Od 1 grudnia Polskę i inne kraje już obowiązują postanowienia traktatu Unii Europejskiej z Lizbony. Oznaczają one już niemal pełną władzę legislacyjno-prawną, polityczną i finansowo-gospodarczą UE.
Ogromne koszty polityczne i finansowe ich rosnącej władzy i wydatków, monstrualnej biurokracji UE, tysięcy dyrektyw i regulacji ? poniosą narody Europy. Przede wszystkim te mniejsze i uboższe, jak Polska.
Miliardy wyrzucone w unijne błoto
Według raportu brytyjskiego instytutu badawczego Open Europe z końca listopada, zatytułowanego ?Poza kontrolą?, wszelkie wprowadzone regulacje i przepisy UE kosztowały nasz kraj (do końca roku 2008) średnio aż 4,84 miliarda euro rocznie (ok. 20 miliardów zł). Czyli aż 37 proc. wartości rocznych dotacji UE przekazywanych do Polski na różne cele. Te wielkie koszty wynikają głównie z wymagań UE dotyczących przedsiębiorstw, finansów państwa, tzw. polityki zatrudnienia i prawa pracy, ochrony środowiska, a także z setek rozporządzeń UE dotyczących transportu, rolnictwa czy np. oznaczania artykułów żywnościowych. Z kolei według raportu Stowarzyszenia Europejskich Izb Handlowych i Przemysłowych, w latach 1998-2008 wszelkie regulacje i wymagania UE kosztowały łącznie kraje będące jej członkami aż 1036 mld euro (!). Obliczone koszty Polski wyniosły aż 28,4 miliarda euro, tj. prawie 120 miliardów zł (!) ? licząc z kosztami poniesionymi przez nasz kraj także przed ?akcesją?, tj. w latach 1998-2003. Wskutek wprowadzenia tysięcy przepisów i dyrektyw UE, które wpłynęły na znaczne podrożenie cen towarów i usług w Europie, każdy ?obywatel UE? wydał w tych latach dodatkowe 2082 euro na zakupione towary i usługi. Statystyczny Polak wydał więc dodatkowo aż ponad 8,7 tys. zł w związku ze znacznym podrożeniem cen towarów i usług w naszym kraju wskutek obowiązywania przepisów i wymagań UE.
Wprowadzenie w życie traktatu z Lizbony powiększyło liczbę uprawnień biurokracji UE, koszty jej utrzymania i unijnych regulacji. Wyłączne kompetencje władz UE obowiązują w dziedzinach: polityki finansowo-monetarnej strefy waluty euro, polityki celnej i handlowej z krajami spoza UE, polityki w dziedzinie zasobów i spraw morskich i zasad konkurencji na rynku wewnętrznym UE. W tych sprawach władze w Warszawie czy np. Pradze już nie mają żadnych uprawnień. Z kolei w szeregu innych dziedzin, np. w polityce socjalnej, rolnej, energetycznej, transportowej czy ochrony środowiska władze UE ?dzielą kompetencje? z władzami poszczególnych krajów. A każde takie ?dzielenie kompetencji? to wzrost kosztów obciążających te kraje. Przykładem niech będzie żądana przez Brukselę podwyżka opłaty paliwowej na olej napędowy. Od 1 stycznia ma ona wzrosnąć w Polsce aż o 10,22 proc. w stosunku do opłaty tegorocznej (o ok. 21 groszy za litr tego paliwa). Wskutek tego nastąpi wzrost kosztów transportu, produkcji rolnej i żywności. UE reguluje też szczegółowo minimalne stawki akcyzy na inne paliwa silnikowe, na węgiel, koks, oleje, gazy i na energię elektryczną. Od stycznia większość tych stawek podatkowych też wzrośnie. Koszty prądu, żywności czy ogrzewania mieszkań będą więc znacznie wyższe.
Nowe obciążenia ? ?klimatyczne?
Dopiero na tle tych ogromnych kosztów i biurokracji UE można właściwie ocenić neokomunistyczną propagandę dotyczącą rzekomo koniecznej walki ?z ociepleniem klimatu?, z ?globalnie nadmierną emisją dwutlenku węgla? itp. W Kopenhadze rozpoczął się 7 grudnia tzw. szczyt klimatyczny ONZ. Przyjechało nań 15 tysięcy delegatów i 5 tysięcy dziennikarzy. 15 grudnia ma dojechać 98 szefów rządów i państw. Ta 11-dniowa konferencja, jej uczestnicy i środki transportu, wyprodukują ponoć aż 41 tys. ton dwutlenku węgla i innych gazów ? mniej więcej tyle, ile wytwarza w tym samym okresie czasu 100-tysięczne miasto. Uczestnicy debatują głównie o tym, ile miliardów dolarów zabrać narodom ?bogatym? i ich przedsiębiorstwom, aby dać krajom ?rozwijającym się? z Afryki czy Azji na ?walkę z emisją gazów? itp. Finansowe postanowienia tej konferencji mają zapaść dopiero 16-17 grudnia. Jeżeli do nich dojdzie, nastąpi dodatkowe znaczne obciążenie krajów Europy Środkowowschodniej. Wskutek dużego wzrostu kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw, energetyki i transportu, te dodatkowe koszty staną się dla nich bardzo trudne do udźwignięcia, ponieważ zielono-czerwoni promotorzy ?walki z ociepleniem klimatu? oczekują, że udział UE w latach 2013-2020 w finansowaniu ?pomocy dla krajów rozwijających się? (w zamian za ograniczenie ich emisji CO2) miałby wynieść aż ok. 100 mld euro (!). Wprawdzie w końcu października Niemcy i Włosi zablokowali przyjęcie jakiejkolwiek wiążącej deklaracji UE o konkretnym poziomie finansowej tej pomocy, ale przecież ściągnięcie na ten cel z krajów UE choćby 1/5 ww. kwoty też odbije się negatywnie na europejskiej i polskiej gospodarce. Podział kosztów ?antygazowej? subwencji wśród krajów UE ma nastąpić w roku przyszłym. A według szacunków Komisji UE od roku 2020 na ?zapobieganie skutkom zmian klimatycznych? będzie (rzekomo) potrzebnych aż 22-50 mld euro rocznie! Jednocześnie euro-komisarze obliczyli, że w latach 2012-2015 udział landów UE w finansowaniu redukcji emisji gazów (czyli redukcji krajowego transportu, energetyki i przemysłu) mógłby już wynieść aż 15 mld euro rocznie. Na Polskę może więc przypaść aż ok. 1 miliarda euro rocznego haraczu, a może więcej. Już za 2 lata.
Dać zarobić zielono-czerwonym
Do polityków i ideologów UE nie dociera przy tym prawda, że większość ekspertów z Ameryki, Japonii czy Rosji jest pewna, że realny wpływ ludzi i przemysłu na zmiany temperatury Ziemi jest bardzo znikomy, niemal zerowy. Coraz więcej komentatorów uznaje więc, że tzw. ekolodzy wykorzystują modne teorie o rzekomo dużym wpływie ludzi i ich gospodarki na stopniowo rosnącą temperaturę Ziemi, aby pozyskiwać coraz wyższe ?granty? i dotacje od rządów i międzynarodowych organizacji. Skala tych dotacji na Zachodzie wynosi w ostatnich latach ponad 10 miliardów dolarów rocznie. Aby ten znakomity biznes kręcił się dalej, trzeba podgrzewać atmosferę rzekomego wielkiego zagrożenia ?nadmierną emisją gazów cieplarnianych? itd. I dawać zarabiać nie tylko organizacjom i środowiskom lewicowo-zielonym, ale też wybranym koncernom, bankom i rządom mocarstw. I wzmacniać ich rosnącą władzę i kontrolę nad światem. Głównie tym właśnie celom służył ?szczyt klimatyczny? ONZ w Kopenhadze.
Władze UE już w listopadzie ub. roku zobowiązały się jednostronnie do redukcji emisji dwutlenku węgla o co najmniej 20 proc. do roku 2020, wykazując gotowość do zwiększenia tej liczby pod warunkiem, że inne mocarstwa zobowiążą się do zbliżonych redukcji.
Główna nadzieja, że do tych szaleństw nie dojdzie, leży chyba w krytycznym wobec tych planów stanowisku Chin i Indii, które chcą nadal rozwijać swoje gospodarki.
Co na to Warszawa?
A co na to szaleństwo mówi rządowa Warszawa? Nic nie mówi albo (od listopadowego ?szczytu? UE w 2009 roku) uprawia propagandę o rzekomych swoich ?sukcesach? w tych kwestiach ? jak to czynił osobiście premier Tusk czy wicepremier Pawlak w listopadzie i grudniu ub. roku. Tymczasem owe ?sukcesy? to pełne podporządkowanie Polski planom energetyczno-klimatycznym UE. Pierwsze odgłosy jakichś wątpliwości czy sprzeciwów rządu RP pojawiły się dopiero 9 grudnia br. Dwa dni wcześniej minister ochrony środowiska M. Nowicki powiedział prasie m.in.: ? Ja zrobiłem własny szacunek: o ile
by wzrosła cena energii elektrycznej, gdyby już w roku 2013 polskie firmy elektroenergetyczne musiały kupować 100 proc. uprawnień do emisji CO2? Cena prądu z roku na rok skoczyłaby o 70 proc. Już wiemy, że w pierwszych latach obowiązywania ?pakietu klimatyczno-energetycznego? UE 70 proc. uprawnień dostaniemy za darmo, a jedynie 30 proc. trzeba będzie kupować. Szacuję więc, że trzeba będzie się liczyć ze wzrostem cen prądu o co najmniej 15-20 proc. Ale już w roku 2020 polskie elektrownie ? w większości przecież węglowe ? będą musiały kupować wszystkie uprawnienia. I wtedy czeka nas znacznie większy wzrost cen w stosunku do tych, które mamy dziś ? powiedział min. Nowicki.
Nazajutrz po tej wypowiedzi ? być może również z powodu tych pesymistycznych ocen, jakże niepasujących do nieustającej propagandy ?sukcesów? rządu PO i PSL ? min. Nowicki został zmuszony do podania się do dymisji.
TOMASZ MYSŁEK
NASZA POLSKA 50/2009