Kiedy słyszę, że polski rodzic z rozwiedzionego małżeństwa nie ma prawa rozmawiać ze swoimi dziećmi po polsku, nie potrafię pochylić się ze współczuciem nad ofiarami bombardowań Drezna. Myślę wówczas o ofiarach Coventry i Warszawy.
Narody, które mają na sumieniu największe zbrodnie przeciwko ludzkości, poszukują w swojej historii cierpień, jakie zadały im ich ofiary. Klasycznym przykładem są Niemcy, ale i Rosjanie. Pierwsi odkrywają martyrologię z czasów II wojny światowej, drudzy wszystkie swoje bezeceństwa z tego okresu usprawiedliwiają bohaterstwem swoich żołnierzy i wyzwolicielskim marszem przez Europę Wschodnią. Nic dziwnego, że w 70 lat po zbrodni katyńskiej komuniści rosyjscy twierdzą znów, że dokonali jej Niemcy, a żołnierze Armii Czerwonej wyzwolili Polskę od niemieckiej okupacji, ponosząc ogromne ofiary. I powinniśmy im być za to wdzięczni do grobowej deski.
My, Polacy, mamy obowiązek patrzeć na martyrologię hitlerowskich Niemiec i stalinowskiego Związku Sowieckiego z dużym dystansem oraz krytycyzmem. 14 lutego w Dreźnie odbyły się uroczystości upamiętniające 65. rocznicę bombardowania Drezna przez bombowce alianckie, brytyjskie i amerykańskie. Z udziałem samolotów z 300. Dywizjonu Ziemi Mazowieckiej, utworzonego w Wielkiej Brytanii. Według najnowszych danych w nalotach tych zginęło od 18 do 25 tysięcy cywilów, zabytkowe miasto zostało niemal zrównane z ziemią. Tak było, i dla przeciętnego obserwatora tamtych wydarzeń reprezentującego młode pokolenie Niemców to była zbrodnia. Tak zresztą przedstawiane są owe pamiętne naloty w niemieckich publikacjach książkowych i medialnych. Przecież Niemcy hitlerowskie były bliskie kapitulacji, jaki sens miało więc bombardowanie miasta, w którym nie było żadnych urządzeń militarnych, a głównie uciekinierzy przed wyzwolicielską Armią Czerwoną, siejącą spustoszenie, przemoc i gwałt na trasie swego marszu na Berlin. W nalotach zginęli niewinni ludzie, w tym kobiety i dzieci. Tragedia.
Ktoś z okazji tej rocznicy powiedział, że Niemcy mają prawo wspominać swoje cierpienia wojenne, jak każdy inny naród. Proszę bardzo, warto jednak przy tej okazji wyjaśnić obywatelom, kto i co było źródłem tego cierpienia. 13 lutego w Dreźnie odbyły się oficjalne uroczystości upamiętniające ową „zbrodnię wojenną” aliantów. Było składanie wieńców i łańcuch rąk w hołdzie ofiarom i w proteście przeciwko przybyłym do Drezna neonazistom. Z tymi neonazistami to duża przesada. Sprawa bombardowania Drezna odżyła po roku 2000, za czasów rządów socjaldemokratycznego kanclerza Gerharda Schrödera, dziś członka zarządu rosyjskiego Gazpromu. To za jego rządów rozwinęła swoją antypolską ofensywę przewodnicząca Związku Wypędzonych Erika Steinbach, domagając się odszkodowań dla byłych obywateli polskich Ziem Zachodnich i Północnych, zwrotu mienia i przede wszystkim przyznania się polskich władz do wysiedlenia milionów Niemców z ich rodzinnych stron.
Nie tylko Erika Steinbach, ale również liczni członkowie zarówno prawicowych, jak i lewicowych elit intelektualnych przemilczeli fakt, że wysiedlenia Niemców były decyzją aliantów, a Polska jako kraj okupowany przez ZSRR nie miała w tej sprawie nic do powiedzenia. Na początku tego wieku Związek Wypędzonych wystąpił z inicjatywą powołania Centrum przeciw Wypędzeniom, co spotkało się z poparciem chadecji, zwłaszcza bawarskiej Unii Chrześcijańsko-Społecznej CSU, a do grona założycieli tej instytucji dołączyli również politycy socjaldemokratycznej partii SPD.
Pomysł Eriki Steinbach spotkał się z protestem zarówno ze strony polskich i czeskich mediów, jak i elit rządzących. Najostrzejszy miał miejsce za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości. W efekcie Centrum przeciwko Wypędzeniom nie powstało, ale w tym czasie nagłośniono dwa martyrologiczne przeżycia Niemców z czasów wojny: zatopienie okrętu „Gustloff” przez lotnictwo sowieckie i bombardowanie Drezna w lutym 1945 r. Oba te wydarzenia były przez dziesięciolecia traktowane jako tematy tabu, nienadające się do porównań ze zbrodniami hitlerowskimi dokonanymi na cywilnej ludności wielu krajów europejskich, w tym ludności polskiej, ukraińskiej, nie mówiąc już o zagładzie Żydów. Na temat bombardowań Drezna ukazały się efektowne albumy, ukazujące drastyczne zdjęcia ofiar.
Krystyna Grzybowska
„Gazeta Polska”, 17.02.2010
na zdj. zbombardowany przez Niemców Dworzec Główny w Warszawie