Od początku maja tego roku, szefa polskiego rządu dopadła choroba pracoholizmu…
Do niedawna za symbol miejsca pracy, w którym załoga jest nadmiernie wyzyskiwana, a nawet dręczona, uchodziły w naszym kraju wielkopowierzchniowe markety. Jednak już przy okazji majowego „długiego weekendu” okazało się, że jeszcze intensywniej od pracowników marketów eksploatowani są ministrowie polskiego rządu.
Premier nie tylko nie dał im odpocząć w czasie świątecznych dni, ale dodatkowo, dyscyplinował szefów resortów, zmuszał ich do zaciskania pasa, stresował, groził żółtymi i czerwonymi kartkami… Wciąż domagał się jeszcze szybszej, bardziej wydajnej pracy!
Nie każdy jest w stanie wytrzymać taka presję. Plotki o planowanych zwolnieniach – trzech, pięciu, czy nawet połowy z ogólnej liczby ministrów – też zrobiły swoje. Całkiem niedawno w tajemniczych okolicznościach z resortu finansów odszedł wiceminister Stanisław Gomułka. Wątpliwości w tej sprawie zostały już wyjaśnione. Według słów Tuska prace w ministerstwie postępowały zbyt wolno! Jak taka wypowiedź mogła wpłynąć na pozostałych podwładnych premiera? Póki co, „z powodów zdrowotnych” zrezygnował kolejny z wiceministrów, w innym resorcie…
Członkowie rządu muszą czuć się zastraszeni. Żaden z ministrów nie domaga się przestrzegania swych pracowniczych praw, żaden nie protestuje przeciwko działaniom swego przełożonego. Żaden nie zgłosił się ze skargą np. do Państwowej Inspekcji Pracy. A Inspekcja właśnie zapowiedziała wzmożone kontrole inwestycji związanych z organizacją Euro 2012.
Obietnice rządu też mówiły o budowie stadionów, więc sytuacja staje się coraz ciekawsza…
Wnioski inspekcji po ewentualnej kontroli przestrzegania zasad BHP wśród bezpośrednich podwładnych premiera mogą być miażdżące. Dla przypomnienia, jedna z wysokonakładowych gazet w dramatyczny sposób opisywała niedawno wypadek ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Niewiele brakowało, aby pracujący (bez odzieży ochronnej!) przy niszczarce do papieru minister został wciągnięty wraz z krawatem do wnętrza maszyny!
Perypetie minister Julii Pitery wskazują, że nie lepiej jest też z przestrzeganiem przepisów przeciwpożarowych. Ministrowie zmuszani są do przechowywania łatwopalnych dokumentów w prywatnych samochodach. Nie mają wsparcia ze strony strażaków, a w razie pożaru muszą ratować płonącą dokumentację, korzystając z pomocy, przypadkowo przechodzących ulicą, dziennikarzy Gazety Wyborczej.
O przemęczeniu rządowej załogi i ciężkiej pracy nawet w czasie świąt, mówiły stacje telewzyjne na całym świecie, z Jamajką włącznie.. Jeśli potwierdziłaby się chociaż niewielka część z dziennikarskich sensacji, w przypadku kontroli Państwowej Inspekcji Pracy, Donaldowi Tuskowi nie uda się wymigać przed mandatem za dręczenie pracowników, a nawet przed skierowaniem na leczenie z pracoholizmu…
A może te wszystkie doniesienia o harówce zamiast majówki, o nadmiernej, chorobliwej nawet, pracowitości premiera i jego podwładnych, to jedynie plotki rozsiewane przez nieprzychylne rządowi media?