Donald Tusk podczas spotkania z mieszkańcami Siedlec otrzymał pytanie o wypowiedź Radosława Sikorskiego, według którego w 2009 roku Władimir Putin miał proponować ówczesnemu premierowi RP rozbiór Ukrainy. Odpowiedź przewodniczącego Platformy Obywatelskiej była dużym zaskoczeniem.
Radosław Sikorski (…) mówił o spotkaniu, w którym uczestniczyło około 40 osób – dyplomatów ze strony polskiej i strony rosyjskiej. I oczywiście w czasie tego spotkania Putin nie proponował żadnego rozbioru Ukrainy, tylko wysuwał takie aluzje, insynuacje, że Ukraina składa się z różnych wątków historyczny, że Lwów był polskim miastem. Generalnie była to rozmowa, które nie pierwszy i nie ostatni raz podkreślała bardzo lekceważący stosunek Putina do Ukrainy jako takiej. Ale nie było w tym nic ani szczególnie zaskakującego, ani szokującego, bo tego typu narracje ze strony Moskwy Putina można było słyszeć także lata później. Nigdy tego nie skrywali – tak opisał całą tę historię Donald Tusk.
Dlaczego Tusk?
Okazuje się więc, że co najmniej „lekceważący stosunek do Ukrainy” (w wersji Tuska), a może nawet propozycja rozbioru Ukrainy (w wersji Sikorskiego), były elementami spotkania polskich i rosyjskich dyplomatów, a także Putina i Tuska. Pozostaje pytanie: co zrobił z tym ówczesny premier i dlaczego to on był adresatem tych zachowań?
Wydaje się, że Donald Tusk nie zrobił z tym nic. Jego rząd kontynuował zacieśnianie współpracy z Rosją, a po 10 kwietnia 2010 roku proponował „restart” relacji z Rosją. Generalnie rzecz biorą „lekceważący stosunek do Ukrainy” nie przeszkadzał rządowi PO-PSL robić interesów z Moskwą i uzależniać Polskę od rosyjskiej energii.
Putin z pewnością orientował się, że takie „insynuacje” należy kierować w stronę premiera, a nie prezydenta Polski. Rok wcześniej Lech Kaczyński udaremnił próbę zdobycia Tbilisi przez rosyjską armię. Dał się poznać jako prezydent stawiający na silny sojusz państw Europy Środkowej i Wschodniej w obronie przed imperialną polityką Kremla. Dla prezydenta Kaczyńskiego „lekceważący stosunek do Ukrainy”, czy też „insynuacje” na temat rozbioru tego kraju byłyby nie do przyjęcia. Ale premier Tusk miał – jak widać – inne nastawienie.
Tusk chronił Putina
Niezwykle celną ocenę zdarzenia przedstawił Piotr Grochmalski na łamach Gazety Polskiej:
Oferta Putina była trzymana w tajemnicy przez te około 20 osób. Nie zachowały się bowiem żadne notatki opisujące tę propozycję (…). To wszystko działo się za plecami prezydenta, parlamentu, ale też sojuszników Polski, w tym Ukrainy i USA.
Ujawnienie propozycji Putina, byłoby szokiem dla Zachodu i możliwe, ale z jakiegoś powodu postanowiono chronić interesy Rosji i zamieść pod dywan jej imperialne dążenia. Co z tą całą wiedzą chciał zrobić Donald Tusk? Bardzo niepojąca wydaje się jego bierna postawa wobec tak niebezpiecznych aluzji Władimira Putina. Bezczynność Polski po ewentualnej agresji na Ukrainę była tym, na czym zależało Moskwie. Tusk dał sygnał, że nie zamierza robić absolutnie w tej sprawie.
Ich ludzie w Warszawie
Negatywne konsekwencje przyzwalania na takie propozycje i nie negowanie ich, doprowadziło do tego, że rosyjska propaganda przez lata powtarzała kłamstwo na temat potencjalnego rozbioru Ukrainy, w który Polacy chcą się zaangażować. Ostatnio Radosław Sikorski potwierdził to, wpisując się tym samym w dezinformację szerzoną przez Kreml.
Rzeczniczka rosyjskiego MSZ w reakcji na tę wypowiedź napisała: Polscy politycy oficjalnie potwierdzają plany podziału Ukrainy.
W ten sposób rosyjska propaganda dostała paliwo do szerzenia dezinformacji. A to wszystko dzięki Tuskowi i Sikorskiemu. Jak komentuje Grochmalski:
Sikorski uwiarygodnił kluczowe dla Kremla kłamstwo – o tym, że polski rząd rozważał możliwość rozbioru Ukrainy. Będzie ono konsekwentnie wykorzystywane przez kolejne lata do rozbijania relacji Warszawy i Kijowa. Ale też ma ono ukazać światu, że społeczeństwo polskie nie z czystego serca przyjęło w swoich domach miliony Ukraińców uciekających przez rosyjskimi bombami, ale uczyniło to z najniższych pobudek.
Przed laty rosyjskie media pisały o Donaldzie Tusku: nasz człowiek w Warszawie. Dziś mogą napisać to samo o Radosławie Sikorskim.
Czytaj też:
Źródło: Gazeta Polska