Platforma Obywatelska i jej szef, niejakie „Słoneczko Peru”, wpadła na kolejny „genialny” pomysł. W projekcie zmian w kodeksie drogowym chce wprowadzić zapis znoszący punkty karne za wykroczenia drogowe, w tym za przekroczenie dozwolonej prędkości. Takiego rozwiązania nie ma w żadnym kraju w Europie
Projekt trafił już do laski marszałkowskiej. Co prawda restrykcyjniej finansowo mają być traktowani kierowcy łamiący przepisy w tzw. obszarze zabudowanym, ale nie zmienia to faktu, że nasi „uszczęśliwiacze” postanowili zająć się kolejną, po chorych na hemofilię i raka, grupą społeczną.
Teraz na drogach nikt nie będzie mógł się czuć bezpiecznie. Piraci będą śmigać samochodami i na motorach, mimo, że ma być wprowadzone "zautomatyzowanie" karania piratów. Z pomocą specjalistów z Instytutu Transportu Drogowego opracowano projekt systemu automatycznego dozoru nad ruchem drogowym. Będzie to sieć fotoradarów, które sfotografują auto naruszające przepisy, fotkę przekażą do centrum komputerowego, a ono automatycznie zidentyfikuje kierowcę i wyśle mu mandat.
Istotą jednak jest to, że te radary nie będą miały żadnych konsekwencji dla łamiących przepisy. Najmniej ucierpią na tym, oczywiście, najbogatsi, którzy bezkarnie – bo nie będzie punktów karnych, a tym samym po przekroczeniu dozwolonej liczby przymusowych egzaminów na prawo jazdy – będą gnać po 220 na godzinę. Zapłacą 2 czy 3 tysiące złotych. I będą śmiali się w kułak.
Na marginesie – powinni ucieszyć się również piesi, którzy lubią przechodzić przez jezdnię na czerwonym świetle. Dotychczas musieli płacić 250 zł, po zmianach o 150 zł mniej. Powód – piesi nie chcieli przyjmować tak dużych kar i sprawy trafiały do sądów, które zazwyczaj obniżały kary.
Tusk kupuje sobie właśnie kolejną grupę elektoratu. Po kryminalistach z zakładów karnych, ćpunach i dilerach marihuany spod szkół, smakoszach „wisienki” w parku, kolej przychodzi na piratów za kołkiem, mających za nic przepisy i życie innych użytkowników dróg.
By różnym mętom żyło się lepiej!
Paweł Konik