Wszystkie jego próby krętactwa, kłamstw i kłamstewek były aż nadto widoczne dla każdego. Szybko zorientowano się, że jego wiarygodność jest mocno wątpliwa. Dzięki temu pomógł członkom komisji nabrać przekonania, że politycy PO uwikłani w aferę rzeczywiście byli na usługi Ryszarda Sobiesiaka. A sam Rosół był wykonawcą uzgodnień między Sobiesiakiem a Mirosławem Drzewieckim i Zbigniewem Chlebowskim.
Wysiłki, by przechytrzyć komisję kończyły się klęską. Dobrze ilustruje to epizod, w którym Rosół próbował wyjaśnić pochodzenie głośnego zwrotu znanego ze stenogramów: ?Wycofałem Magdę, bo tam KGB, CBA?. Słowa te wypowiedział Ryszard Sobiesiak następnego dnia po spotkaniu Marcina Rosoła i Magdy Sobiesiak w ?Pędzącym Króliku?. Według byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego, potwierdzały one, że przeciek o akcji CBA nastąpił właśnie podczas spotkania Rosoła z córką Sobiesiaka.
Rosół wymyślił wersję, która miała oddalić od niego podejrzenia o przecieku, a jednocześnie uzasadnić, skąd słowa o KGB i CBA znalazły się w ustach Ryszarda Sobiesiaka. Opowiedział, że kiedy wskazywał Magdzie Sobiesiak pewnego urzędnika toto-lotka piszącego donosy, niejakiego Marka Przybyłowicza, określił go jako „skrzyżowanie KGB z CBA”. Skutek był odwrotny. Dopiero po jego wyjaśnieniach obserwatorzy skłonni są przyjąć, że przeciek dotarł do Sobiesiaka via Drzewiecki - Rosół - Magda Sobiesiak.
Marcin Rosół nie radził sobie z kłopotliwymi pytaniami, którymi był zarzucany. Najbardziej męczył się z próbą wyjaśnienia, dlaczego udzielił rekomendacji Magdzie Sobiesiak, starającej się o stanowisko w zarządzie toto-lotka. Plątał się, łapał powietrze niczym ryba wyciągnięta z wody, czerwieniał na twarzy, przerażonymi oczami szukał ratunku u siedzącego obok prawnika.
Kilka razy zabawnie się przejęzyczył - m.in. powiedział: – „Minister Sobiesiak”, „Kolacja” zamiast „Komisja”.
Zdarzały mu się też sytuacje żenujące. Kiedy relacjonował spotkanie w „Pędzącym Króliku” powiedział, że trwało ono ok. pięciu minut, bo w chwili, kiedy zjawiła się Magda Sobeisiak, on sam musiał już spieszyć do domu. Następnie najwyraźniej uznał, że przesłuchanie na oczach telewidzów to dobra okazja, by powiedzieć: „Pani Magdo, jeśli czuje się pani zawiedzona, że tak niewiele czasu wtedy miałem, przepraszam panią.”
Do tej pory miałem o wiele korzystniejsze wyobrażenie o Marcinie Rosole. Teraz obnażył się bez reszty jako drobny krętacz, bez klasy i słaby psychicznie. Bronił się na tyle nieudolnie, że pogrążył nie tylko siebie, ale obciążył innych bohaterów afery hazardowej. Spośród innych świadków, którzy w aferze maczali palce, okazał się najbardziej miękkim ogniwem.
Jerzy Jachowicz
TVP.INFO