Podejście kolejnych rządów do reprywatyzacji jest od początku takie samo – zjeść ciastko i mieć ciastko. Wypada im mówić, że to co zabrano trzeba oddać ale też nie chce się tego oddać, by nie skrzywdzić krewnych i znajomych królika, jak mawiał Kubuś Puchatek.
Dlaczego skrzywdzić? Bo reprywatyzacja ogranicza prywatyzację, która pozwala uwłaszczać się na majątku państwowym lub go sprzedawać za cenę niską a za „prowizję” wysoką. Z majątkiem reprywatyzowanym tego już nie dałoby się zrobić.
Więc gromadzono w projektach ustaw „prywatyzacyjnych” najróżniejsze sytuacje, często jednostkowe i tworzono projekty mające objętość sagi rodowej, a w odwodzie, w sytuacji krytycznej, był „swój” Prezydent RP.
Drugim kijem wkładanym w szprychy reprywatyzacji było uznanie odszkodowania za formę reprywatyzacji. I cała dyskusja sprowadziła się do rozważania wysokości odszkodowania, czyli do sporu jaki, w skali kraju, procent wartości zagarniętego majątku uznać za możliwy (bo określenie „sprawiedliwy” nie pasuje). Kilkanaście lat trwały takie manewry i, jak sądzę, będą trwały nadal.
Co się proponuje teraz?
Premier Tusk podczas swojej wizyty w Izraelu stwierdził: „… mój rząd doprowadzi w najbliższych miesiącach do sfinalizowania procesu legislacji, który zakończy bardzo trudny i bolesny problem reprywatyzacji”. Dodał, że ustawa nie będzie miała charakteru narodowego i nie będzie dotyczyła żadnej wybranej grupy. – To będzie ustawa, która będzie obejmowała wszystkich byłych i obecnych obywateli polskich, którzy utracili swoje mienie – zaznaczył (podkreślenia – MKS). Jeszcze dalej stwierdził, że nie ma nic gorszego niż powiedzieć „oddam” i nie móc oddać (Rzeczpospolita, 9.04.08). Z typową dla PO pogardą dla logiki i prawdy wypowiedział sprzeczne i wprowadzające w błąd zdania (podkreślone). Bo w czasie wojny i po wojnie nie tylko obywatele polscy utracili swoje mienie w Polsce – ustawa będzie więc dotyczyła wybranej grupy, a sformułowanie „utracili swoje mienie” obejmuje nie tylko nacjonalizację i wywłaszczenia lecz także, np. zwykłe rozboje i kradzieże dokonywane przez przestępców, całkiem prywatnie. Ponadto premier mówi to, co sam określił jako „najgorsze” – nie przewiduje „oddawania” tylko wypłacanie odszkodowań.
Na szkodliwe ograniczanie rzekomej reprywatyzacji do wybranej grupy osób, wskazuje w swoim liście do premiera pani poseł Gabriela Masłowska (zob. tekst tej interpelacji w publikacji Głosu z 13.04.08 "Ustawa reprywatyzacyjna spowoduje lawinę roszczeń" ). Np. mógłby być wykorzystywany art. 12 Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską, który zakazuje dyskryminacji ze względu na przynależność państwową.
Problem ludzi poszkodowanych odebraniem im przez okupantów (Niemcy i Sowieci, a potem rzekomo suwerenne władze PRL) prawnie posiadanego, lub nabytego w drodze dziedziczenia majątku, powinien być już dawno rozwiązany. Powinni oni uzyskać właściwą satysfakcję.
Jak naprawić krzywdy
· Pierwszą jest reprywatyzacja czyli oddanie w naturze tego co zabrano albo tego co z zabranego pozostało.
· Drugą – jeśli reprywatyzacja nie jest możliwa – jest wypłacenie odszkodowania. Ale odszkodowanie to nie jest reprywatyzacja!
W przypadku pierwszym należy ustalić co fizycznie można zwrócić – bez naruszenia bezpieczeństwa państwa i porządku publicznego – i to zwrócić. Jestem przekonany, że w przeważającej liczbie przypadków byli właściciele lub ich prawni spadkobiercy zarządzaliby tym majątkiem z większym pożytkiem dla Polski niż uwłaszczeni pseudo- „biznesmeni” lub zagraniczni nabywcy. Przykładów mamy aż nadto.
Przestępcom zwracać ani wypłacać odszkodowań nie można
Ale różne okoliczności, które zdarzyły się w czasie wojny i po wojnie sprawiają, że należy też jasno i precyzyjnie ustalić kryteria utraty prawa do reprywatyzacji albo odszkodowania, np. współpraca z okupantami (współdziałanie w zbrodniach wojennych i holokauście, donosicielstwo, współpraca ze służbami bezpieczeństwa – niemieckimi i sowieckimi), współdziałanie w zbrodniach popełnianych na Polakach po wojnie i inne działania przeciwko i na szkodę Polski i Polaków, w tym szerzenie kłamstw i pomówień połączone z całkiem dobrowolnym zrzeczeniem się obywatelstwa polskiego i porzuceniem Polski itd.
Jeśli osobom uprawnionym zwrot w naturze nie jest możliwy, odszkodowanie powinien zapłacić ten, kto zabranie majątku zarządził lub z niego korzystał czy korzysta. O wysokości odszkodowania powinien rozstrzygać sąd na gruncie prawa cywilnego i w granicach określonych ustawami. Należy tylko ustalić kryteria dobrej lub złej wiary tego, kto na zabranie majątku pozwalał lub je nakazał oraz tego, kto go przejął, a – być może – także okresy przedawnienia. Pamiętać też trzeba, że obowiązek zwrócenia majątku i wypłacenia odszkodowania dotyczy także osób prawnych (partie i rządy krajowe i zagraniczne) oraz ich następców prawnych (zmiana nazwy, np. Niemcy-RFN, ZSRR-Rosja czy PPR-SLD nie może chronić od odpowiedzialności).
Obie odrębne, lecz powiązane ze sobą ustawy powinny ustalać zasady i być pozbawione jakichkolwiek dwuznaczności. Pełny aparat prawny (kodeksy cywilne i karne) istnieje. Paser jest też tam dokładnie zdefiniowany.
Przerzucenie odpowiedzialności za nacjonalizację i inne formy rabunku na społeczeństwo polskie jest po prostu skrajnie niesprawiedliwe. Tak rozumiem słowa Prezydenta RP, że „… biedni Polacy nie mogą wypłacać odszkodowań…”. Zaboru mienia, przesiedleń i wypędzeń dokonały władze niemieckie i sowieckie, a po wojnie władze narzucone Polsce przez ZSRR, a także – w przypadku przesiedleń – rządy wielkich mocarstw. Nie były to władze suwerennego państwa polskiego. Obrabowani Polacy, pozbawieni od 1939r. niepodległego państwa
za to odpowiadać nie mogą.
Reprywatyzacja i odszkodowania nie należą do spraw prostych, natomiast proste powinny być ich zasady. Starania, żeby w ustawie ująć wszystkie zaistniałe sytuacje i wszystkie wyjątki, oraz żeby pod hasłem reprywatyzacji ukryć jej brak, uniemożliwiają załatwienia tego problemu. Patrzymy na to już od kilkunastu lat. Niestety teraz, w obecnym Parlamencie i za rządów PO, też nie spodziewam się żadnego logicznego rozwiązania. Zbyt wielu jest tam tych, którzy ciastko zjedli albo się do jedzenia zabierają i mają zbyt wiele do stracenia.
Maciej K. Sokołowski