30 stoczniowców w szpitalu, dwóch na intensywnej terapii to bilans dramatycznych starć w stolicy – informują związkowcy. Policja mówi o 5 rannych policjantach i jednym hospitalizowanym stoczniowcu. Według późniejszych doniesień dwóch stoczniowców znalazło się na oddziale intensywnej opieki medycznej w jednym z warszawskich szpitali. Do starć doszło tuż po godzinie 17. W ruch poszły pałki, funkcjonariusze użyli też gazu pieprzowego.
Stoczniowcy po spaleniu kukły premiera próbowali wedrzeć się w pobliże Pałacu Kultury i Nauki, gdzie odbywał się kongres EPL, uznawany za początek kampanii wyborczej Platformy Obywatelskiej do Parlamentu Europejskiego. Policja odpowiedział siłą. Przeciwko protestującym użyła pałek i gazu łzawiącego. Wielu związkowców z trudem łapało oddech. Jeden z nich, jak podaje Polska Agencja Prasowa, dostał ataku padaczki. Pomoc została mu udzielona dopiero po kilkunastu minutach, bo na miejscu nie było żadnej karetki. Niemalże w tym samym momencie, gdy przy mężczyźnie pojawili się ratownicy, z pomocą pospieszył też poseł PiS Jacek Kurski, który był na miejscu (wcześniej politycy PO zarzucali, że to właśnie PiS zorganizowała demonstrację).
Podczas manifestacji związkowcy NSZZ „Solidarność” Stoczni Gdańskiej domagali się od rządu bardziej stanowczych działań związanych z ich zakładam, zwłaszcza, że Komisja Europejska znów zaczęła mieć zastrzeżenia do planu jego restrukturyzacji.
Pytania KE dotyczą głównie dodatkowej pomocy publicznej, wykorzystania pieniędzy na inwestycje, a także szczegółowego harmonogramu zamykania pochylni przez jej właściciela – spółkę ISD. – Jest źle – coraz więcej ludzi jest zwalnianych. Jeśli od nas żąda się zamknięcia pochylni… Co to za stocznia, która nie ma pochylni? – pytali retorycznie związkowcy jadący do Warszawy. Resort skarbu przesłał pod koniec lutego KE odpowiedzi na jej pytania w sprawie restrukturyzacji. Jeśli jednak Bruksela odrzuci program, stoczni Gdańsk grozi bankructwo.
Zanim do Warszawy przyjechali stoczniowcy, swoje niezadowolenie od rana do godziny 14. na ulicach miasta wyrażali kolejarze. Ich przemarsz zorganizowały Federacja Związków Zawodowych Pracowników PKP, Sekcja Krajowa Kolejarzy NSZZ „Solidarność” oraz Konfederacja Kolejowych Związków Zawodowych. Związkowcy domagali się, by rząd wspomógł kolej (szczególnie przewozy towarowe) i zapobiegł grupowym zwolnieniom.
Ponad dwa tysiące demonstrujących skandowało przed gmachem resortu: „Kolej z rządem się rozliczy”. Mieli transparenty: „Pracy i godnej płacy”, „Dość eksperymentów na kolejarzach”. Przed budynkiem ministerstwa związkowcy palili świece dymne.
Do protestujących wyszedł wiceszef resortu infrastruktury Juliusz Engelhardt i minister Cezary Grabarczyk, któremu związkowcy wręczyli petycję z postulatami, adresowaną do premiera Donalda Tuska. Przewodniczący Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszek Miętek powiedział podczas manifestacji, że „kolejne rządy niszczyły polską kolej”. – Dziś stanęła ona na krawędzi – mówił.
TVN24/PK
***
Platforma Obywatelska i Donald Tusk zapowiadali, że w przeciwieństwie do gabinetu Jarosława Kaczyńskiego ich rządy będą rządami miłości i dialogu. Stoczniowcy przekonali się na własnej skórze, że jest to dialog pałką i gazem pieprzowym.
PK