Fundacja im. Stefana Batorego będzie prowadziła monitoring finansowania kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego, aby – jak przekonuje – oprócz nadzoru Państwowej Komisji Wyborczej nad wydatkami i źródłami finansowania istniała także kontrola społeczna.
Poinformowała o tym prof. Grażyna Kopińska, dyrektor Programu przeciw korupcji, której zdaniem nadzór Państwowej Komisji Wyborczej nad wydatkowaniem funduszy wyborczych i partyjnych jest bardzo słaby. Pani Kopińska wytknęła PKW, że ma jedynie możliwość sprawdzania czysto księgowego, czy nie nastąpiło nadużycie w danej pozycji, natomiast Komisja już nie sprawdza, czy wydatek był merytorycznie uzasadniony i czy za przedstawioną listę wydatków można było przeprowadzić taką kampanię, jaką dany kandydat czy komitet przeprowadził.
Będą więc monitorowane wydatki na billboardy, reklamy w radiu, w telewizji, w prasie. Z racji tego, jak podkreśliła Grażyna Kopińska, że partie w Polsce są w znacznej mierze finansowane z budżetu, czyli pieniędzy podatnika, „potrzebna jest dodatkowa kontrola społeczna”.
Fundacja będzie obserwować kandydatów, prześwietlać ich źródła finansowania, piętnować wykorzystywanie środków publicznych, takich jak np. biura poselskie, na potrzeby kampanii. Wstępny raport ma być ogłoszony tuż przed wyborami. Opublikowane zostaną w nim szacunkowe wydatki wyborcze, które poniosły komitety i zauważone nieprawidłowości w toku kampanii. Końcowy zostanie opublikowany w grudniu.
Zapytajmy wprost: czy na pewno idzie o „kontrolę społeczną”, skoro praktyka ostatnich lat wskazuje, że PKW w okresie wyborczym dobrze wypełnia swoje zadania. Czy może chodzi raczej o indoktrynację i „pranie mózgów” wyborców?
Fundacja nie ma przecież charakteru społecznego. Utworzona przez węgierskiego miliardera Sorosa skupia okrągłostołowy obóz polityczny, liberałów, postkomunistów, polityków dawnej Unii Wolności. George Soros powiedział zresztą kiedyś o sobie, że „jeśli kiedykolwiek istniał człowiek, który pasował do stereotypu ponadnarodowego, bolszewickiego, żydowskiego, syjonistycznego, światowego konspiratora – to właśnie ja nim jestem”.
Soros uchodzi za filantropa. Wielu jednak komentatorów uważa taką kreację wizerunku spekulanta finansowego za świadomą manipulację, ponieważ finansista nie udziela pomocy potrzebującym, a jego „szczodrobliwość” sprowadza się do finansowania ideologii tzw. społeczeństwa otwartego. Za pojęciem tym kryje się idea budowy ogólnoświatowego społeczeństwa, którego formą organizacyjną nie będą już państwa narodowe, ale coś na kształt stanów zjednoczonych świata, z pełnym przepływem ludzi, idei, towarów etc. Z tego też powodu niektórzy określają Sorosa jako „niebezpiecznego wroga państwa narodowego”.
Jedną ze strategii realizowanych w budowie społeczeństwa otwartego jest destrukcja społeczeństw zbudowanych w oparciu o chrześcijańskie zasady moralne. W tym celu Soros finansuje między innymi szereg demoralizujących i antynatalistycznych programów, jak np. upowszechnienie i „ulepszenie jakości usług aborcyjnych”.
Na ile działająca w Polsce Fundacja Batorego jest inicjatywą społeczną? Tu wystarczy przywołać nazwiska, związane teraz lub w przeszłości z Radą i Zarządem Fundacji: Anna Radziwiłł, Aleksander Smolar, Jarosław Kurski z „Gazety Wyborczej”, socjolog Andrzej Rychard, obecny marszałek Senatu Bogdan Borusewicz, Bronisław Geremek, Hanna Suchocka, były premier Jan Krzysztof Bielecki, Olga Krzyżanowska, Andrzej Olechowski. Nie zabrakło też tak zwanych autorytetów moralnych w osobach ks. bpa Tadeusza Pieronka, ks.prof. Józefa Tischnera, czy prof.Leszka Kołakowskiego. A także Jana Tomasza Grossa, autora oszczerczych „Sąsiadów”, oskarżającego Polaków z Jedwabnego o wymordowanie żydowskich mieszkańców miasteczka.
Mamy chyba jasność… Nie jestem więc pewna, czy gdy akcja „społeczna” Fundacji ruszy już z miejsca i wszystko, co ma związek z wyborami zostanie wzięte pod lupę – to nie okaże się prędko, że to komitety prawicowo-katolickie na czele z PiS co krok popełniają wykroczenia i przepłacają na plakaty i programy, słowem – zarabiają na polskiej biedzie, by dorwać się do – jak to obrazowo nazwał kiedyś Janusz Korwin-Mikke – „koryta”. Do szturmu ruszy od razu nieoceniona „Gazeta Wyborcza” – Adam Michnik też był w końcu związany z Fundacją – wraz z TVN, Polsatem i innym mediami komercyjnymi. Nie mamy najmniejszych gwarancji, czy tuż przed wyborami w sprawozdaniu ta samozwańcza „kontrola społeczna” nie ogłosi wszem i wobec, że kryształowo czyści są tylko i wyłącznie kandydaci z jej kręgu, wraz oczywiście z postkomunistami, i to oni powinni zostać naszymi przedstawicielami w Parlamencie Europejskim, a nie jakaś grupa ksenofobów, mówiących tyle o patriotyzmie. Ten scenariusz był już grany kilkakrotnie.
Mamy w Polsce demokrację, nie jesteśmy bantustanem, nie musimy godzić się na żaden dyktat. A skoro tak, to taką kontrolę społeczną wydatkowania środków na kampanię może przeprowadzić każdy, także środowiska prawicowo-katolickie. Ruch wykonany przez Fundację im. Batorego powinien być dla nich sygnałem, że czas skończyć z deklaracjami i bezradnym rozkładaniem rąk, że trzeba przejść do czynów i pokazać, że środowiska pookrągłostołowe nie mogą mieć monopolu na głoszenie prawdy.
Julia M. Jaskólska