Kiedy TVN opowiada o wstrząsającej historii dotyczącej aborcji, to z góry można zakładać, że kłamie. Zresztą, gdy TVN opowiada o czymkolwiek innym, to też można przyjąć takie założenie. Tak to stacja. Tak było w sprawie zgwałconej 14-latki, której odmówiono aborcji w jednym ze szpitali. Jak się później okazało ofiara miała 24 lata i przerwała ciążę w szpitalu zgodnie z polskim prawem narzuconym przez „pisowski reżim”. Stąd też, gdy usłyszeliśmy historię „Joanny z Krakowa” tylko wyznawcy TVN-u i ich rudego wodza dali się nabrać. Reszta ciekała cierpliwie na fakty, które – jak zwykle – rozmijały się z „Faktami”.
Joanna, to osoba queerow, która czasami jest Johnym, ale nie wolno z tego żartować (Jarosław Kaczyński próbował i został skrzyczany przez politpoprawne nastolatki). Z szacunku do całej społeczności queerowej nie nazywajmy Joanny kobietą, tylko po prostu osobą, by nie poczuła się dotknięta. A ponieważ „osoba” to pojęcie zbyt szerokie, można doprecyzować przymiotnikiem – osoba mordująca, w tym przypadku mordująca nienarodzone dziecko.
Osoba Mordująca w Sejmie
Szybko okazało się, że Osoba Mordująca, to patoinfluencerka proaborcyjna. Później wyszło na jaw, że sama zadzwoniła do psychiatry z prośbą o pomoc, ponieważ po tym, jak zabiła dziecko, chciała zabić siebie. Zupełnie tak, jakby aborcja jednak nie była ok, wbrew temu, co twierdzą polskie feministki, które zaprosiły Osobę Mordującą na posiedzenie komisji sejmowej. Swoje przemówienie zaczęła w sposób zwiastujący męczące kilka minut dla wszystkich słuchaczy.
Za każdym razem, gdy zabieram głos, to z przedmiotu staję się podmiotem i to nawet nie jest trudne, bo ja bardzo dużo gadam.
Jakie nieszczęście, że musimy się o tym przekonać. Ale trudno, skoro już zaczęliśmy, to przebrnijmy przez to.
Sejmowy performance queerowej osoby patoinfluencerskiej
Cały ten performance jest absurdalny, a można go obejrzeć w całości poniżej (tylko dla ludzi, którzy mają za dużo czasu)
Zażyłam tabletkę i było ok, nie było niebezpiecznie – przekonuje Osoba Mordująca.
No jasne, że było ok. Każdy z nas dzwoni do psychiatry z informacją, że chce się zabić, gdy jest ok. To standardowe zachowanie.
A w ogóle to jeszcze nie powiedziałam, że jak brałam tę tabletkę, to miałam podpaskę i na podpasce, jak już było po wszystkim, tam był taka, nie wiem, galaretka. Ja sobie na nią mówię żelek między znajomymi. Taki żelek, mój żelek.
To był moment, w którym Osoba Mordująca – przerywa swój miniwykład na temat podmiotowości. Nie może go kontynuować, ponieważ płacze. Tak jak każdy normalny człowiek, gdy mówi o żelkach. Chyba, że Joanna ma świadomość, że mówi o człowieku, a nie o żelkach. Wówczas jej płacz byłby uzasadniony…
Zawartość podpaski, a zawartość czaszki Joanny/Johna
To jest chyba czas, by zrewidować zasadność prawa do zabierania głosu w debacie publicznej dla kobiet. Ostatnią rzeczą, o której powinni opowiadać goście zaproszeni na komisję sejmowej (lub gdziekolwiek indziej) jest zawartość podpaski. Ale w przypadku naszej Osoby Mordującej i tu i tu mamy do czynienia z „jakąś galaretką” – niech każdy sam zdecyduje, która z nich jest więcej warta.
Był taki moment, że nie byłam osobą, tylko przedmiotem. To strasznie słabe być przedmiotem.
Tak, to strasznie słabe być przedmiotem – narzędziem wykorzystywanym przez feministki do szerzenia ich topornej propagandy. Przedmiotem wykorzystywanym przez lidera opozycji do organizowania antyrządowych manifestacji. Swoją drogą ciekawe, że Tusk już nawet nie kryje się, że wykorzystuje niestabilną emocjonalnie kobietę/mężczyznę/dragkinga/osobopostać do walki politycznej i czeka ze swoim marszem do ostatnich tygodni przed wyborami. Jakby już nawet nie zależało mu na udawaniu empatycznego wodza pochylającego się nad losem skrzywdzonych kobiet. Jest już jawnym cynikiem, ale jego wyznawcy i tak to kupią.
Kobieta – pierwsza ofiara feminizmu
Na koniec nasz osoba mówcza przedstawiła się wszystkim, choć dobre maniery nakazywałyby zrobić to na początku.
Jestem Panią Joanną, dyrektorką teatru, siostrą, kochanką (sądzę, że całkiem niezłą), córką, queerem, wariatką, biedną dziewczyną chorą psychicznie. No i będę mamą, jeśli zechcę – zakończyła swój performance.
No to krótko o tej autoprezentacji. „Panią Joanną” – możliwe, że to powaga Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej tak wpłynęła na osobę patoinfluencerską, że nagle potrafiła tak precyzyjnie określić swoją płeć. Niezła kochanka? Cóż, wymarzoną dla mężczyzn, którzy nie chcą brać odpowiedzialności za to, co robią (a tych nie brakuje), bowiem, czyż to nie wygodne płodzić dzieci nie musząc ich wychowywać, ani płacić alimentów, ponieważ one nigdy się nie urodzą dzięki dobrym kochankom?
Co do ostatnich określeń: wariatka i biedna osoba chora psychicznie – tak, Pani Joanna jest biedna (nie w sensie materialnym) i wzbudza litość. Nie tym, że policjanci nie otoczyli jej troską, której z jakiegoś powodu się od nich domagała, lecz dlatego, że zostaje wykorzystana jak produkt przez feministki. Płacząca, trzęsąca się osoba z problemami psychicznymi siedzi otoczona przez bezlitosne feministki, które podsuwają jej mikrofon pod nos i naciskają: mów, w imię ideologii, w imię naszych chorych postulatów, po prostu mów. A ta biedna mówi, bo co innego jej zostało? Wie, że to jedyne środowisko, które będzie ją klepać po plecach i mówić, że jest dobra, choć sama wie, że nie jest, a choćby kiedyś stała się dobra, to nie uwierzy w to, ponieważ żelek stanie w gardle jej sumienia na zawsze, przyklei się doń i nie opuści aż do śmierci.
Czytaj też: