Rzecznik Praw Obywatelskich Janusz Kochanowski zapowiedział, że zaskarży do Trybunału Konstytucyjnego uchwałę Sądu Najwyższego z grudnia ubiegłego roku dotyczącą stosowania przez sędziów dekretu o stanie wojennym z 12 grudnia 1981 r. SN biorąc w obronę współczesnych „sędziów doraźnych” stwierdził, że w latach 80. sędziowie ci musieli stosować dekret m.in. dlatego, że nie było wtedy mechanizmu oceny konstytucyjności ustaw. Decyzja SN wywołała pożądany skutek z punktu widzenia obrońców Jaruzelskiego i układu magdalenkowego: sparaliżowała IPN, uniemożliwiając Instytutowi stawianie zarzutów sędziom za bezprawne stosowanie dekretu Rady Państwa. Do tego potrzebne jest zdjęcie immunitetu, a po uchwale SN jest to praktycznie nie do przeprowadzenia.
Sprawa stanu wojennego to nie jedyny przykład obrony przez Sąd Najwyższy reżyserów i wykonawców zbrodni z okresu PRL. W kwietniu, o czym można było przeczytać praktycznie tylko w „Rzeczypospolitej”, „Naszej Polsce” i Głosie”, odetchnął z ulgą jeden z największych katów stalinowskich, były zastępca naczelnego prokuratora wojskowego Kazimierz Graff, oskarżony przez IPN o bezprawne przetrzymywanie działacza podziemia Stanisława Figurskiego. Sąd Najwyższy III RP orzekł, że wszystko działo się zgodnie z prawem, więc Graff nie może być pociągnięty do odpowiedzialności. Tym samym panowie w togach dali in gremio glejt bezkarności wszystkim oprawcom komunistycznym, by wymienić tylko Romana Romkowskiego, Anatolija Fejgina, Stanisława Radkiewicza, czy Helenę Wolińską. Ich ofiary znów stały się „zaplutymi karłami reakcji”.
Czekam teraz na krok następny: rehabilitację katów w którejś z kolejnych uchwał Sądu. Nie zdziwi mnie to zupełnie.
Rzecznik Praw Obywatelskich zaskarżając uchwałę Sądu Najwyższego do Trybunału Konstytucyjnego nie broni wyłącznie czystości prawa. Ta decyzja jest również upomnieniem się o elementarną przyzwoitość, przerwanie cyrku, że kat jest chroniony literą prawa i pobiera sowite emerytury, a ofiary – żołnierze II Konspiracji, Jaworzniacy, czy internowani w stanie wojennym – chodzą wciąż zalęknione, mając w oczach wspomnienia z przesłuchań i przeliczają, czy starczy im na życie.
Pakiet deubekizacyjnych ustaw PiS, który miał tę sytuację zmienić, leży na samym dnie zamrażarki Marszałka Komorowskiego. I to również nie dziwi. Nie można bić w swoich.
{sidebar id=2}