Jest pewne instrumentarium, które może pozwolić Polsce na korzystną interpretację postanowień Traktatu Lizbońskiego.
Z mecenasem Stefanem Hamburą z Berlina rozmawia Teresa Wójcik
– Co się stanie, jeśli prezydent ratyfikuje Traktat Lizboński?
– Sam Traktat wprowadza naturalnie nową jakość. Były premier Jarosław Kaczyński przestrzegał, że Polska może stać się po prostu „unijnym województwem”. Czy jak to mówi się w Niemczech – krajem związkowym. Bo Traktat oznacza, że Unia Europejska staje się w pewnym stopniu państwem federalnym. I może tak być, że jej państwa członkowskie będą miały obecnie coś do powiedzenia, a z biegiem czasu prawie nic.
– To znaczy, że zagrożona będzie suwerenność państwa polskiego?
– W pewnym stopniu tak. Z tym że dzisiaj inaczej pojmuje się suwerenność akceptując pewne jej ograniczenia na rzecz interesu całej wspólnoty europejskiej. Ale jest pewne instrumentarium, które może pozwolić Polsce na korzystną interpretację postanowień Traktatu Lizbońskiego. Chodzi o sprzeczność pomiędzy art. 8 Konstytucji RP – który stanowi, że polska ustawa zasadnicza jest najwyższym prawem w państwie – z Deklaracją nr 17 Traktatu Lizbońskiego, która przynosi pierwszeństwo Europejskich Traktatów i prawa unijnego w państwach Unii przed prawem krajowym. {sidebar id=2}
– Co można zrobić wobec tej oczywistej sprzeczności, jaki organ może być kompetentny do rozstrzygania?
– Klarowna jest tu ocena prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, który w orędziu do Narodu, a następnie w swoim wystąpieniu w Sejmie stwierdził, że na terenie Rzeczypospolitej Polskiej obowiązuje prymat prawa polskiego nad unijnym. To jest bardzo ważne stwierdzenie, tym bardziej, że to prezydent Kaczyński negocjował Traktat Reformujący, który nazywa się obecnie Traktatem z Lizbony. Prezydent wie więc jak się odnoszono podczas negocjacji do tego zderzenia dwóch odrębnych porządków prawnych. Wymaga to także dodatkowego wyjaśnienia, gdyż na początku zawartość obecnej Deklaracji nr 17 znajdowała się w samym Traktacie Konstytucyjnym, jak wiadomo odrzuconym przez Francję i Holandię (miała wtedy formę art.I–6). Nie umieszczenie tego zapisu w Traktacie Lizbońskim mówi samo za siebie. To znaczy bowiem, że państwa członkowskie nie widzą tego postanowienia o prymacie prawa unijnego nad krajowym jako zapisu traktatowego. Zapis ostatecznie zawarty w Deklaracji nr 17 nie został nawet uwzględniony w protokołach, które stanowią integralną część traktatu. Deklaracje nie są prawnie obowiązujące. Mogą zostać wykorzystane jako element wykładni traktatów. Jak już mówiłem – wycofanie zapisu o prymacie prawa unijnego nad krajowym już nawet nie do „drugiego szeregu”, czyli do protokołów, ale do „trzeciego szeregu”, do deklaracji – jest bardzo wymowne. Świadczy o tym, że jednak prawo państw członkowskich – a więc również Konstytucja RP, ma niepodważalne pierwszeństwo przed prawem unijnym. Trzeba się tego trzymać. Ta prawda powinna stać się powszechnie znaną i obowiązującą w Polsce.
– A co w sytuacji, gdy ta prawda nie będzie uznana bądź to przez polskie władze, bądź przez władze unijne?
{sidebar id=4}- Nie mogę sobie wyobrazić, aby orzecznictwo krajowe czy wykładnia nie uznawały opinii prezydenta RP, który był negocjatorem Traktatu. Aby najwyższą moc prawną uzyskała w Polsce Deklaracja nr 17. Dokument bez większego znaczenia prawnego. Orzeczenie polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 11 maja 2005 r. poświęcone zgodności Traktatu Akcesyjnego z Konstytucją RP zawiera stwierdzenie o pierwszeństwie Konstytucji polskiej. Moim zdaniem Trybunał Konstytucyjny nie jest tu osamotniony, gdyż również analogiczne organy innych państw członkowskich Unii orzekały podobnie, np. niemiecki Trybunał Konstytucyjny.
– A czy sprawa zgodności Traktatu Lizbońskiego z polską Konstytucją powinna trafić przed polski Trybunał Konstytucyjny?
– Myślę, że tak. Trybunał powinien się na ten temat wypowiedzieć. Prezydent RP ma prawo przed ratyfikowaniem umowy międzynarodowej zwrócić się do Trybunału Konstytucyjnego z wnioskiem o sprawdzenie zgodności tej umowy z Konstytucją. Po ratyfikacji – z takim wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego może się zwrócić znowu prezydent, a także premier, marszałkowie Sejmu i Senatu, prezes Najwyższej Izby Kontroli oraz 50 posłów lub 30 senatorów, rzecznik praw obywatelskich itd. Tu przypomnę, że w Sejmie przeciwko ratyfikacji, głosowało 56 posłów, wstrzymało się 12. Wnioskodawców więc z pewnością nie zabraknie.