Prawo i Sprawiedliwość przegrało z Platformą Obywatelską pierwszy proces o spot telewizyjny udowadniający „kolesiostwo” partii Tuska. Sąd pod światłym przewodnictwem sędzi Alicji Fronczyk nie wyraził zgody na krytykę partii rządzącej, mimo zgodności zarzutów z rzeczywistością. Wyszło na to, że senator Misiak nie przygotowywał w Senacie ustawy umożliwiającej zatrudnianie zwalnianych stoczniowców, dającej krocie jego firmie. Doskonale ma się także polski przemysł stoczniowy, który nie jest przez rząd likwidowany, gdyż jak ze swadą podkreśliła Fronczyk: „przynajmniej dla sądu jest to jasne”. Dla sądu może i tak, ale nie dla np. byłego już senatora i członka PO Krzysztofa Zaremby, który miał dość bycia w partii, której rząd rozwala stocznie. Jak wiemy, sale sądowe są małe i duszne, więc nie docierają tam informacje o protestujących co chwila stoczniowcach, którzy najlepiej wiedzą, kto swoim kundlizmem wobec komisarz Kroes oraz Komisji Europejskiej pozbawił ich zatrudnienia w zakładzie, wysyłając w zamian na kursy strzyżenia zwierząt.
Fatamorganą dla sądu okazały się też gigantyczne nagrody dla urzędników warszawskiego magistratu przyznane przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz.
PiS odwołał się od wyroku. Gdy piszę ten tekst, nie znam jeszcze kolejnego orzeczenia, ale nie zdziwiłbym się, gdyby było identyczne jak to w pierwszej instancji, gdyż nie o istotę sprawiedliwości tu chodzi.
Polskie sądy są instrumentarium politycznym, więc przekonywanie, że są niezawisłe, a rodzima Temida szczelnie zakrywa oczy, nie jest warte nawet funta kłaków. Gdy idzie o załatwienie przeciwnika politycznego, szeroko rozumiany wymiar sprawiedliwości działa niezwykle sprawnie. Gdy chodzi o „władzę”, jest wstrzemięźliwy aż do bólu. Świadczą o tym przypadki posła Palikota, który wielokrotnie już spotwarzał Głowę Państwa. Nie poniósł dotąd żadnej odpowiedzialności.
Teraz zasłynął „antyprezydenckim” piciem wódki w miejscu publicznym, choć jest to sprzeczne z prawem. Czy spotkało się to z reakcją odnośnych czynników, czy potępieńczą reakcją mediów? Ależ skąd - pił przecież „swojak” związany z obozem władzy.
Palikota można – podobnie jak np. Niesiołowskiego - uważać za politycznego błazna, ale jest to błąd, gdyż wszczynanie karczemnych awantur (o poziomie rynsztoka) oprócz codziennej walki politycznej ma także odwrócić uwagę społeczną od coraz większych problemów. Bałamutnie na PiS już ich zrzucić nie można, nie te czasy.
Wyrok sądu w sprawie spotu PiS jest nie tylko skandalem, lecz świadectwem narodzin autorytaryzmu. Ma rację Marek Migalski, gdy mówi, iż „jeśli w Polsce nie można mówić prawdy ” a myśmy w ani jednym momencie nie skłamali i podtrzymuję tę tezę
” to oznacza, że demokracja naprawdę jest zagrożona”. Sędzia Fronczyk swoim uzasadnieniem przekonała nas ostatecznie, że Tusk likwiduje niewygodną dla PO debatę publiczną, a mówienie prawdy traktowane jest już jako przestępstwo.
Gdy w latach 80. czytałem genialny „Rok 1984” George ’ a Orwella, nigdy nie przypuszczałem, że po nastaniu wolnej od komunizmu Polski obrazy z tej książki staną się rzeczywistością. A jednak. To, co robi PO, przypomina tępienie myślozbrodni – przestępstwa myślenia przeciwko Partii oraz Wielkiemu Bratu. Myślozbrodnię wykrywała Policja Myśli, łapiąca ludzi o poglądach nie odpowiadających Partii. Człowiek, który został ogłoszony przez Policję Myśli myślozbrodniarzem, zostawał poddany ewaporacji, tzn. wymazaniu jego wszystkich danych z ksiąg, by zatrzeć po nim wszelki ślad. Trafiał do Ministerstwa Miłości, gdzie prostowano mu „złe poglądy”.
Nad Wisłą dziś mamy Orwella w rzeczywistości. Jest i Partia, czytaj: Platforma Obywatelska, wraz z jej polityczną marionetką - „Bolkiem” alias Lechem Wałęsą i popierającymi ją zastępami ubeków, aferałów i mniejszych kombinatorów.
Są myślozbrodniarze, dla których najważniejszym zadaniem jest ujawnianie zakazanej prawdy, zabezpieczanie demokracji i dążenie do sprawiedliwości. To badacze z Instytutu Pamięci Narodowej, niezależni publicyści zwalający z pomników fałszywe ikony wolności – czy wreszcie prezydent RP, który jest niszczony za politykę niezależną od tej rządu PO-PSL.
Katalog metod zwalczania myślozbrodniarzy jest różnorodny. Politykom i posłom marszałkowie Komorowski i Niesiołowski podczas posiedzeń Sejmu zamykają usta i wyłączają mikrofony. Szykanowane są legendy „Solidarności”, takie jak Anna Walentynowicz czy Krzysztof Wyszkowski, tylko za to, że śmią krytykować Lecha Wałęsę. Przed sądy ciąga się naukowców, którzy opublikowali materiały świadczące o esbeckiej przeszłości byłego prezydenta. Właśnie zostało wszczęte śledztwo przeciwko Sławomirowi Cenckiewiczowi i Piotrowi Gontarczykowi. Formalnie chodzi o ujawnienie przez nich dokumentu wskazującego na istnienie piętnastu donosów „Bolka” podczas akcji „Arka”, jednak w tle pojawia się pomysł Policji Myśli, by prezesowi Kurtyce odebrać certyfikat dostępu do dokumentów tajnych. To oczywiście sparaliżowałoby znacznie prace Instytutu – i o to idzie.
Zwalczanie myślozbrodni dotyczy nie tylko polityki, ale także poglądów na moralność. Partia narzuca jako obowiązujące prawa gejów, lesbijek i innych mniejszości, które mają stać ponad ładem chrześcijańskim. Pod pręgierzem postawiła więc Wojciecha Cejrowskiego, który podczas wykładu na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim stwierdził, że „u zdrowego mężczyzny pederastia wzbudza obrzydzenie. Ale także obrzydzenie w oczach Boga. Mamy obowiązek wytykać ich palcami, jeśli to uratuje ich duszę przed wiecznym potępieniem”. Podniosło się poprawnościowe larum, chyba nawet głośniejsze niż przed laty, gdy „WC Kowboj” z całych sił obnażał istotę postkomunizmu, poprawności politycznej i tzw. liberałów gdańskich.
Partia myśli, że jest mocna, a Polakom skutecznie wyprała mózgi. Jednak o tym, że jest przeciwnie, świadczą zapowiadane manifestacje maksymalnie upadlanych ludzi z likwidowanych kolejnych branż. Szykują się stoczniowcy, zbrojeniówka zapowiada strajk generalny, w górnictwie też podpalany jest lont. Do protestacyjnego „zlotu gwiaździstego” ma dojść w Warszawie.
Rząd jest gotowy do dialogu, pojawiają się nawet pogłoski, że zamierza go nawiązać przy użyciu oddziałów specjalnie wyszkolonych do rozbijania oporu społecznego.
Tyle że argument siły zawsze jest początkiem końca.
Piotr Jakucki
tekst został opublikowany w tygodniku „Nasza Polska” (28.04.2009)