Czy w Polsce opłaca się oszukiwać i brać łapówki? Ostatnie wyroki sądów to przykład na to, że tak.
Weźmy dwie sprawy – byłego prezydenta Łodzi Marka Czekalskiego (na zdjęciu) i byłego dyrektora łódzkiego oddziału ZUS Bolesława P. Pierwszy, zdaniem prokuratury, miał przyjąć kilkaset tysięcy złotych łapówki „za hipermarket”, przez drugiego ZUS – a tym samym skarb państwa i kieszenie podatników – zubożał o 14,5 mln zł. Tymczasem nasza Temida uniewinniła Czekalskiego, a Bolesławowi P. nakazała zapłacić grzywnę w wysokości…. 15 tys. zł (!!!!). I tu nie wiadomo – czy zwykły Polak ma się śmiać czy płakać… Czy może po prostu, jak to w powiedzeniu „ryba psuje się od głowy”, brać przykład z góry.
Przez kilka lat, prawie równolegle, opinia publiczna śledziła te dwa procesy. W jednym na ławie oskarżonych występował były prezydent Łodzi z UW Marek Czekalski, który – jak twierdzili śledczy – wziął łapówkę za zmiany w planie zagospodarowania przestrzennego, tak by w miejscu osiedla mógł stanąć hipermarket. W drugim – jego zastępca Bolesław P., który jednak w procesie nie odpowiadał jako wiceprezydent, ale dyrektor oddziału ZUS. Jego przestępstwo polegało na tym, że w sierpniu 1999 roku zakupił od firmy Infolex obiekt – (budynek biurowy i 1,5-hektarową działkę przy al. Rydza-Śmigłego w Łodzi) za 25 mln 600 tysięcy złotych, który spółka kupiła dwa miesiące wcześniej od Próchnika za… 9,5 mln złotych. Bolesław P. w trakcie transakcji pracował w ZUS, a wcześniej był doradcą w Infolexie. Razem z P. odpowiadał również szef tej firmy.
Mimo że sąd latami zaznajamiał się z obydwiema sprawami i poznawał wiele dowodów, to wyroki, które usłyszeliśmy były dziwnie niewspółmierne do popełnionych przestępstw, zaskakujące, albo po prostu – dla zwykłego szarego obywatela – niesprawiedliwe. Jeśli chodzi o Czekalskiego, to sąd nie dopatrzył się winy, nie stwierdził łapówkarstwa i nie dał wiary prokuraturze. Tym samym uniewinnił oskarżonego. Prokuratura złożyła apelację, ale to z kolei oznacza kolejne lata dochodzenia sprawiedliwości.
{sidebar id=4}
W drugiej sprawie choć sąd przychylił się do wniosku śledczych – skazał P. na więzienie (3 lata odsiadki) i na śmiesznie małą grzywnę, to jednak w opinii wielu postronnych, przyglądających się temu z zewnątrz osób, a także pracowników ZUS – taka kara jest niczym i może wręcz zachęcać. No, bo co z pieniędzmi, które tak P., jak i jego kolega prezes Infolexu, zarobili na transakcji? Może poszły na luksusowy dom, jaki w ostatnich latach oskarżony wybudował? Ale w takim razie chyba coś jest nie tak z naszym prawem. Bo czyż łapownikowi, defraudantowi, czy komuś kto „wymiótł” publiczne pieniądze nie należy nakazać ich zwrotu? I to z odsetkami? W tym przypadku od 1999 roku. Czy doczekamy się na takie prawo? Czy tylko przed kolejnymi wyborami obietnica takiej sprawiedliwości znajdzie się w programach partii politycznych? W tym kierunku też miały iść te cuda Tuska. Ale jak już każdy zapewne się przekonał, nie pójdą…
AS