Międzynarodowy Komitet Olimpijski ogłosił kontrowersyjną decyzję o przywróceniu rosyjskich i białoruskich sportowców do rywalizacji w przyszłorocznych igrzyskach. Reprezentanci tych państw mieliby startować pod neutralną flagą. Coraz głośniej mówi się o potencjalnym bojkocie wydarzenia.
Sprawę skomentował szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz.
Zielone światło dla Rosji
Już na poprzednich igrzyskach organizowanych w Tokio, reprezentanci Rosji nie mogli występować pod swoją flagą. Było to pokłosiem wykrycia u wielu rosyjskich sportowców zakazanych substancji. Afera dopingowa poskutkowała dyskwalifikacją Rosji i dopuszczeniem rosyjskich sportowców do startów tylko pod neutralną flagą Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego.
Wszystko wskazuje na to, że Igrzyska Olimpijskie Paryż 2024 również będą gościły sportowców z Rosji, mimo że – wraz z Białorusinami – mieli być wykluczeni ze startów z powodu agresji na Ukrainę. MKOl wycofał się ze swojej decyzji – Rosjanie i Białorusini wystąpią w Paryżu.
Bojkot igrzysk
Paradoksalne jest to, że kara dla Rosji za inwazję na Ukrainę będzie identyczna, jak za doping – dopuszczenie zawodników do startu, ale pod neutralną flagą. Zupełnie tak, jakby te dwie kwestie były równorzędne. Skandaliczną decyzję MKlL komentują media na całym świecie. Mówi się o bojkocie igrzysk.
Taka decyzja powinna zostać wypracowana w szerszej koalicji państw i dopiero wówczas można by było mówić o twardych decyzjach i rekomendacjach – powiedział szef Biura Polityki Międzynarodowej Marcin Przydacz.
Prezydencki minister podkreślał, że występ rosyjskich sportowców w Paryżu będzie wykorzystywany przez rosyjską propagandę.
Czytaj też:
Źródło: Kancelaria Prezydenta (prezydent.pl)