Nadszedł kryzys gospodarczy. Wielu ekonomistów zastanawia się nad metodami wyjścia z kryzysu. Podjęte kroki to przede wszystkim dofinansowanie banków, które nie są w stanie samodzielnie zaradzić brakowi środków pieniężnych, a to grozi bankructwem. Tak mówią i to robią ?fachowcy?. A jak problem widzi ktoś z zewnątrz układu finansowo-bankowego? Nie wiem i nie uogólniam, przedstawiam jedynie swój punkt widzenia.
Trochę historii[1]
Dawno, dawno temu nasi przodkowie zajmowali się albo uprawą roli i pasterstwem albo polowaniem i zbieractwem płodów leśnych. I jedni i drudzy w pocie czoła pracowali, aby zapewnić sobie i swojej rodzinie jedzenie, mieszkanie i odzienie. Mieszkanie i odzienie było szczególnie ważne, jeśli żyli z dala od równika. Nie znali pieniędzy i dlatego wymieniali bezpośrednio swoje produkty na te, których nie wytwarzali, np. zboże na dziczyznę, mleko i sery na ryby i grzyby itd.
Postęp techniczny powodował, że i jedni i drudzy mogli produkować coraz więcej i, po zaspokojeniu potrzeb podstawowych, mogli nadwyżkę zamieniać na produkty luksusowe - ozdoby dla kobiet, szczególnie modne ubiory, drogie kamienie, wyroby z jantaru (bursztynu), ze srebra, złota itd. Ale zawsze podstawą tego bogacenia się była ich ciężka praca i wynajdowanie nowych sposobów zwiększenia produkcji - nawożenie, nowe narzędzia, lepsze łuki i strzały, większe łodzie i sieci. Ale powstawały także grupy ludzi, którzy ani nie uprawiali ziemi, ani nie zajmowali się łowiectwem. Najpierw pojawili się kupcy pośredniczący w wymianie towarów. Złodzieje i rabusie byli zawsze, lecz w miarę wzrostu zamożności ludzi było ich coraz więcej - było co kraść i rabować. Jednakże przełom wywołało wynalezienie pieniądza - podobno wynalazcami byli Fenicjanie.
Dlaczego uważam, że pieniądz spowodował przełomowe zmiany? A no dlatego, że gromadzenie dóbr będących wynikiem ciężkiej pracy, działalności handlowej lub rabunku stało się łatwiejsze. Pieniądz nie zajmował dużo miejsca. Można było go nosić ze sobą lub, np. zakopać w sobie tylko znanym miejscu - pieniądz nie psuł się i nie wymagał żadnej obsługi. Pieniądz odgrywał szczególną rolę dla kupców i rabusiów - swobodniejsze podróże w przypadku kupców i szybkie zmiany miejsca w przypadku rabusiów były sprawą istotną. Bogacenie się pracą na roli lub polowaniem wymagało jednak sporo trudu - zyski z handlu i rabunku przychodziły znacznie łatwiej.
Biegły lata. Wytwarzanie podstawowych środków utrzymania - jedzenia, mieszkania i odzieży - wymagało coraz mniej pracy i, siłą rzeczy, coraz mniej ludzi musiało się tym zajmować, a coraz więcej zajmowało się tzw. usługami (artyści, jubilerzy, fryzjerzy itd.). Zwiększała się też grupa kupców. Rosły bandy rabusiów. Przekształcały się one w regularne oddziały poszczególnych regionalnych władców (książąt, margrabiów itp.), a potem w regularne wojska poszczególnych państw. Najazdy i rabunek sąsiadów bliskich i dalekich urastały do wojen między państwami a nawet wojen światowych. Rosła więc liczba osób robiąca majątek poza sferą produkcji.
Bankierzy[2]
Człowiek jest z natury leniwy. Ale to jest cecha najbardziej twórcza. Gdyby był pracowity do dziś tłuklibyśmy kamieniem o kamień, żeby rozpalić ogień. Leń wymyślił zapałki, leń wynalazł koło do wozu, silniki spalinowe i elektryczne itd. itd. Człowiek chce być młody, zdrowy i bogaty. Młodość i zdrowie są poza jego „strefą wpływów” – bogacenie się przeciwnie. Człowiek chce być bogaty i jest leniwy, poszukuje więc takich sposobów bogacenia się, które wymagają najmniej pracy albo przy tym samym wysiłku zapewniają największe zyski. Stąd wzięli się m.in. bankierzy.
Otóż ci, którzy zgromadzili sporo pieniędzy zaczęli je pomnażać pożyczając tym, którzy byli w potrzebie. Nie chcę dociekać w jaki sposób bankierzy doszli do majątku – czy wywodzili się z grupy handlarzy czy rabusiów, bo nie chcę nikogo urazić. Za pożyczanie pobierali pewien procent pożyczonej kwoty. Ten dochód nie wymagał już żadnego większego wysiłku. Wystarczyło mieć pieniądze i brać pokwitowania. Czasem tylko kłopoty i trudy pojawiały się przy zwrocie pożyczki. Narodziła się też lichwa, czyli pobieranie nadmiernych procentów od kwot pożyczanych. Nie wiem i nie chcę dochodzić, czy lichwiarze to zwyrodniali bankierzy, czy też bankierzy to uszlachetnieni lichwiarze. Ale mniejsza o to. Lichwa była ograniczana w różny sposób. Często karana była okrutnie, lecz chęć zysku nie pozwoliła lichwie zaginąć.
Mijały lata i stulecia. Ogromny postęp techniczny zmieniał obraz świata. Zmieniały się sposoby uprawy roli, produkcji wszelkich dóbr, powstawały giganty przemysłowe. Radio, telewizja i internet zrewolucjonizowały wymianę informacji. Ale nie zmieniły się, ani lenistwo, ani chęć bogacenia się.
Wirtualny świat finansów
Przedsiębiorcy potrzebowali dużych pieniędzy, aby nadążyć za postępem technicznym i utrzymać się na rynku. Kapitał bankierów już nie wystarczał. Sięgnęli więc do kieszeni zwykłych ludzi. Pojedynczy człowiek nie miał wiele ale miliony ludzi składając w banku choćby tylko po złotówce tworzą miliony złotych. Ludzie kuszeni bezpieczeństwem swoich pieniędzy w banku i procentami, które im bank płacił, dawali bankierom swoje oszczędności. Ci zaś pożyczali je potrzebującym i brali od pożyczek procenty. Tyle, że znacznie większe niż dawali oszczędzającym. Tak rosły zyski bankierów - szybko i bez wysiłku.
Ogromny rozwój wszelkiego rodzaju działalności nieprodukcyjnej spowodował zniknięcie ze świadomości ludzi - niestety również tych, którzy uważają się za ekonomistów - prostej prawdy, że bogactwo społeczeństwa i tworzonego przez nie państwa jest wynikiem działalności produkcyjnej. Z handlu i obrotu pieniężnego może żyć osoba, rodzina albo niewielkie państewko, bo taka działalność jest jałowym żerowaniem na produkcie, zwykle zresztą cudzym. Bogactwo państwa i społeczeństwa jest funkcją ilości i jakości produkcji.
Do niedawna wielkimi, godnymi naśladowania byli szefowie („menedżerowie”) koncernów i przedsiębiorstw produkcyjnych, np. fabryk Forda, Philipsa czy Cegielskiego. Ale tam trzeba było się natrudzić. Teraz połączenie lenistw
a i dążenie do bogacenia się kieruje uwagę na banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i inne jednostki finansowe, np. giełdę. Tam teraz młodzi widzą wzorce kariery. Pamiętam, że kiedy w 1949 roku zdawałem maturę, to wśród moich kolegów najbardziej popularna była Politechnika, a wśród humanistów archeologia, bo każdy chciał wyjechać do Egiptu, na wzór prof. Michałowskiego, lub gdziekolwiek zagranicę. Studia ekonomiczne nie cieszyły się nadmiarem kandydatów. Teraz z przerażeniem patrzę na lawinową „produkcję” specjalistów od finansów, handlu i „zarządzania zasobami ludzkimi” (przypomina to studia hodowlane na SGGW).
a i dążenie do bogacenia się kieruje uwagę na banki, towarzystwa ubezpieczeniowe i inne jednostki finansowe, np. giełdę. Tam teraz młodzi widzą wzorce kariery. Pamiętam, że kiedy w 1949 roku zdawałem maturę, to wśród moich kolegów najbardziej popularna była Politechnika, a wśród humanistów archeologia, bo każdy chciał wyjechać do Egiptu, na wzór prof. Michałowskiego, lub gdziekolwiek zagranicę. Studia ekonomiczne nie cieszyły się nadmiarem kandydatów. Teraz z przerażeniem patrzę na lawinową „produkcję” specjalistów od finansów, handlu i „zarządzania zasobami ludzkimi” (przypomina to studia hodowlane na SGGW).
Zaginął gdzieś realny pieniądz oparty o rzeczywiście posiadany majątek w postaci drogocennych kruszców – złota lub srebra - albo konkretnych realnych produktów. Zastąpił go najpierw pieniądz papierowy a teraz pieniądz wirtualny i transakcje odbywają się głównie na ekranie komputera. Zapisany tam majątek cieszy posiadacza. Ale gdyby wszyscy albo tylko pewna część „bogatych” chciała w jednym czasie wycofać swój „majątek” z banku, okazałoby się to niemożliwe, bo realne pieniądze, którymi dysponują banki są za małe. Ta dysproporcja, wywołana pazernością bankierów jest jedną z przyczyn kryzysu.
Powstały też giełdy. Zasada działania giełdy jest niby prosta: jeden zyskuje a wielu traci, Tylko, że ta prosta zasada jest głęboko ukrywana. Mechanizmów giełdowych nie potrafię wyjaśnić. Zresztą ma z tym kłopoty nawet specjalistyczny nadzór na giełdą. Najważniejsze jest to, że giełda nie tworzy żadnych wartości, przenosi tylko wartości majątkowe, najczęściej wirtualne, z jednego lub wielu kont na inne konto lub konta.
Paradoksem można nazwać fakt, że w dobie papierowych i wirtualnych pieniędzy zajmujących się nimi ekonomistów nazwano „monetarystami”, chociaż „monety” mają tylko niskie nominały, a małymi pieniędzmi monetaryści się nie zajmują.
Nieudacznicy czy cyniczni cwaniacy
No dobrze, ale jak to wszystko wiąże się z kryzysem? Moja odpowiedź ma dwa rozwiązania, choć opiera się o jeden zespół faktów. Ale po kolei.
Pisałem wcześniej, że banki swoje dochody uzyskują biorąc pieniądze od ludzi. Płacą im za to niewielki procent a pożyczając te same pieniądze obciążają pożyczkobiorcę procentami często parokrotnie większymi. Różnica jest dochodem banku. Przyjrzyjmy się następującemu przykładowi. Jeżeli pożyczę (wezmę kredyt) 60 tys. zł na spłatę w 60 ratach miesięcznych to rata nie wyniesie 1 tys. zł lub nieco więcej - raty wyniosą blisko 1,5 tys. zł., a więc bank w ciągu pięciu lat otrzyma ode mnie zwrot udzielonego kredytu i blisko 30 tys. zł ekstra. Podobnie wyglądają duże kredyty dla przedsiębiorstw. A więc w ciągu lat spłaty bank uzyskuje spore zyski. I tak to jest - przypatrzmy się monumentalnym siedzibom banków i wynagrodzeniom ich Zarządów - niewątpliwie mają pieniądze. W Polsce roczne zyski banków mierzy się miliardami złotych - niestety duża część tych pieniędzy jest wyprowadzana za granicę. Jeśli zarządzaliby bankami fachowcy najwyższej klasy, a na to wskazują ich pobory, to niezrozumiały jest jakikolwiek kryzys. Tylko nieudacznicy mogą zmarnować taki interes. Jeśli więc są nieudacznikami, powinni być natychmiast z banków usunięci.
Drugie rozwiązanie opiera się na założeniu, że zarządzający bankami nie są nieudacznikami. Przecież jeśli pożyczki i kredyty przynoszą zyski to wzrost zysków najłatwiej uzyskać powiększając ich liczbę. A właśnie o wzrost zysków chodzi zarządom banków. Uzasadnia to ich pobory. Ale taka polityka ma swój kres. Kto lepiej niż „cwany” bankowiec może taki kres przewidzieć? Obawiam się, że nie tylko umie przewidzieć, lecz także umie kryzys wykorzystać w celu powiększenia swoich zysków. Podziwiam spryt bankierów, którzy potrafili spowodować przyznawanie miliardowych dotacji bankom od państwa, czyli w rezultacie od „zwykłych” ludzi tworzących majątek swój i państwa. A na tym majątku od lat „wypracowują” swoje zyski bankierzy. Może jest prawdziwa dalej idąca teza - kryzys został wywołany celowo, przez samych bankierów, aby swoje zyski mogli dodatkowo powiększyć. To też jest prawdopodobne, ale po prostu nie chcę w to uwierzyć. Tak, czy tak, cwaniacy powinni być natychmiast z banków usunięci.
NA ZAKOŃCZENIE
Alternatywa - nieudacznicy albo cwaniacy nie ma rozwiązania w postaci mniejszego zła. Obawiam się, że tak jak ja, wielu PT Czytelników nie jest w stanie jej rozstrzygnąć - może nawet obie wersje są prawdziwe w zależności od tego, które kraje lub banki dokładnie zanalizować. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na problem podstawowy. Moim zdaniem radykalnie zachwiała się proporcja pomiędzy pożytkiem, jaki uzyskują twórcy majątku - ludzie, którzy coś wytwarzają lub tworzą, a dochodem, jaki uzyskują ludzie manipulujący procentami, akcjami, udziałami, popytem i podażą itd. Cwaniactwo jest teraz zdecydowanie górą.
Maciej K. Sokołowski