Przed podróżą do USA polskie służby musiały trzy miesiące negocjować, żeby premier Donald Tusk nie musiał zdejmować butów na lotnisku.
Dyskusja na temat samolotów, które powinny być wykorzystywane do podróży zagranicznych przez naszych przywódców była bardzo emocjonalna. Rozgrzanemu do białości posłowi Stefanowi Niesiołowskiemu udało się nawet stwierdzić, że rezygnacja z rejsowych samolotów oznaczałaby triumf „mieszaniny kretynizmu i politycznej nienawiści do premiera i PO”. W tej sytuacji Donald Tusk nie miał innego wyjścia…
W podróż do Brukseli znów wybrał się samolotem rejsowym. Argumenty Niesiołowskiego nie trafiaja za to do prezydenta.
– Nie zobaczymy prezydenta w samolocie rejsowym jak większości prezydentów państw europejskich. Lot rządowym samolotem jest dla wszystkich prostszy i tańszy – ogłosił w radiu RMF FM szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Władysław Stasiak.
Przy tej okazji Stasiak zdradził, że przed podróżą do USA polskie służby musiały trzy miesiące negocjować, żeby premier Donald Tusk nie musiał zdejmować butów na lotnisku. Upublicznienie tych informacji nie ucieszyło polityków koalicji rządowej. Otoczenie premiera utrzymywało dotąd, że wybór samolotu rejsowego nie skutkuje żadnymi większymi komplikacjami! Trudno spodziewać się, aby oceny te zmieniły się pod wpływem obuwniczych negocjacji. Można natomiast mieć nadzieję, że amerykańskie doświadczenia nie pójdą na marne.
Przed kolejną podróżą zagraniczną szefa polskiego rządu, geniusze polskiej dyplomacji powinni znaleźć rozwiązanie problemu w krótszym czasie. Wystarczyłby na przykład dobór takiego obuwia, które zarówno linie lotnicze jak i obsługa każdego lotniska uznałyby za bezpieczne i nie wymagajace szczegółowej kontroli.