Po wywiadzie Mariana Zacharskiego dla "Dziennika", politycy lewicy opowiadają tej gazecie o spisku służb specjalnych, który miał zmienić wynik wyborów prezydenckich w 1995 r. Celem była druga kadencja dla Lecha Wałęsy.
– To są bzdury i kłamstwa polityków SLD – oburza się były szef MSW Andrzej Milczanowski.
Początek wakacji 1995 r. Do wyborów prezydenckich zostało niecałe pół roku. Lechowi Wałęsie i jego otoczeniu marzy się druga kadencja, ale głowa państwa może liczyć na ledwie kilkuprocentowe poparcie. Za to lewica jest w natarciu. Ma rząd i kilku popularnych liderów: Józefa Oleksego, Leszka Millera, Włodzimierza Cimoszewicza czy Aleksandra Kwaśniewskiego. Ten ostatni ma się pod koniec roku zetrzeć z Wałęsą wyborach. I na dodatek jest faworytem. Wałęsa jest sam, jeśli nie liczyć garstki polityków i wiernego mu szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego, któremu podlegają tajne służby – odnotowuje "Dziennik".
W tym czasie, dokładnie w czerwcu 1995 r., oficer wywiadu Marian Zacharski zdobywa piorunującą wiadomość. Gieorgij Jakimiszyn, rosyjski szpieg, ujawnia mu, że urzędujący premier Józef Oleksy jest agentem Moskwy i nosi pseudonim Olin. Tu właśnie, zdaniem polityków lewicy, zaczyna się spisek.
– Milczanowski i jego otoczenie zaczynają się dyskretnie spotykać z ludźmi lewicy. Próbują przekonywać, że Oleksy to lepszy kandydat na prezydenta niż Kwaśniewski – mówi "Dziennikowi" były polityk SLD Zbigniew Siemiątkowski. – Scenariusz był prosty. Dochodzi do starcia wyborczego Wałęsa – Oleksy i wtedy służby ujawniają, że kandydat lewicy to "Olin". Wałęsa ma wygraną w kieszeni".
Siemiątkowski podaje konkretne przykłady spotkań. – Mnie do wystawienia Oleksego przekonywał wiceszef MSW Henryk Jasik, a także komendant główny policji Jerzy Stańczyk. Inni liderzy lewicy, tacy jak Miller, Sobotka czy Szmajdziński, również byli namawiani przez otoczenie Milczanowskiego do kandydatury Oleksego – opowiada były minister. Potwierdza to Leszek Miller.
Zdradza, że w czasie jednego z takich wieczorów Milczanowski spytał, kogo lewica wystawi na prezydenta. – Pewnie Kwaśniewskiego, odpowiedziałem. Minister przekonywał mnie, że lepszy jest Oleksy, bo to były marszałek Sejmu, premier i działacz państwowy. Krótko mówiąc, osoba poważniejsza i bardziej dystyngowana niż Kwaśniewski. Po tym jak rozegrała się afera "Olina", zrozumiałem, o co w tej grze chodziło – mówi Miller.
– Były rozmowy, w których przekonywano nas, że Oleksy jest lepszy niż Kwaśniewski. Byłem świadkiem jednej z nich. Jasik mówił o tym w gronie kilku osób – wspomina Dariusz Szymczycha, współpracownik Kwaśniewskiego.
Co na to sam Oleksy? – Słyszałem o tym, że grupa Milczanowskiego przeprowadza taką intrygę. Milczanowski spotkał się nawet z samym Kwaśniewskim. Ewidentnie służbom chodziło o drugą kadencję dla Wałęsy – twierdzi Józef Oleksy.
Milczanowski i Jasik zdecydowanie zaprzeczają. – My mielibyśmy ustalać, kto będzie kandydatem lewicy w wyborach? – pyta Milczanowski. – To kłamstwo i ten, kto tak mówi, jest kłamcą – dodaje w rozmowie z gazetą.
Interia.pl/RZ