Obama nie zrezygnował ze zlikwidowania ograniczeń aborcji, twierdzą działacze pro-life.
– Pierwszą rzeczą jaką zrobię, jeżeli zostanę wybrany prezydentem, będzie podpisanie ustawy „Freedom of Choice Act”. Będzie to pierwsza rzecz, którą zrobię – taką obietnicę złożył 27 października 2008 roku ówczesny senator jeszcze Barack Obama przed działaczami Planned Parenthood, największej organizacji pro-aborcyjnej na świecie.
Ustawa „Freedom of Choice Act” (FOCA) jest ustawą o wolności wyboru. W praktyce znosi całkowicie ograniczenia na wykonywanie aborcji.
Na konferencji omawiającej sto dni prezydentury Obamy nie mogło zabraknąć pytania o to, co będzie z „ustawą o wolności wyboru”. – „Freedom of Choice Act” nie jest priorytetem legislacyjnym. Wierzę, że kobiety powinny mieć prawo wyboru. Myślę jednak, że najważniejszą rzeczą jaką możemy teraz zrobić jest skoncentrowanie się na uzgodnieniu takich rozwiązań, które wszyscy będą mogli przyjąć – mówił prezydent USA.
Dyrektor Koalicji Obrony Chrześcijańskiej odejście Obamy od szybkiego wprowadzenia ustawy o wolności wyboru postrzega jako sukces organizacji pro-life. – To pokazuje, że Biały Dom zdaje sobie sprawę, że amerykańska opinia publiczna nie zaakceptuje zmian powodujących rozszerzenie sią aborcji – twierdzi Patrick J. Mahoney.
Dalej jednak Mahoney nie jest już tak optymistyczny. Mówi, że Barack Obama nie jest w stanie od razu wprowadzić ustawy o wolności wyboru, dlatego chce rozszerzać prawo do aborcji małymi decyzjami. Chodzi mu np. o subwencje dla różnych organizacji pro-aborcyjnych. Obama nie zmienił celu, zmienił tylko strategię.
fronda.pl/RZ