– który przez lata sprytnie lawirował między różnymi mediami. Okrzyknięty w końcu nie oszołomem, lecz poważnym komentatorem. I dziś mówi serio, że jest dobrze. Komu? Jemu i jemu podobnym. Warszawce i Krakówkowi, z których perspektywy to oni tworzą te 20 proc. Reszta to mohery, kołtun pozbawiony manier i zdolności. Owego dziennikarza niby-niby, jak i wielu innych prawicowych (koniecznie) i lewicowych ludzi mediów, warto by pokazać w filmie z ducha nawiązującym do Bez znieczulenia Andrzeja Wajdy.
Znasz li ten kraj?
Chcę wybrać w sklepie kilka ładnych bananów, a sklepowa na to: „niech pan nie grzebie, wszystkie są takie same!”. „Podobnie jak Chińczycy”- odpowiadam morderczym tonem. I w sklepach dawnego ?Społem?, i w wielu prywatnych na pytanie, czy dostanę to-a-to, odpowiedź jest klasycznie PRL-owska: „Jest to, co widać”. A co widać?
Oddać samochód do autoryzowanego serwisu? Samobójstwo. W jednej ze stacji serwisowych Opla w Warszawie wisiał kiedyś w hallu dyplom mechanika, który wymienił najwięcej części w obsługiwanych samochodach (nie wiem, może tam jeszcze wisi). Najlepiej od razu wymieniać całe silniki. Obroty stacji będą rekordowe.
Mosty, którymi nikt nie jeździ (jak ten jednopylonowy w Warszawie), zatrważające niektóre straże miejskie - upierdliwe i mściwie reagujące na każde słowo krytyki - często powielające złośliwą i opryskliwą mentalność Milicji Obywatelskiej, buractwo polityków, korupcja rosnącej lawinowo za rządów PO kasty urzędników państwowych, zachłanność operatorów telefonicznych, aptekarzy, notariuszy i adwokatów. Słowem: sobiepaństwo, cwaniactwo, chamstwo i głupota w polityce i w życiu codziennym. Taki jest obraz współczesnej Polski, która jakoby zmieniła się nie do poznania. Tak tylko wydaje się dobrze wymoszczonym oportunistycznym redaktorom z Warszawy. Zjawiska te mają teraz w Polsce większy zasięg niż w PRL. Zostały spotęgowane przez „róbta co chceta” czerwonych liberałów. Filmy Stanisława Barei, przez większość krytyków filmowych słusznie zaliczane do jednego z nurtów kina moralnego niepokoju, wciąż zachowują aktualność. Twórca zaś dennego Rysia nie z moherów powinien się śmiać, lecz z samego siebie.
Barwy ochronne
Po 1989 r. nie nastąpiły żadne oczyszczające zmiany w polskim szkolnictwie, ze szkolnictwem wyższym na czele. Cała czereda czerwonych agitatorów pozostała na wydziałach politologii, dziennikarstwa, socjologii itp. Pozotały układy przy obsadzaniu stanowisk, promocji doktoratów i ocenie prac habilitacyjnych. Co zmieniło się na uniwersytetach w porównaniu z sytuacją przedstawioną w filmie Krzysztofa Zanussiego Barwy ochronne (1976)? Odpowiedź stanowi reakcja tego środowiska na procedury lustracyjne, przeciw którym polscy akademicy pisali listy protestacyjne, ogłaszali publicznie odmowy podpisania ?lojalki?, krytykowali lustrację w mediach, opluwali IPN. Nie wszyscy, ale bardzo wielu.
Czy pamiętają Państwo filmowy duet docent-magister (Jakub-Jarek)? Docent, cyniczny do bólu relatywista, i magister mający się za nonkonformistę i bojownika o prawdę. Czy tego typu konfiguracje wyparowały z życia uczelni, które stały się nagle oazami badawczej wolności i mówienia prawdy? Nic podobnego. Zamordyzm na humanistycznych wydziałach większości polskich uczelni wciąż istnieje, a serwilizm wielu uczonych wobec obowiązującego idiomu światopoglądowego jest może nawet silniejszy niż w czasach komunistycznych. Pokazują to choćby reakcje w kręgach akademickich na prace Zyzaka czy Cenckiewicza i Gontarczyka o Wałęsie.
ewidentną smykałkę historiografa i obdarzony jest badawczą pasją, musi sobie wyrąbywać drogę do naukowych tytułów gdzie indziej.
Bez znieczulenia
Film Wajdy z 1978 r. to jeden z nielicznych (jedyny?) w jego dorobku obraz, dla scenariusza którego podstawą nie był uznany tekst literacki. Reżyser skoncentrował się na realiach tamtej epoki, sięgając nie do klasyki polskiej literatury, lecz do klasyki PRL-owskiej praktyki. Na przykładzie wybitnego reportażysty i publicysty Wajda śledzi w Bez znieczulenia metody, jakimi wówczas wykańczano ludzi, którzy odstawali od partyjnego paradygmatu.
Bohater Bez znieczulenia zostaje osaczony ze wszystkich stron. Zostaje sam, wyrugowany z uczelni, zdeklasowany w swojej gazecie, porzucony przez żonę, której nie imponuje już człowiek przyzoity, ale odarty z posad i prestiżu. Popełnia samobójstwo, tak jak niespełna rok temu Piotr Skórzyński - świetny publicysta cynicznie odrzucony przez lewactwo i obłudne prawactwo. Polityka to brudna dziedzina. Ale czy media są od niej czystsze?
Przypadek?
W filmie Kieślowskiego chodzi o to, że przypadków właściwie nie ma. Grany przez Bogusława Lindę główny bohater zawsze przegrywa. Dlaczego? Bo jest niekonsekwentny. Gdy jest blisko partii, flirtuje z opozycją. Gdy jest w opozycji, zamiast konspiracją zajmuje się dziewczyną. Gdy prowadzi żywot śmiertelnika unikającego ryzykownych zaangażowań, nagle zmienia strategię i na prośbę szefa angażuje się w splot politycznych i personalnych intryg. A wówczas nie komuniści ani nie opozycjoniści go karcą. Czyni to Opatrzność. Samolot, którym w zastępstwie i na prośbę szefa leci na międzynarodową konferencję, eksploduje podczas startu.
Kung-fu
Film Kijowskiego z 1979 r. pokazuje świat, który był, jest i będzie - nawet w tak cudownym systemie jak lewacki demoliberalizm. To rzeczywistość układów i układzików, korupcji i karierowiczostwa, powszechnej niechęci do ludzi niezlomnych i nieprzekupnych. Jak się bronić przed oportunizmem, cynizmem, wazeliniarstwem, cywilnym tchórzostwem? Kijowski na to jednoznacznej odpowiedzi nie udzielił. Pokazał jednak istnienie oraz skalę tych zjawisk w polskim społeczeństwie. Nie ma w tym filmie - podobnie jak i w innych sztandarowych pozycjach KMN - bajdurzeani o moherowych beretach, pedofilii jako głównej cesze katolickiego kleru, o głupocie rolników (o której dziś rozprawia publicznie udecki szoferak) czy pogardy dla robotników. Nieprzypadkowo filmem, który otworzył pole dla KMN, był Człowiek z marmuru (1976). Czy mówił całą prawdę o czasach stalinowskich i gierkowskich? Nie. Wówczas filmy tego nurtu pokazywały cząstkę prawdy o skomunizowanej Polsce. Dzisiaj, gdy pozbyliśmy się z Polski Sowietów - ale nie sowieckich sługusów - filmy te często bardziej przystają do rzeczywistości niż 30 lat temu.
W Polsce A.D. 2009 wciąż w powietrzu unosi się postkomunistyczny fetor - rozcieńczony wariant zapachowy prawdziwego PRL-u. Podobnie rozcieńczoną prawdę przekazywało widzom kino moralnego niepokoju. I te dwa bliźniacze stężenia nadspodziewanie dobrze do siebie pasują na społeczno-politycznym tle PRL-bis.
Paweł Paliwoda
artykuł opublikowany w Gazecie Polskiej z dn.10.06.2009