Donald Tusk zwykle kłaniający się w pas przed Anielą Merkel, z radością przyjmujący protekcjonalne poklepywanie po plecach przez dygnitarzy unijnych, a ostatnio głupawo uśmiechający się do Włodzimierza Putina, na swoim podwórku czuje się trochę pewniej. Ostatnio polecił swoim ministrom znalezienie w budżecie 17 miliardów złotych oszczędności. Nie wiadomo dlaczego akurat tyle, dlaczego nie 16 miliardów, albo 18, ale kogo to obchodzi.
Oszczędności to dobra rzecz, lepiej żeby rządzący wydawali mniej pieniędzy niż więcej, będzie to z korzyścią dla społeczeństwa, bo najzwyczajniej mniej pieniędzy podatnikom zostanie ukradzione. Gorzej, że zmniejszanie wydatków swoich resortów jakoś ministrom nie idzie najlepiej. Przypuszczam, że każdy przeciętny człowiek znalazłby bez trudu jeszcze większe oszczędności niż polecił premier, ale pewnie też naruszyłby interesy różnych klik dojących państwo na ogromne sumy. A skoro podstawową funkcją pełnioną przez państwo polskie jest bogacenie rozmaitych klik, to rzeczywiście poszukiwanie oszczędności, bez naruszenia tego fundamentu, może być dla rządu trudne. Co ciekawe, zanosi się, iż największe cięcia wydatków będą dotyczyły Ministerstwa Obrony Narodowej.
Jeden z komentatorów życia politycznego, jakiego pokazała telewizja powiedział, że oszczędności na MON mogą oznaczać brak zamówień dla przemysłu zbrojeniowego i upadek tego ostatniego. Jak dodał, własny przemysł zbrojeniowy jest jednym z atrybutów niepodległego państwa. Pewnie ujął to trochę inaczej, ale taki był sens wypowiedzi. Może był to lobbysta pracujący dla przemysłu zbrojeniowego, może przez pomyłkę puścili go w telewizji, tego nie wiem. Ale to też nie jest takie ważne.
Oto bowiem człowiek ten wskazał na logikę w postępowaniu rządu. Po co państwu, które lada moment w wyniku wejścia w życie traktatu lizbońskiego utraci niepodległość atrybuty niepodległego państwa? Po co Polsce własna waluta, skoro już wkrótce kraj między Odrą a Bugiem wejdzie w skład państwa o nazwie Unia Europejska. Jakiś czas temu politycy Platformy Obywatelskiej przebąkiwali o likwidacji polskich przedstawicielstw dyplomatycznych w mniej ważnych krajach. Pewnie, po co polskie ambasady i konsulaty skoro niebawem wszystkim ma się zająć dyplomacja unijna. Po co nam przemysł zbrojeniowy skoro stary sprzęt z państw zachodnich zamiast na złom, w ramach bratniej pomocy, może trafiać do Polski. A pewnie i po co nam Wojsko Polskie, skoro wkrótce granic Unii Europejskiej będzie strzegła armia europejska. Dodajmy do tego pracę parlamentu, która już obecnie głównie polega na przyjmowaniu przepisów unijnych i decydowanie instytucji UE w sprawie przebiegu drogi koło Augustowa, a będziemy mieli obraz zwijania państwa polskiego przez władze tegoż państwa. Sytuacja ta przypomina XVIII wieczną Rzeczpospolitą. Wtedy jednak elity stać było na zryw i próbę ratowania państwa, czego najlepszym przykładem było uchwalenie Konstytucji 3 Maja. Teraz na podobny zryw nie można liczyć, obecne pseudoelity to tylko hołota, której najbardziej naturalne miejsce jest przy pryzmie gnoju z widłami w ręku.
Po państwie polskim pozostaną pozory, utrzymywane chyba tylko po to, żeby targowiczan nagrodzić posadami i związanymi z tym przywilejami, pieniędzmi, możliwością robienia lewych interesów, przynajmniej dopóki jeszcze coś do sprzedania się znajdzie. Będzie sobie rząd, który niczym nie będzie rządził, będzie parlament, który tylko będzie się zbierał, parlamentarzyści będą brać pensje za odstawianie farsy, prezydent, który co najwyżej będzie mógł pokłócić się z premierem o jakiś stary samolot, a z Wojska Polskiego pozostanie pół batalionu, w sam raz na defilady.
Michał Pluta