Siła kryzysu gospodarczego w Polsce będzie proporcjonalna do błędów popełnianych przez obecny rząd.
Obecnie nasza pozycja jest względnie dobra. Co więcej mamy szereg atutów mogących uchronić naszą gospodarkę przed krachem:
– własną walutę, która choć podatna na ataki spekulacyjne, to daje rządowi we współpracy z NBP możliwość kompensowania sobie strat powstałych wskutek takich ataków (dla przykładu: spadek wartość złotego gwałtownie zwiększa konkurencyjność polskiej gospodarki, co najlepiej pokazują zmiany w handlu przygranicznym ze Słowacją, Czechami i Niemcami ? dlaczego nie zwiększyć skali tego handlu z przygranicznego na ogólnokrajowy?).
– dosyć pewne, ale też zależne od naszych działań wsparcie finansowe z Brukseli,
– umiarkowaną zależność polskiej gospodarki od eksportu,
– znaczące rezerwy popytu wewnętrznego, gdyż, co czasem trudno dostrzec z Warszawy, Polska wciąż jest krajem ubogim,
– jeszcze większe potrzeby inwestycyjne, które możemy współfinansować ze środków unijnych przy okazji pobudzając popyt wewnętrzny (a środków tych przy wysokim kursie euro jest znacznie więcej niż oczekiwaliśmy).
Po stronie pasywów należy zapisać większość działań bądź ich brak w wykonaniu obecnego rządu:
– ułatwianie życia na polskim rynku globalnych spekulantów (zapowiedzi działań interwencyjnych na rynku walutowym, informowanie o przewidywanych problemach finansowych, brak instrumentów prawnych ograniczających spekulację),
– promowanie rozwiązań ograniczających naszą swobodę (jak szeroko dyskutowane objęcie złotówki mechanizmem ERM II, potrzebne rządowi wyłącznie po to, by zarzucać poprzednikom zaniedbania i tym sposobem odciągnąć uwagę od własnej nieporadności),
– nazywana już katastrofą nieumiejętność wykorzystania funduszy strukturalnych z UE, (by ukryć rozmiary tej katastrofy obecne kierownictwo ministerstwa rozwoju regionalnego zaniechało publikacji danych dotyczących wykorzystania środków unijnych po tym jak okazało się, iż do końca grudnia 2008 do beneficjentów pomocy unijnej trafiło mniej niż 0,5 proc. z z niemal 68 mld euro, które Polska ma otrzymać w latach 2007-2013!),
– całkowita bierność koncepcyjna, że o działaniach nie wspomnę, rządu w sprawie inicjatyw podtrzymujących rozwój gospodarczy,
– irracjonalne pogłębianie długu publicznego (na co składa się zarówno rolowanie zadłużenia z względnie dobrego dla gospodarki roku 2008 na mogący być szczytowym rokiem kryzysu w Polsce rok 2009, jak też zaciąganie przez rząd długów w zagranicznych bankach komercyjnych ? zapowiedź wzięcia kredytu z Europejskiego Banku Rozwoju w wysokości 4 mld euro ? przy równoczesnym odrzuceniu węgierskiej propozycji bezzwrotnego dofinansowania gospodarek naszego regionu z budżetu UE ).
Innym ważnym czynnikiem zwiększającym zagrożenie dla nas jest struktura własnościowa sektora bankowego w Polsce, który w 70 procentach jest własnością kapitału zagranicznego. I tam też, za granicę, szczególnie w sytuacji kryzysu, wypływać będą zyski i oszczędności Polaków. Także strategie kredytowe wobec podmiotów gospodarczych będą ustalane w zgodzie z warunkami panującymi w krajach macierzystych zagranicznych grup kapitałowych, a nie w zgodzie z warunkami panującymi w Polsce. A to ogranicza możliwości działania i rozwoju wielu naszych firm, a nawet samego rządu, który środków inwestycyjnych musi szukać za granicą.
Kryzys, który dotknął przed ponad sześcioma miesiącami sfery finansów (w tym finansów publicznych), dotrze z pełną siłą do naszej gospodarki prawdopodobnie jesienią bieżącego roku. Jaka to będzie siła, to zależy wyłącznie od obecnego rządu. Patrząc na jego dotychczasowe starania, trudno być tutaj optymistą.
a. r.