimy, będzie potwierdzenie tego w głosowaniu.
Czego więcej trzeba? Rozumiem, że trzeba
jeszcze pewności, że podobnie jak nasi poprzednicy,
tak i my, koalicja rządząca, oraz ci, którzy przyjdą po
nas, będą mogli w dobrych, mądrze skonstruowanych
ramach prawnych skutecznie bronić naszego interesu
w Europie, bo oczywiście w Europie każdy broni
swoich interesów. Będziemy wspólnie nad tym pracowali.
Deklaruję, że będziemy pracowali szybko,
intensywnie i z jak najlepszą wolą.
Wydaje się, że to jest dzień, który, jeśli ten efekt
końcowy uzyskamy, przejdzie do historii naszego
dość młodego parlamentaryzmu – nie chcę używać
zbyt wielkich słów – jako dzień, który mimo wielu
emocji pomógł nam wszystkim wznieść się ponad
partyjne podziały. Są one ważne i nie należy ich lekceważyć,
ale jeśli dzisiaj zagłosujemy za, wówczas
będzie to oznaczało, że w szczególnych momentach
potrafimy zrobić to, czego oczekują od nas Polacy.
Chciałbym zakończyć cytatem, bo opatrzność
chciała – ktoś powie, że to zbieg okoliczności – żeby
słowa najwybitniejszego Polaka tak dobrze opisywały
to, co powinniśmy zrobić. W 2003 r. nasz papież
mówił: Polska zawsze stanowiła ważną część Europy
i dziś nie może wyłączyć się z tej wspólnoty, która
wprawdzie na różnych płaszczyznach przeżywa kryzysy,
ale która stanowi jedną rodzinę narodów, opartą
na wspólnej chrześcijańskiej tradycji. Europa potrzebuje
Polski. Polska potrzebuje Europy. Od unii
lubelskiej do Unii Europejskiej. Pamiętamy wszyscy
te słowa. Niech będą one wskazaniem dla wszystkich
bez wyjątku na tej sali. Dziękuję bardzo.