Największa partia opozycyjna organizuje zlot swoich sympatyków, na którym jednym z gości jest – co by nie mówić – propagandystka Łukaszenki.
Cofnijmy się do lata 2021 roku, kiedy to polska granica była szturmowana od strony białoruskiej. W odpowiedzi na kryzys wszystkie państwa graniczące z Białorusią i/lub Rosją postawiły mury na wzdłuż granicy. Zrobiła tak nie tylko Polska, ale również Litwa, Łotwa, Estonia i Finlandia. Panowała ogólnoeuropejska zgoda co do podejrzanych intencji reżimów Łukaszenki i Putina. Niektóre środowiska wpadły jednak w pułapkę rosyjskiej propagandy. To wtedy jedna z celebrytek (wypromowana zresztą przez TVP) dołączyła się do hejtu na Straż Graniczną:
– Co tam się dzieje! To jest ku*wa „straż graniczna”? „Straż”? To są maszyny bez serca, bez mózgu, bez NICZEGO! Maszyny ślepo wykonujące rozkazy! Boli mnie serce, boli mnie cała klatka piersiowa, trzęsę się i ryczę! Mordercy! – pisała w mediach społecznościowych Barbara K., bo chyba tak należy mówić o kobiecie, wobec której prokuratura toczy postępowanie w sprawie zniesławienia funkcjonariuszy SG.
Chodzi oczywiście o Barbarę Kurdej-Szatan – aktorkę, którą wypromowały seriale Telewizji Polskiej. Wkrótce rozpoczęła się akcja ocieplania wizerunku celebrytki. Wydawało się, że jej apogeum był występ na Poland Rock Festiwal, gdzie popularna hejterka opowiadała o… hejcie:
– Media prawicowe piszą, że ja robię z sobie ofiarę. Nie robię z siebie ofiary. Ja tylko opowiadam i stwierdzam fakty o tym, co działo się po moim wpisie – mówiła w wywiadzie dla jednego z plotkarskich mediów. Istotnie po wspomnianym poście na Instagramie, celebrytka została zaatakowana przez internautów w sposób równie niewybredny, co ten, w którym ona sama znieważała funkcjonariuszy. Były jednak media, które poparły Barbarę Kurdej-Szatan.
Bardzo szybko po zabłyśnięciu na Instagramie, aktorka zaczęła robić karierę na Białorusi w reżimowej telewizji. Państwowe media, kontrolowane przez autorytarną władzę, cytowały Barbarę Kurdej-Szatan wielokrotnie: Barbara Kurdej-Szatan nazwała polskich pograniczników „maszynami bez serca”, które ślepo wykonują rozkazy. Wybuchł skandal. Za artystkę wzięła się prokuratura oraz Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu. (…) Tak wygląda wolność słowa po polsku – informowała telewizja Belarus 24.
Barbara Kurdej-Szatan stała się więc głosem białoruskiej propagandy. Z początku wydawało się, że nieświadomie, jednak kolejne miesiące obnażały złe intencje celebrytki. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że aktorka nie poddała swoich komentarzy żadnej refleksji, mimo że stały się one orężem białoruskiej propagandy. Wiele wskazuje na to, że Kurdej-Szatan nie tylko nie ma problemu, z tym, że jej wypowiedzi służą białoruskiemu reżimowi, ale nawet jej się to podoba. Jak bowiem inaczej wyjaśnić fakt, że z całej sprawy uczyniła plan na swoją karierę?
Od roku Kurdej-Szatan nie podejmuje praktycznie żadnej innej działalności, prócz szkalowania Polaków za to, że negatywnie zareagowali na jej post na Instagramie. Dla wschodnich reżimów jest to woda na młyn. Na festiwalu organizowanym przez Jurka Owsiaka zachęcała polskich funkcjonariuszy do niewykonywania rozkazów, za co dostała owacje od publiczności. Ta wypowiedź musiała spodobać się Rafałowi Trzaskowskiemu, który zaprosił aktorkę na Campus Polska. Kurdej-Szatan otrzymała więc kolejną platformę do wypowiedzi na temat nienawiści Polaków popierających bronienie granic, bezduszności polskich żołnierzy (bo jak wiemy, rosyjscy żołnierze bezduszni nie są) i zachęcania do buntu w armii. A to wszystko pod patronatem największej polskiej partii opozycyjnej. Ciekawe, czy i tym razem Kurdej-Szatan stanie się ponownie głosem białoruskiej propagandy.
Jakby tego było mało, gościem zlotu sympatyków Platformy Obywatelskiej jest również Marian Turski – cenzor w czasach PRL. Pracował w Wojewódzkim Urzędzie Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, będą równocześnie pełnomocnikiem Polskiej Partii Robotniczej do spraw wyborów w powiecie trzebnickim. I tak jak pełnoprawna białoruska propagandystka oraz hejterka opowiadała hejcie, tak komunistyczny funkcjonariusz i cenzor wypowiedział się na temat… demokracji:
– Demokracja, która się nie liczy ze zdaniem mniejszości, nie uwzględnia poglądów, zainteresowań mniejszości, nie jest demokracją – pouczał Turski nagradzany brawami przez uczestników Campus Polska. W mediach społecznościowych zawrzało:
– Na Campusie Trzaskowskiego wystąpił Marian Turski. Przedstawili go jako historyka, dziennikarza, więźnia obozów koncentracyjnych. Pominęli, że był funkcjonariuszem komunistycznej cenzury, odznaczonym przez Bieruta aparatczykiem PZPR. Mówił do młodych. Campus przeszłości PZPR – napisał Wojciech Batug.
Okazuje się więc, że wyborcy PO są karmieni przemyśleniami nie tylko gwiazdy białoruskiej propagandy, ale również komunistycznego funkcjonariusza z czasów stalinizmu, a więc z okresu, który nawet komuniści uznali po latach za zbyt radykalny, nazwany przez Chruszczowa „okresem błędów i wypaczeń”. Turski rozpoczął służbę komunistycznym władzom krótko po drugiej wojnie światowej, dwa lata po powstaniu warszawskim, podczas którego Stalin dał zielone światło na śmierć tysięcy Polaków.
Platforma Obywatelska musi się zmierzyć z brakiem nowych autorytetów. Ci starzy, są już skompromitowani. Nikt nie bierze na poważnie Lecha Wałęsy, czy Bronisława Komorowskiego. Nawet Angela Merkel brana przez polityków PO za wzór rządzenia, obecnie jest negatywnie oceniana przez opinię publiczną. Wszystko przez zbyt dużą uległość wobec Rosji w kwestii energetyki. Nowych autorytetów brakuje – w Platformie najgłośniej o Klaudii Jachirze, czy Franku Sterczewskim. Trzaskowski również nie uchodzi za wzór i charyzmatycznego lidera. Paniczne poszukiwania nowych autorytetów skończyły się wizerunkową (i przede wszystkim moralną) porażką podczas Campus Polska.