Analitycy giełdy nowojorskiej podkreślają, że w ciągu ostatnich 40 lat tak wielkie spadki zdarzyły się tylko czterokrotnie.
Spadki giełdowe, jakie zapanowały na całym świecie od ponad pół roku, odbijają się nie tylko na światowych parkietach i inwestorach na rynkach finansowych. Zapewne będą mieć ważne konsekwencje dla podstaw gospodarki realnej – przemysłu, handlu, spożycia i rynku pracy. Wszystko w skali globalnej.W ostatnich tygodniach niemal wszystkie najważniejsze walory odnotowały duże spadki, analitycy giełdy nowojorskiej podkreślają, że w ciągu ostatnich 40 lat tak wielkie spadki zdarzyły się tylko czterokrotnie. Mianowicie – w maju 1973 r., październiku 1987 r., sierpniu 1998 r. i w sierpniu 2007 r.
Ostatni spadek zapowiada najprawdopodobniej początek globalnego kryzysu. Do niedawna eksperci i finansiści pocieszali się, że recesja dotknęła tylko rynek nieruchomości i za pośrednictwem tego rynku wtórnie dotknęła rynki finansowe. Przedsiębiorcy liczyli, że środki na realny wzrost gospodarczy będą nadal czerpać z giełdy, a bardzo poszkodowane banki – głównie w USA i Wielkiej Brytanii – liczyły, że nadrobią straty poprzez podwyżki oprocentowania. Tymczasem te środki nie skutkują. To, co rozpoczęło się na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych przed rokiem – nabrało ogromnej mocy i skali jak lawina śnieżna w Himalajach – oceniają ekonomiści nowojorskiego domu Goldman Sachs. Prognozują, że w I kwartale 2008 r. wzrost gospodarczy w USA będzie zerowy. W następnych kwartałach nie ma szans na poprawę, będzie dobrze, jeśli ta „opcja zerowa” się utrzyma. Takie same są oczekiwania banku centralnego USA, który w lutym br kolejny raz obniżył stopy procentowe aż o 0,75 proc. W efekcie obowiązująca wartość stóp w największej gospodarce świata wynosi tylko 3,5 proc. a zapowiadane są dalsze obniżki. Amerykańscy finansiści odpowiedzialni za politykę pieniężną mają nadzieję, że coraz niższe stopy procentowe znacząco zmniejszą koszty kredytu, cenę pieniądza i tym samym zachęcą do inwestowania. Będzie ono coraz tańsze. Taka stymulacja tanim pieniądzem nie musi jednak przerwać recesji. Zanim zadziała – postępujący spadek wzrostu wymusi likwidację wielu miejsc pracy – zwłaszcza w budownictwie, przemyśle materiałów budowlanych i pokrewnych branżach.
W grudniu bezrobocie w USA wzrosło z 4,7 proc. do 5,1 proc. Bardziej skuteczna reakcja rządu i zastosowanie bardziej radykalnych działań jest mało prawdopodobne z uwagi na prezydencką kampanię wyborczą. Wzrost bezrobocia to spadek konsumpcji. W ocenach FED (bank centralny USA) stagnacja wzrostu gospodarczego, wzrost bezrobocia i spadek konsumpcji łącznie tworzą sytuację, która jest wstępem do głębokiej recesji. Ekonomiści jednocześnie przestali wierzyć, że gospodarkę USA i świata uratują Chiny z ich imponującą dynamiką. Jednak od kilku miesięcy można zaobserwować, że także ta gospodarka musi się zmierzyć z kryzysem. Pierwszą oznaką tego jest odnotowany w lutym ub.r. znaczący spadek dochodów z obrotów handlowych.